Trup ma odcięte piersi, głowę i uszy oraz wyjęte oczy, a tułów rozkrajany – donosił przerażony „Kurier Warszawski” po ataku Kuby Rozpruwacza w londyńskiej dzielnicy Whitechapel w listopadzie 1888 r.
Ówczesny Londyn tonął we mgle i… kłopotach. Scotland Yard miał pełne ręce roboty. Po tym, jak w 1887 r. doszło do starć bezrobotnych z policją, królowa Wiktoria bała się, że kraj stoi na krawędzi rewolucji. Na dodatek śmiercią grozili jej irlandzcy separatyści. Wszystko naraz: radykałowie, terroryści i jeszcze nieuchwytny morderca! I to w czasach, gdy nie identyfikowano sprawców zbrodni po odciskach palców, a szczytem wyrafinowania było użycie psów tropiących.
Choć wcześniej i później zdarzały się zbrodnie o mniej lub bardziej podobnym charakterze, Kubie Rozpruwaczowi przypisuje się przede wszystkim pięć ofiar śmiertelnych: Mary Ann Nichols (31 sierpnia), Annie Chapman (8 września), Elizabeth Stride i Catherine Eddowes (obie 30 września) oraz Mary Jane Kelly (9 listopada). Poza ostatnim mordem – wszystkich dokonano na ulicach. Tylko Kelly została zabita we własnym domu. Miała też kilkanaście lat mniej od pozostałych ofiar, które były już po czterdziestce. Wszystkie te kobiety musiały zarabiać na chleb prostytucją. Tak jak 1200 podobnych z dzielnicy Whitechapel.
Miejsce, w którym żyły, należało do najnędzniejszych w Londynie. Morderca atakował w weekendy i święta, po północy i nad ranem. Dusił zamroczone alkoholem ofiary, a kiedy padały na ziemię, podrzynał im gardła. Śladów po ewentualnych gwałtach nie wykryto. Sprawca masakrował za to ciała ofiar, zwykle wycinając organy wewnętrzne. Czasem macicę, czasem nerkę, a przy ostatnim – najbrutalniejszym mordzie – serce.
Stał się pierwszym tak znanym seryjnym zabójcą. Gazety, opisujące szczegóły zbrodni, osiągały rekordowe nakłady. Do jednej z nich trafił list, w którym rzekomy morderca przedstawił się jako Kuba Rozpruwacz („Jack the Ripper”). Stąd wziął się jego ponury przydomek. Ale korespondencję tę spreparowali prawdopodobnie sami dziennikarze.
Kim więc był „morderca z Whitechapel”? Po mordzie Mary Jane Kelly, dr Thomas Bond sporządził pierwszy w historii „profil” przestępcy. Jego zdaniem Kuba Rozpruwacz powinien być samotnikiem, prawdopodobnie maniakiem religijnym, zdradzającym objawy obłędu. Masakrując zwłoki, znajdował ujście dla swoich nadmiernych potrzeb seksualnych.
Świadkowie podawali rozbieżne rysopisy, ale najczęściej wspominali o mężczyźnie w wieku od dwudziestu kilku do 35 lat, ok. 170 cm wzrostu, z wąsem, w długim płaszczu i w kapeluszu. Wielu dodawało, że wyglądał na imigranta. Policja wzięła więc na celownik Polaków, Rosjan, a szczególnie Żydów z East Endu. Ci ostatni stanowili prawie połowę z 76 tys. mieszkańców Whitechapel.
Fryzjerzy z ferajny
Seweryn Kłosowski, Aaron Koźmiński (Kośmiński) i Józef Lis byli imigrantami z Polski, rozdartej przez zaborców. Wszyscy trafili do Whitechapel w latach 80. XIX w. Prawdopodobnie też wszyscy pracowali przez jakiś czas jako… fryzjerzy. Ich historie życia były naznaczone patologią i zbrodnią.
