Historia kobiet w brytyjskim wywiadzie

Podczas II wojny światowej na zlecenie tajnych służb Marie Christine Chilver sprawdzała, czy szkoleni w Anglii szpiedzy umieją trzymać język za zębami. Dopiero dziś Brytyjczycy poznają historię kobiet współpracujących z wywiadem, bo po wojnie nie należały im się ani wdzięczność, ani sława.

W dżdżysty wrześniowy dzień 1942 roku w jadalni hotelu Humby w brytyjskim Leicester pracownik pewnej firmy ubezpieczeniowej dosiadł się do stoli-ka atrakcyjnej Francuzki. Nieznajomi zaczęli rozmowę od narzekania – jak to w Anglii – na kiepską pogodę. Śniadanie złożone z cienkich tostów i pomarańczowej marmolady szybko się skończyło, a wtedy Mademoiselle X i Mr Y – tak ich na razie nazwijmy – przeszli do hotelowego salonu. Mr Y zadawał sporo pytań. Okazało się, że Francuzka zajmuje się dziennikarstwem. Mlle X chętnie opowiadała o sytuacji w okupowanej Francji. Następnego dnia znów zjedli razem śniadanie i umówili się na wspólny powrót pociągiem do Londynu. Rozstali się na dworcu St. Pancras i nigdy więcej się nie zobaczyli. W rzeczywistości ich spotkanie było tylko pozornie przypadkowe. On nie zajmował się ubezpieczeniami, a ona – dziennikarstwem.

MADEOISELLE X

Mr Y był agentem SOE (Special Operations Executive – po polsku Kierownictwo Operacji Specjalnych), komórki wywiadowczej stworzonej z inicjatywy Winstona Churchilla w 1940 roku. SOE miało wspomagać ruch oporu w okupowanej Europie.

Tamtego wrześniowego dnia Mr Y otrzymał trudne zadanie. Miał, nie wzbudzając podejrzeń, sprawdzić, czy zatrudniona przez SOE na trzymiesięczny okres próbny 22-letnia Mlle X nadaje się do pracy w kontrwywiadzie.

Oboje doskonale zagrali swoje role. Mlle X najprawdopodobniej nie domyśliła się, że Mr Y jest agentem, a opowiadając o sobie zgodnie ze scenariuszem wymyślonej dla niej w SOE legendy, nie popełniła błędu. Mr Y napisał później w raporcie, że stażystka jest niezwykle inteligentna, rozmowna, ale ostrożna, w związku z czym bez zastrzeżeń ją rekomenduje.

I tak zaczęła się trwająca ponad 3 lata misja Mlle X, dzięki której brytyjscy agenci uniknęli z pewnością wielu wpadek na terenie wroga. Co dokładnie robiła Mlle X? Wcieliła się w rolę podobną do tej, którą odegrał przed nią Mr Y w Leicester. Dostała pseudonim Fifi i została agentką prowokatorką (po franc. agent provocateur – takiego określenia używa-no wtedy w brytyjskich służbach specjalnych – przyp. red.). Jak przyznawali jej przełożeni, był to eksperyment. Chodziło o sprawdzanie własnych szeregów, zanim agenci znajdą się na terenie Francji. Fifi próbowała sprowokować przyszłych szpiegów do gadulstwa. Wszystkie zaaranżowane przez centralę spotkania opisy-wała później w raportach.

Nikt – z wyjątkiem trzech przełożonych w SOE, którzy dziś już nie żyją – nie znał prawdziwej tożsamości agentki prowokatorki. Po rozwiązaniu w 1945 roku tajnej armii premiera o jej wojennych zasługach zapomniano.

