Zwierzęta! – ryczały trybuny wypełnionego stu tysiącami widzów londyńskiego Wembley. Clown – nazwał polskiego bramkarza znany angielski menedżer Brian Clough. Ekspertom nie starczało liczebników, żeby ustalić, iloma golami Anglia pokona Polskę. O 19.45 na murawie stojący naprzeciwko siebie zawodnicy dwóch reprezentacji zachowywali się zupełnie inaczej. Dumni Synowie Albionu – jak zwykła określać reprezentantów Anglii, podopiecznych sir Alfa Ramseya, mistrzów świata z 1966 roku, brytyjska prasa – żuli gumę. Polacy wyglądali na nieco przerażonych tumultem. Kiedy jednak Vital Loraux, sędzia z Belgii, rozpoczął mecz, zaczęła się prawdziwa bitwa.
Oglądając dziś zapis tego, co wydarzyło się 17 października 1973 roku, młody kibic może mieć wrażenie, że ogląda nie jeden z najlepszych meczów polskiej reprezentacji w historii, ale heroiczną obronę. W której rządzi przypadek, a szczęście polskiego zespołu jest tak ogromne, że aż nieprawdopodobne. Po trosze oddają to jednak statystyki. Na każdy celny strzał Polaków przypadało 8 angielskich. Na każdy rzut rożny dla nas – 11 dla gospodarzy. Anglia za wszelką cenę musiała ten mecz wygrać. Traciła do Polski punkt i tylko zwycięstwo dawało jej awans do Weltmeisterschaft 1974, czyli finałów piłkarskich mistrzostw świata rozgrywanych w Republice Federalnej Niemiec. Każdy inny wynik premiował Polskę, nikomu nieznaną drużynę. Jakby zapomniano, że ten zespół ma na koncie złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Monachium zdobyty rok wcześniej, a w czerwcu w Chorzowie pewnie pokonał Anglików 2:0. To miało nie mieć znaczenia.
A jednak! Nie tylko bowiem obroną, ale kiedy nadarzała się okazja, także kontratakami podopieczni Kazimierza Górskiego straszyli Anglików. Początkowo nieporadnie, ale kiedy nadeszła prawdziwa szansa w 57. minucie w stylu, w jakim jeszcze dziś grają najlepsze zespoły świata. Od momentu przejęcia piłki przez polskich obrońców do przepuszczenia jej pod brzuchem przez angielskiego bramkarza Petera Shiltona po strzale Jana Domarskiego minęło 13 i pół sekundy. Angielscy kibice przecierali oczy ze zdumienia. „Koniec świata” – obwieściły następnego dnia angielskie gazety. Jan Tomaszewski na zawsze został już „człowiekiem, który zatrzymał Anglię”. Nasz zespół, który tak dzielnie stanął przeciwko Anglii, rok później w RFN zajął trzecie miejsce. Rozegrał wiele wspaniałych spotkań, ale właśnie to z Wembley traktowane jest jak polski „mecz nad mecze”. Od czterdziestu lat nie udało nam się powtórzyć w Anglii takiego wyniku.
Warto wiedzieć:
Oni wywalczyli „zwycięski remis”:
- Jan Tomaszewski (Łódzki Klub Sportowy)
- Antoni Szymanowski (Wisła Kraków)
- Jerzy Gorgoń (Górnik Zabrze)
- Adam Musiał (Wisła Kraków)
- Mirosław Bulzacki (Łódzki Klub Sportowy)
- Henryk Kasperczak (Stal Mielec)
- Grzegorz Lato (Stal Mielec)
- Lesław Ćmikiewicz (Legia Warszawa)
- Kazimierz Deyna (Legia Warszawa)
- Jan Domarski (Stal Mielec)
- Robert Gadocha (Legia Warszawa)
Trener: Kazimierz Górski