Z dokumentów archiwalnych wynika, że Seweryn Kłosowski urodził się w 1865 r. we wsi Nagórna. Obecnie znajduje się ona w granicach Koła w Wielkopolsce. Od najmłodszych lat kształcił się na chirurga, by wreszcie na początku lat 80. wylądować w Warszawie. Pracował w Szpitalu Praskim i u Dzieciątka Jezus. Warszawa przeżywała wówczas podobne kłopoty jak Londyn. Szerzyła się prostytucja i handel żywym towarem. Ulica, na której mieszkał Kłosowski – Muranowska – zajmowała poczesne miejsce w kronikach kryminalnych.
Prasa wielokrotnie pisała też o fatalnych warunkach w Szpitalu Dzieciątka Jezus, pełnym nie tylko rannych i chorych, ale też obłąkanych. Kłosowski żył więc i pracował w warunkach bardzo „toksycznych”. Czy dlatego wyjechał z kraju? Być może. Tyle że w Whitechapel nie czekały go luksusy, lecz praca fryzjera pośród biedaków. A może uciekał przed powołaniem do carskiej armii? A może… Latem 1887 r. nad Wisłą, przy Al. Jerozolimskich, wykopano z piasku ciało dziewczyny.
Niecodzienna zbrodnia wywołała spory szum. I właśnie w tym czasie Kłosowski nagle opuścił kraj. W zdziesiątkowanych przez wojnę Archiwach Państwowych brakuje akt spraw karnych sprzed 1888 r. O tym, czy odkryto sprawcę tajemniczego mordu, milczą też gazety. Z zachowanych w archiwach dokumentów wiadomo jednak, że Seweryn Kłosowski nie był karany. Czy był podejrzewany – już nie…
Z kolei Aaron Koźmiński, także urodzony w roku 1865, wychował się w wielodzietnej rodzinie żydowskiej w Kłodawie, w guberni kaliskiej. W dzieciństwie stracił ojca. Do odpowiedniego dokumentu udało się dotrzeć Robertowi House’owi, znawcy tematu z USA, publikującemu w prestiżowym magazynie „Ripperologist”.
Jak mnie poinformował, ojciec Aarona – Abraham Józef – zmarł w 1874 r. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach. Kilka lat później Koźmińscy wyemigrowali na Zachód. Prawdopodobnie przerazili się krwawych pogromów, do których doszło w Rosji w 1881 r. Później antyżydowskie incydenty miały miejsce pod Lublinem i w Warszawie. Koźmińscy musieli też pamiętać o zamieszkach z pobliskiego Kalisza w 1878 r., gdy rozwścieczony tłum zdewastował dzielnicę żydowską, oskarżając jej mieszkańców o ostrzelanie procesji Bożego Ciała (prowodyrami zajścia okazali się kupcy, starający się pozbyć żydowskiej konkurencji). Nie bez znaczenia były także ponawiane oskarżenia wobec Żydów o rytualne mordy na chrześcijanach.
W kontekście „mordów z Whitechapel” londyńskie gazety wspomniały o sprawie Ritterów, oskarżonych o zamordowanie w 1881 r. w galicyjskiej wsi Lutcza służącej, Franciszki Mnichówny. Ojciec rodziny – Mojżesz Ritter – miał poderżnąć jej gardło i wyciąć z brzucha spłodzone przez siebie dziecko. Wszystko, aby „zgodnie z Talmudem” zatrzeć swój grzech. Pomagać miała mu cała rodzina i miejscowy pijak Stochliński. To on bezpodstawnie rzucił na Żydów podejrzenie, prawdopodobnie chcąc wybielić siebie. Dopiero po kilku wyrokach i apelacjach Ritterowie wyszli na wolność. Kto wie jednak, jakie myśli i emocje mogła budzić ta głośna sprawa w Aaronie Koźmińskim, u którego zaczęto rozpoznawać ślady zaburzeń psychicznych…
Także z żydowskiej rodziny pochodził Józef Lis, urodzony w 1868 r. w Kielcach. Jak ustalił Charles van Onselen w książce „Lis i cwaniacy: świat Josepha Silvera – gangstera i psychopaty”, senior rodu, Anzel, żył na bakier z prawem. Tak samo wychował też synów. Na dodatek jeden z nich, Jakub, był owocem pozamałżeńskiego romansu jego żony. W konserwatywnym żydowskim środowisku małżeńska zdrada rzucała się cieniem na całą rodzinę.