NIE TAKA GŁUPIA BLONDYNKA

Dopiero kilka tygodni temu brytyjskie archiwa National Archives odtajniły około  3 tys. teczek pracowników SOE, a wśród nich dokumenty dotyczące Fifi. Dziś już wiemy, że „prowokatorką” była Marie Christine Chilver. Urodziła się w Wielkiej Brytanii, ale wychowała na Łotwie, gdzie jej ojciec, Brytyjczyk, był korespondentem „Timesa”. Christine skończyła niemieckojęzyczną szkołę w Rydze, a później studiowała na paryskiej Sorbonie, dlatego znakomicie znała niemiecki i francuski. Kiedy wybuchła wojna, uciekła z obozu internowania w Besançon i przedostała się do Wielkiej Brytanii. Potrzebowała pieniędzy, dlatego sama zwróciła się do władz z propozycją współpracy. Przekonywała, że nie dba o ryzyko, a jej umiejętności językowe mogą się przydać.

We wrześniu 1942 roku, kiedy w Leicester spotkała Mr Y, miała już nową francuską tożsamość i paszport sfałszowany przez speców z SOE. Grała rolę Christine Collard, francuskiej dziennikarki, której ojciec był handlarzem drewna, a matka Rosjanką.

 

Nie przeszła specjalnego szkolenia. Jej umiejętności oceniano na tyle wysoko, że pracę zaczęła od razu. Bardzo szybko zasłużyła na  miano „naszej specjalnej agentki”, jak nazywa-no ją w poufnej korespondencji w centrali SOE. Jej działalność nie miała jednak nic wspólnego z przygodami „dziewczyn Bonda” i innych bohaterek filmów szpiegowskich, które rozgrywają się zazwyczaj w modnych kasynach Monte Carlo i Estoril. Fifi podróżowała po najbardziej zapadłych brytyjskich miasteczkach, zatrzymywała się w kiepskich hotelach i tam spotykała swoje „ofiary”. Byli to młodzi ludzie, którzy wcześniej odbyli szkolenie w tajnym ośrodku SOE i przed zagraniczną misją czekało ich już tylko 96-godzinne ćwiczenie w terenie. Tam – pozornie przypadkiem – wpadała na nich Fifi. A oni nie mieli nawet pojęcia, że ta czarują-ca dziennikarka o blond włosach, która miło z nimi gawędzi, właśnie przeprowadza decydujący o ich najbliższej przyszłości egzamin.

Wcześniej Fifi otrzymywała krótkie charakterystyki swoich „studentów”. Były tak pobieżne – z nadesłanych opisów wynikało jedynie, że ktoś ma np. krzywe przednie zęby, ogromne stopy, włosy zaczesane do tyłu i wąskie usta – że można się dziś zastanawiać, jak Fifi potrafiła w ogóle rozpoznać wskazane przez centralę osoby…

Napotkani mężczyźni, oszołomieni urodą i elokwencją Fifi, szybko ulegali jej czarowi. Rozwiązywały im się języki. Czasem wystarczała jedna dłuższa rozmowa, aby ocenić zdolności początkujących wywiadowców i sprawdzić, czy dadzą się nakłonić do ujawnienia zawodowych sekretów. Tak było choćby w przypadku Tasa z Belgii. Fifi spędziła z nim zaledwie kilka po-południowych godzin, a zdążyła poznać szczegóły jego poprzednich zadań.

Nic dziwnego, że na podstawie jej raportów wielu kursantów musiało na zawsze pożegnać się z pracą wywiadowczą. Czasem zastanawiała się, czy gra z chłopakami fair, ale pocieszała się, że to dla ich dobra, bo na froncie będą narażeni na o wiele gorsze prowokacje.

PIEPRZYK, KTÓREGO NIE BYŁO

Przełożeni ufali jej sądom bez zastrzeżeń, dzięki czemu mogła sobie nawet raz pozwolić na częściową dekonspirację. Kiedy sprawdzany przez nią norweski agent Gunnar Tingulstad domyślił się, że Fifi nie jest francuską dziennikarką, a ich spotkanie to rodzaj testu, który właśnie oblewa, przyznała się do swojej roli. W raporcie z tego spotkania Fifi tłumaczyła, że zdecydowała się porozmawiać z Gunnarem szczerze, ponieważ uznała, że zapowiadał się na świetnego agenta i takiej lekcji bezpieczeństwa z pewnością nigdy nie zapomni.