Może dlatego Józef Lis z czasem coraz bardziej gardził krajanami? W 1885 r. wyemigrował do Anglii. – W tym okresie z naszego kraju popłynęła na zachód Europy szeroka ludzka fala. Na East Endzie polscy Żydzi byli absolutnie dominującą grupą w świecie przestępczym. Potem przenosili swoją działalność do USA, Ameryki Płd., Południowej Afryki – mówi prof. Jerzy Szczepański, wicedyrektor Instytutu Historii Akademii Świętokrzyskiej, który od 1976 r. pomagał van Onselenowi w zbieraniu materiałów.
Czyżby zatem Scotland Yard nie kierował się uprzedzeniami, ale po prostu trafnie ocenił sytuację? – Można powiedzieć, że dobrze wybrał podejrzaną grupę, choć nie zidentyfikował właściwie mordercy – stwierdza Szczepański.
Podejrzani ze świecznika
Choć na celowniku policji znaleźli się imigranci, jakże kuszące wydawało się oskarżenie o potworne mordy kogoś sławnego! Przez lata mnożyły się zaskakujące teorie. Na pierwszy ogień poszedł znany ze skandalicznych wybryków książę Albert Wiktor – wnuk królowej Wiktorii i niedoszły następca Edwarda VII. Miał on zabijać prostytutki, które wiedziały o jego romansie, dziecku i ślubie z pewną katolicką dziewczyną. Problem w tym, że w dniach, gdy popełniano zbrodnie, książę przebywał poza Londynem. Może zatem komuś to zlecił? Na przykład swemu lekarzowi Williamowi Gullowi?
Jednakże ten miał wówczas już 72 lata i był po udarze. Na dodatek Gulla starano się jeszcze „wrobić” w okultystyczne lub masońskie rytuały. Dlaczego? Ano, miejsca zbrodni tworzyły na mapie Londynu pentagram! A w jego środku figurował Christ Church – postawiony na miejscu rzymskiego cmentarzyska kościół autorstwa Nicholasa Hawksmoora, architekta podejrzewanego o praktyki okultystyczne. Faktycznie, gdyby nie mały krzyż na ołtarzu, nie byłoby pewności, że to chrześcijańska świątynia. Wykonuję jednak prosty eksperyment: łączę na mapie miejsca zbrodni w pięcioramienną gwiazdę. I okazuje się, że kościół Hawksmoora wcale nie leży w jej środku!
A co mają do tego masoni? 30 września zamordowano w ciągu 45 minut dwie kobiety, w odległości, której przejście zajęło mi 20 minut (ale chory Gull z pewnością musiałby dostać już zadyszki). Nocą znaleziono na pobliskiej Goulston Street kawałek zakrwawionego fartucha, prawdopodobnie jednej z ofiar, i dwuznaczny napis na ścianie: „Żydzi nie będą obwiniani za nic”. „Żydzi” po angielsku pisze się „Jews”, na murze widniało zaś „Juwes”. Zwolennicy teorii spiskowych utrzymują, że „Juwes” to masońskie sformułowanie, używane na określenie mitycznych zabójców Hirama Abiffa – budowniczego Świątyni Salomona. Ale co, jeśli autor napisu nie znał się na ortografii?
Albo użył slangowego określenia? „Juwes” jako „Żydów” znalazłem też w średniowiecznych angielskich tekstach. A jeśli chodzi o teorie spiskowe, to można wymyślić ich na pęczki. „Odkryłem” na przykład, że 4 ofiary zamordowano w rocznice koronacji angielskich władców, a piątą – w dniu urodzin przyszłego króla Edwarda VII. Tylko co z tego? Rodzinę królewską, masonów i okultystów możemy spokojnie z listy podejrzanych wykreślić. A może Kubą Rozpruwaczem był Joseph Merrick, słynny człowiek-słoń, mieszkający w Królewskim Szpitalu w Londynie, w pobliżu miejsca zbrodni z 31 sierpnia? Tym, którzy go podejrzewali, wystarczało, że straszliwie oszpecony mężczyzna przechadzał się po mieście zamaskowany i nie mógł liczyć na względy płci przeciwnej. Ale Merrick był prostym i serdecznym człowiekiem, nie psychopatą!
Kilka lat temu amerykańska autorka kryminałów Patricia Cornwell ogłosiła, że odnalazła Kubę Rozpruwacza. Wskazała na malarza Waltera Sickerta, znanego mizogina oraz twórcę mrocznych obrazów (np. „Sypialnia Kuby Rozpruwacza”). Co jest dowodem? Podobieństwo DNA, znalezionego na korespondencji artysty, do DNA z pewnego listu, rzekomo od Kuby Rozpruwacza. A także użycie w obu przypadkach identycznego papieru do pisania. Cały kłopot w tym, że analiza DNA nie dała jednoznacznych wyników. Co więcej, latem 1888 r. Sickert przebywał we Francji. Poza tym koperty i papier byłyby dowodem jedynie na to, że malarz wysłał na policję fałszywy list.
Co innego, gdyby w archiwach Królewskiego Szpitala odnaleziono teraz próbki nerki, której kawałek przesłała osoba, podająca się za mordercę. Współcześni eksperci mogliby wyjaśnić, czy był to makabryczny żart, czy organ wycięto zamordowanej Catherine Eddowes. O dołączonym do niego liście, pisanym „z piekła” („from Hell”) – jak zaznaczył autor – grafolodzy powiedzieli, że wyglądał na dzieło człowieka, który stawiał litery, jakby dźgał nożem…
Na liście podejrzanych nie brakuje wprost niedorzecznych kandydatów. Może zadowoli nas Lewis Carroll, autor „Alicji w krainie czarów”? A może poeta albo przyjaciel Oscara Wilde’a, który przecież nie przypadkiem napisał „Portret Doriana Graya”? A Richard Mansfield – aktor, grający wtedy w scenicznej adaptacji „Doktora Jekylla i pana Hyde’a”? A może rosyjski agent, zamierzający skompromitować rząd Jej Królewskiej Mości? Niektórzy wciąż utrzymują, że zbrodni dokonał, otruty później przez żonę, handlarz bawełną James Maybrick. Pozostał po nim dziennik z morderczymi wyznaniami, uznany jednak za fałszerstwo.
Ofiary, które zalicza się do tzw. kanonicznych morderstw Kuby Rozpruwacza, zginęły wyjątkowo okrutną śmiercią:
1. MARY ANN NICHOLS (44 lat) odnaleziono z 20-centymetrowa rana gardła, a na jej podbrzuszu znajdowały się ślady po cieciach.
2. ANNIE CHAPMAN (47 lat) miała poderżnięte gardło i napuchnięty język – ślad po duszeniu morderca wyjął z ciała trzewia i położył ofierze na ramionach. Lekarz sadowy stwierdził także brak części genitaliów, macicy i pęcherza.
3. ELIZABETH STRIDE (47 lat) poderżnięto gardło, Rozpruwacz nie zdążył jej okaleczyć – prawdopodobnie ktoś mu w tym przeszkodził.
4. CATHERINE EDDOWES (46 lat) została rozpruta od łona aż po mostek – zniknęła nerka ofiary, morderca odciął kobiecie nos, a także ponacinał powieki oraz policzki.
5. MARY JANE KELLY (25 lat) to ofiara najbardziej brutalnej zbrodni Kuby – jej twarz została całkowicie zmasakrowana, a wnętrzności wyjęte i poukładane naokoło ciała, śledczy odnaleźli fragmenty brzucha na stoliku obok zwłok. Brakowało także części serca.