Tingulstad był jednak wyjątkiem. Pozostali kursanci nie mieli pojęcia o pułapce, w którą zostali złapani. Mimo to szybko powstała o Fifi legenda. Mówiło się, że wiedziała nawet, czy testowani przez nią agenci mówią przez sen – plotkowano, że swoje misje kończyła z nimi w łóżku. Opowiadano też o pieprzyku, który słynna agentka miała mieć na udzie. W rzeczywistości Fifi wyciągała  ze swoich „ofiar” to, co chciała, na pogawędce w barze albo w drodze do kina. Tylko raz, o czym Fifi pisze w zachowanym raporcie, poszła z kimś do hotelowego pokoju. Kiedy więc agent Russel zaprowadził ją do sypialni, poprosił o… zacerowanie kilku fularów. Okazało się, że jego przykrywką w czasie ćwiczeń był handel fularami.

Fifi – jak wynika z notatek służbowych jej zwierzchników – nie musiała zaciągać nikogo do łóżka. Swoją skuteczność zawdzięczała nie tylko wyjątkowej urodzie, ale przede wszystkim inteligencji i intuicji. Oczywiście nie wszystkie agentki trzymały się tak żelaznych zasad. Na przykład Winifred Davidson została zwolniona ze służby, kiedy zauważono, że spotyka się z kursantami już po „egzaminach”.

Clare Mulley, autorka książki o Krystynie Skarbek, legendarnej polskiej agentce współpracującej z SOE, uważa jednak, że takich przypadków jak Davidson nie było wiele, i trzeba walczyć ze stereotypem tajnej agentki, której głównym i czasem jedynym narzędziem jest seks. 

 

„Byłabym wściekła, gdyby na podstawie mojej książki powstał film, który skupiałby się tylko na urodzie Krystyny Skarbek. Zresztą piękna twarz jest czasem w tym fachu obciążeniem: jeśli przenosisz radiostację, lepiej nie rzucać się w oczy – mówi Mulley. – Oczywiście w SOE zdarzały się piękności takie jak Krystyna, Fifi czy księżniczka Noor Inayat Khan, ale większość agentek nie grzeszyła urodą. Virginia Hall była nawet kaleką. Przede wszystkim cechowała je wszystkie niezwykła odwaga”.

MINISTERSTWO ROLNICTWA I RYBOŁÓWSTWA

Fifi nie była jedyną prowokatorką współpracującą z SOE. Do dziś we Francji żyje Noreen Riols, ale Brytyjczycy dowiedzieli się o jej istnieniu dopiero w 2000 roku, kiedy odtajniono inną porcję teczek. Riols nie tylko testowała, jak Fifi, przyszłych szpiegów, ale zajmowała się również pomocą tym, którzy już z okupowanej Francji wrócili. Kiedy dołączyła do SOE, miała zaledwie 17 lat i znakomicie znała francuski (skończyła Lycée Français w Londynie). Rodzicom powiedziała, że będzie pracować w ministerstwie rolnictwa i rybołówstwa (tak zatytułowała zresztą wspomnienia). Zmarli, nie wiedząc, co naprawdę robiła ich córka w czasie wojny. „Okłamałam wszystkich bliskich, ale przecież wtedy to nie było takie trudne. Wszędzie wisiały plakaty ostrzegające przed gadulstwem, które może kosztować życie” – powiedziała Riols w jednym z wywiadów.