A może zbrodniarzem była… kobieta? Nadkomisarz Bogdan Lach, psycholog śledczy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, uważa to za mało prawdopodobne. Sposób działania Kuby Rozpruwacza jest bowiem typowy dla mężczyzny i podyktowany relacjami erotycznymi.
Imigranci na cenzurowanym
Scotland Yard pamiętał o zeznaniach świadków i napisie z Goulston Street. Zaczął więc przyglądać się podejrzanym imigrantom, szczególnie Żydom. Na tyle jednak ostrożnie, żeby nie prowokować antysemickich zamieszek. Zaczęli od polskiego Żyda Johna Pizera, zwanego „Skórzanym fartuchem”. Rzekomo zachowywał się agresywnie w stosunku do kobiet. Jednak żadnych konkretnych związków Pizera z morderstwami nie potwierdzono, poza tym miał alibi. Kolejnym podejrzanym przybyszem był urodzony w Warszawie Michał Ostrog – ni to Rosjanin, ni to Żyd, podający się m.in. za polskiego „hrabiego Sobieskiego”. Ów notoryczny oszust lubił nosić przy sobie noże chirurgiczne. Nie miał jednak myśli morderczych, raczej samobójcze.
Pojawił się też polski Żyd Joseph Isaacs, którego o udział w zbrodniach podejrzewała gospodyni. Zbyt często zmieniał ubrania i wygrażał kobietom. Policja oczyściła go jednak z zarzutów. Być może przedwcześnie? Historyk z RPA Charles van Onselen sugeruje, że Joseph Isaacs to kolejny z pseudonimów Józefa Lisa. Ten psychopata handlował żywym towarem i nie cofał się przed okrucieństwami. Pewnej opornej prostytutce z Windhoek wlał żrący kwas do pochwy…
Znamienne, że niektóre z ofiar Kuby Rozpruwacza potraktowano w sposób przypominający rozprawę z symboliczną „nierządnicą” ze starotestamentowej Księgi Ezechiela: „Odetną ci nos i uszy. (…) Zdejmą z ciebie szaty, zabiorą ci twe kosztowne ozdoby. (…) Pozostawią cię nagą i odkrytą, tak iż ujawni się twoja nagość, twój nierząd, twoja rozpusta i nierządne czyny”. Jeśli maniak miałby znać księgi Starego Testamentu, to mógł nim być także Aaron Koźmiński. Jakie wyciągnął wnioski ze słów proroka? To, że Koźmiński nie był do końca zdrowy na umyśle, nie ulegało wątpliwości. Groził siostrze nożem i publicznie się onanizował. Z kolei Kłosowski tuż po morderstwach w Whitechapel ożenił się z niejaką Lucy Baderską. Małżeńska sielanka nie trwała długo. Żona skarżyła się, że Kłosowski groził jej, a nocą urządzał sobie długie eskapady. Mniej więcej w czasie gdy wyjechał do USA – w kwietniu 1891 r. – zamordowano nowojorską prostytutkę Carrie Brown. W sposób do złudzenia przypominający Kubę Rozpruwacza…
Poza „polską” grupą ciekawość londyńskiej policji wzbudzili też Amerykanin Francis Tumblety i Australijczyk Frederick Bailey Deeming. Za młodu Tumblety był zamieszany w… zamach na prezydenta USA Abrahama Lincolna. Później podejrzewano go też o nielegalny handel preparatami z ludzkich organów, co w sprawie Kuby Rozpruwacza miało większe znaczenie. Jednak prawdopodobnie był homoseksualistą, a to raczej wykluczałoby go z grona podejrzanych. Zdaniem kryminologów, na ofiary wybierałby wtedy mężczyzn. Z kolei Deeming został stracony w 1892 r. za brutalne zamordowanie swoich dwóch żon i dzieci. Jako że podróżował między Anglią i Australią, wzięto go pod lupę. Przez wiele lat w muzeum policji prezentowano odlew jego głowy jako należącej do Kuby Rozpruwacza! Z drugiej strony brak dowodów, że jesienią 1888 r. Deeming był w Londynie.
Koniec trójki
Wróćmy więc do trójki demonicznych golibrodów z Polski. Wszyscy skończyli marnie. Seweryn Kłosowski zmienił nazwisko na George Chapman i pod nim otruł swoje trzy kochanki. Trafił na szubienicę. Podobno prowadzący sprawę morderstw z Whitechapel inspektor Frederick Abberline powiedział policjantowi, który aresztował Kłosowskiego: „W końcu masz Kubę Rozpruwacza!”. Współczesny „profiler” Bogdan Lach ma jednak co do tego wątpliwości. – Moim zadaniem, dokonywanie zabójstw poprzez zastosowanie trucizny odbiega od norm znamiennych dla dewiacji o charakterze sadystycznym.
Sprawcy stosujący truciznę to tchórze, którzy unikają konfrontacji ze swoimi ofiarami – twierdzi.Z kolei Józef Lis skończył w Polsce, rozstrzelany przez austriacki pluton egzekucyjny w 1918 r. Podejrzewany był o szpiegostwo na rzecz Rosji. Profesor Szczepański jest przekonany, że to kielczanin mordował w Londynie. – Oczywiście nie mamy „dymiącego pistoletu”, czyli bezpośredniego dowodu. Ale z materiałów zebranych przez van Onselena wynika, że jest to wysoce prawdopodobny kandydat. Obraz życia tego człowieka – to, co robił, jego kariera przestępcza, uniki, zmiany nazwiska – składa się w całość tylko wtedy, gdy zrozumiemy, że był Kubą Rozpruwaczem – konkluduje Szczepański.
Miejsca zbrodni
Kuba Rozpruwacz działał w jednym z najbardziej ponurych miejsc londyńskiego East Endu – Whitechapel. Dzielnice obskurnych domków, brudnych ciasnych ulic zamieszkiwali ubodzy imigranci – zwłaszcza Irlandczycy i Żydzi. Wiele kobiet – według szacunków policji nawet 1200 – trudniło się nierządem, by podreperować domowe budżety. Mimo szemranej sławy, jaka cieszyła się dzielnica, zbrodnie Rozpruwacza wstrząsnęły jej mieszkańcami. Powstały specjalne obywatelskie komitety czuwające nad bezpieczeństwem i wystarczał byle pretekst, by tłum gotowy był zlinczować podejrzanych, nie oszczędzając nawet oskarżanych o nieudolność funkcjonariuszy policji.
A co z Koźmińskim? Zmarł najpóźniej z całej trójki. W 1919 r. w zakładzie dla obłąkanych. Wielu policjantów, prowadzących śledztwo, stawiało go w gronie głównych podejrzanych. Osoby, które złożyły obciążające Koźmińskiego zeznania, z jakichś przyczyn nie chciały jednak potwierdzić ich przed sądem. Jak ustalił „ripperolog” Robert House, niejacy Koźmińscy – może spokrewnieni z Aaronem – mieszkali przy Goulston Street, gdzie znaleziono zakrwawiony kawałek fartucha i niesławne graffiti… W sprawie Kuby Rozpruwacza jest tyle niewiadomych, że nie możemy być nawet pewni, czy odpowiada on za wszystkie przypisywane mu mordy. Piąta „kanoniczna” ofiara została zabita w domu, nie na ulicy, po dłuższym okresie spokoju. Może ta tragedia była dziełem naśladowcy? Zdaniem psychologa śledczego Bogdana Lacha, to niewykluczone. – Opinia publiczna była zainteresowana sprawcą. Taki stan rzeczy sprzyja wchodzeniu w zbliżone role innych osób, które przejawiają podobne skłonności i dewiacje – tłumaczy.