Agentki takie jak Fifi czy Riols rzeczywiście nie miały kłopotu z wmówieniem rodzinom, że pracują w biurze. W latach 30. i 40. w Wielkiej Brytanii powszechnie uważano, że miejsce kobiety jest w domu. Płatną pracą zajmowały się wyłącznie panny. Kiedy zaczęła się wojna, ewentualny udział kobiet w walce stanowił temat tabu. Gdy w 1942 roku centrala SOE próbowała załatwić dla Fifi przykrywkę – oficjalne zatrudnienie w Ministerstwie In-formacji – Cyril Redcliffe, dyrektor jednego z departamentów tej instytucji, ostro zaoponował. Jak stwierdził, społeczeństwo brytyjskie z niechęcią odnosiło się do wszelkiego rodzaju węszenia i naruszania prywatności, tym bardziej jeśli tę rolę miałaby odgrywać kobieta. Nic dziwnego, że brytyjski rząd ukrywał przed opinią publiczną zatrudnianie kobiet w wywiadzie i przerzucanie ich na teren wroga. „Brytyjskie władze były wtedy przekonane, że społeczeństwo nie jest gotowe na to, aby dowiedzieć się, że kobiety uczestniczą w wojnie na równi z mężczyznami” –  tłumaczy Clare Mulley.

Tymczasem w tajnym centrum szkoleniowym SOE w New Forest kobiety uczyły się m.in., jak zgubić „ogon”, zabijać przeciwnika jednym ciosem, wysadzać sejfy. Aż 39 kobietom z sekcji „F” w SOE powierzono rolę kurierek i radiotelegrafistek w okupowanej Francji. 13 z nich nigdy nie wróciło do domu. O wielu wojennych agentkach nadal mało wiadomo, bo – jak tłumaczy Jonathan Cole z National Archives (to on opracował świeżo odtajnioną teczkę Fifi) – ponad 6 tysięcy teczek żołnierzy SOE nadal czeka na odtajnienie. Cole ma zresztą nadzieję, że uda się wreszcie przywrócić pamięć o wielu fenomenalnych kobietach, które – jak mówi – nie zajmowały się wyłącznie sortowaniem wojskowych dokumentów.

NIEDOCENIONE I ZAPOMNIANE

Młodzi Anglicy dowiadują się o tym wszystkim – potwierdza Clare Mulley – z niemałym zdziwieniem. Kilkadziesiąt lat po woj-nie okazuje się, że ich babki nie ograniczały się – jak głosiła oficjalna propaganda – do pracy w ATS (po ang. Auxiliary Territorial Service, czyli pomocnicza służba wojskowa dla kobiet, której członkiem była m.in. przyszła królowa Elżbieta II), ale były kurierkami, szpiegami i prowokatorkami. W dodatku wykorzystywały w tej pracy nie tylko urodę, ale przede wszystkim inteligencję.

Według Clare Mulley kobiety szkolono w tych samych miejscach i w ten sam sposób jak mężczyzn, a w terenie dorównywały kolegom. Mimo to po wojnie potraktowano je gorzej niż mężczyzn. Założono, że agentki muszą wrócić do przedwojennych ról, a ich wojenną działalność będzie można przemilczeć. W rezultacie panie nie miały nawet prawa do wojskowych odznaczeń. „Rozmawiałam z wieloma kurierkami z SOE. One się tym czuły dotknięte do żywego – mówi Mulley. – A wypadało je chociaż zapytać, czy zechcą przyjąć wojskowe honory, choćby anonimowo”.

Władze były jednak nieugięte, nawet po słynnym wystąpieniu Pearl Witherington, brytyjskiej agentki działającej na terenie okupowanej Francji. Witherington ostro zaprotestowała przeciwko odmowie przyznania jej Krzyża Wojskowego (po ang. Military Cross), stwierdzając z sarkazmem, że „w tym, co robiła w czasie wojny, nie było nic cywilnego, bo nawet przez chwilę nie siedziała za biurkiem”. Notabene Krystyna Skarbek, którą Churchill nazwał swoją ulubioną agentką, również nie otrzymała wojskowych odznaczeń – musiał jej wystarczyć cywilny Order Imperium Brytyjskiego.