Doszliśmy więc do momentu, gdy zamiast jednego Kuby Rozpruwacza możemy mieć kilku. Żeby zidentyfikować choć jednego, potrzebowalibyśmy żelaznych dowodów. Odcisków palców lub DNA. W policyjnych archiwach nie ma żadnych przedmiotów pozostawionych przez mordercę. Zaginęła też większość rzeczy ofiar. Przeprowadzony kilka lat temu eksperyment z wzięciem próbek DNA z szala należącego do Catherine Eddowes zakończył się niepowodzeniem. Ale przecież wciąż można przebadać ciała ofiar. Może na zakrwawionych ubraniach, o ile przetrwały, morderca zostawił odciski palców? – Do tej pory nie udało się uzyskać pozytywnych wyników przy ujawnianiu śladów linii papilarnych nadających się do identyfikacji z tkanin – rozwiewa jednak takie nadzieje nadkomisarz Krzysztof Tomaszycki, naczelnik Wydziału Daktyloskopii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji.
Rekonstrukcja Kuby R.
Od 2006 roku można juz spojrzeć w oczy najsłynniejszego mordercy epoki wiktoriańskiej. John Grieve, były szef sekcji antyterrorystycznej i detektyw pracujący w wydziale zabójstw londyńskiej policji metropolitarnej, na zlecenie brytyjskiego kanału Five przygotował portret pamięciowy Kuby Rozpruwacza. Jak to możliwe po niemal 120 latach? „To popularny mit, ze nikt nie widział mordercy, ze zniknął on w londyńskiej mgle” – stwierdził Grieve. Zbrodniarza widziało 13 osób, choc ich zeznania nie zawsze sie pokrywają. Kuba z portretu to mężczyzna 25–35-letni, średniego (na dzisiejsze standardy) wzrostu (1,67–1,74 m), noszący wąsy i krótko ścięte włosy.
Jednak ostatniej z ofiar zrobiono serię zdjęć na miejscu zbrodni. Może z nich udałoby się odcyfrować krwawe odciski? – Techniki fotografowania stosowane przed 120 laty uniemożliwiają, nawet po obróbce komputerowej, wykonanie zbliżenia pozwalającego na uwidocznienie cech linii papilarnych – odpowiada nadkom. Tomaszycki.
Czyli odcisków na ciałach ofiar nie znajdziemy. Co najwyżej na rzeczach osobistych domniemanego mordercy. To byłoby możliwe. Ale nie będzie z czym ich porównać. Narzędzia zbrodni, z którego można byłoby pobrać odciski palców, nigdy nie znaleziono… A co z DNA mordercy? Może ono pozostało na ciałach ofiar, złożonych w grobach? Czy można porównać je z materiałami z rzeczy osobistych podejrzanych? – Odnalezienie materiału genetycznego zabójcy na ciele ofiary, np. pod paznokciami, i wyodrębnienie z niego próbek, jest niemożliwe po tak długim czasie bytowania w glebie. Ślady biologiczne, pozostawione na ciele innej osoby, w takich warunkach uległyby szybko rozkładowi, a DNA degradacji – mówi nadkomisarz Małgorzata Kwietniewska z Wydziału Biologii CLK KGP. Czyli ten pomysł także odpada. Tym bardziej że część z grobów ofiar jest tylko symboliczna. Odnalezienie ciał okazałoby się bardzo pracochłonnym i kosztownym zajęciem. A ekshumacja nawet jednej ofiary wzbudziłaby kontrowersje wśród Brytyjczyków.
Całe szczęście, są inne techniki śledcze, które mogą dostarczyć cennych, choć nie tak jednoznacznych, wskazówek. Na przykład, czy występuje związek między miejscami ataków i domem mordercy. Zgodnie z metodą „geoprofilingu” napastnik powinien mieszkać tam, skąd – upraszczając – w miarę łatwo mógł dostać się do wszystkich miejsc zbrodni. Na pewno okazję taką mieli Kłosowski i Koźmiński, a bardzo prawdopodobnie także Lis. A co sądzą eksperci o regularności, z jaką zbrodniarz atakował prostytutki? – Regularność ataków podyktowały dewiacje o charakterze sadystycznym. To przejaw skrajnego uprzedmiotowienia ofiary i symbolicznego zredukowania kobiety do jej organu płciowego – uważa nadkom. Lach.
Grzebanie w głowie
Na początku lat osiemdziesiątych grupa znanych amerykańskich „profilerów” stworzyła „The Ripper Project”, który miał pomóc w ustaleniu tożsamości Kuby Rozpruwacza. Fachowcy uznali na podstawie jego czynów, że musiał wychowywać się bez ojca lub w rodzinie zdominowanej przez matkę. Prawdopodobnie już w dzieciństwie przyszły zbrodniarz wyżywał się, torturując małe zwierzęta. Potem przyszedł czas na jeszcze większe okrucieństwa. Fachowcy stwierdzili też, że przestępca o podobnej osobowości nigdy nie zakończyłby swego życia samobójstwem. Tym samym skreślili z listy podejrzanych niejakiego Montague’a Johna Druitta – młodego londyńskiego prawnika, który utopił się w Tamizie.
Zaraz po tym samobójstwie skończyły się mordy Kuby Rozpruwacza, więc Druitt był dla Scotland Yardu poważnym podejrzanym.Współcześni „profilerzy” stwierdzili, że morderca z pewnością mieszkał w okolicach Whitechapel. Mógł szukać prac, dzięki którym realizował częściowo swoje fantazje i nabył wprawy w używaniu ostrych narzędzi. Nienawidził kobiet i pewnie nigdy się nie ożenił. Był typem samotnika, trudno nawiązującego kontakty. Zdaniem „profilerów” najbardziej prawdopodobnym kandydatem był… Koźmiński! Tylko czy właśnie on był naprawdę Kubą Rozpruwaczem? Jeśli tak, to znaczy, że policja de facto wykryła sprawcę, choć nigdy go nie oskarżyła. Zadbała jedynie, żeby nie miał już szans mordować i skończył w zakładzie dla obłąkanych. Czy tak było? Czy sprawa Kuby Rozpruwacza tylko pozornie nie została rozwiązana?
Wystawa
Spragnieni mocnych wrażeń za niecałe 20 funtów (dzieci – 13) mogą przejść się ulicami wiktoriańskiego Whitechapel. Londyńskie lochy (London Dungeons) stanowią scenografie dla interaktywnej wycieczki w czasy Kuby Rozpruwacza. Na początku tego roku firma PR współpracująca z muzeum wpadła na nieco makabryczny pomysł, aby prawdziwe prostytutki odegrały role swych wiktoriańskich poprzedniczek podczas show. Taki występ miał im pomóc… porzucić ulice. Pomysł jednak upadł, a w role XIX-wiecznych londyńczyków wcielają się aktorzy.
Odpowiedź mógł znać nie kto inny jak Sherlock Holmes. A raczej dr Joseph Bell – szkocki chirurg i mentor Arthura Conan Doyle’a, któremu posłużył za pierwowzór słynnego detektywa. W sprawie Kuby Rozpruwacza poprosił go o pomoc współpracujący z policją prof. Harvey Littlejohn. Przedstawił mu dane o kilku podejrzanych. Obaj lekarze przeanalizowali je i zapisali na kartkach nazwisko domniemanego Kuby Rozpruwacza. Kiedy wymienili się kartkami, ich podejrzenia okazały się identyczne. Dali znać policji. Morderca więcej już nie uderzył.
Jakie nazwisko figurowało na kartkach? Czy Koźmińskiego? Kartki, o ile nie istniały tylko w legendzie, przepadły. Pewnie podczas przeprowadzki archiwów Scotland Yardu lub wojennej zawieruchy. Może jakimś cudem kiedyś się odnajdą? Tylko jaki byłby to dowód dla ludzi, wciąż czekających na „dymiący pistolet”, a raczej „zakrwawiony nóż”?