Skarbek i Fifi to według Mulley przykłady zmarnowanych po wojnie wywiadowczych talentów. W 1945 roku rozwiązano SOE, ale Brytyjczycy nie zaoferowali Skarbek żadnej pracy. Odrzucono również jej podanie o przyznanie brytyjskiego obywatelstwa. Otrzymała zaledwie 100 funtów odprawy – Fifi, jako prowokatorka, zarabiała 300 funtów rocznie. Żeby przeżyć, Skarbek została stewardesą na luksusowym statku pływającym z Liverpoolu do Wellington. W przerwach między rejsami dorabiała jako pokojówka w hotelu.

 

„Oczywiście brytyjski wywiad mógł mieć wiele powodów, żeby nie przedłużyć współpracy ze Skarbek, być może stracił do niej zaufanie, ale moim zdaniem zdecydowało m.in. to, że była kobietą – uważa Mulley. – Wielu jej dawnych kolegów znalazło pracę w wywiadzie, choćby jej kochanek Andrzej Kowerski, tym czasem, z tego co wiem, w SIS (Secret Intelligence Service – przyp. red.) nie zatrudniono nawet jednej doświadczonej agentki SOE”.Jarosław Molenda, autor książki „Krystyna Skarbek – królowa podziemia czy zdrajczyni?”, jest jednak zdania, że płeć w jej sprawie nie miała znaczenia: „Krystyny nie potraktowano źle dlatego, że była kobietą” – uważa. Przypomina, że w podobny sposób zlekceważono potencjał większości Polaków, którzy zostali na Zachodzie, bez względu na płeć: „Wystarczy przypomnieć, że gen. Stanisław Sosabowski pracował po wojnie jako… magazynier. Chyba tylko Halina Szymańska (współpracowała z MI6 – przyp. red.) potrafiła zadbać o swoje interesy”. Podkreśla, że w zamian za swoje usługi Szymańska wymogła na Brytyjczykach nada-nie obywatelstwa swoim dzieciom i otrzymała uposażenie typowe dla brytyjskich oficerów.

Jej brytyjskie rówieśniczki miały jednak mniej szczęścia. Z niezrozumiałych do dziś względów wywiad JKM, mimo początku zimnej wojny, nie chciał wykorzystać doświadczenia kobiet z SOE. Noreen Riols wspomina, że nie zaproponowano jej po wojnie żadnego za-jęcia, a umiejętności zdobyte w czasie wojny wykorzystała przy… pisaniu powieści.

Z kolei Fifi podobno miała zostać zatrudniona po wojnie na stanowisku kontrwywiadowczym w Niemczech, ale nic z tego nie wyszło i ostatecznie zaszyła się na wsi. Nigdy nie opowiadała o swoich wojennych doświadczeniach. Zachowane w archiwach ankiety, wypełnione ręką Fifi, świadczą jednak o tym, że chciała dalej pracować w wywiadzie. Przecież Krystyna Skarbek nazywała rozstanie z pracą szpiega „koszmarem pokoju”.

W teczce Fifi nie ma śladu po ostatecznej decyzji przełożonych w sprawie jej zatrudnienia. Przy okazji opublikowania jej akt ujawniono jedynie, że Christine „Fifi” Chilver całe powojenne życie poświęciła opiece nad zwierzętami. W 2001 roku założyła nawet schronisko dla zwierząt w Rydze, skąd pochodziła jej matka. Podobno regularnie odwiedzała swoje zwierzaki. Zmarła w 2007 roku w wieku 86 lat. Przez ostatnie kilkanaście lat życia mieszkała na wsi, z przyjaciółką z SOE Jean „Alex” Felgate. Tylko ona przyszła na pogrzeb Fifi.


SŁYNNE AGENTKI

  • PEARL WITHERINGTON  – w SOE od 1943 roku, tego samego roku została zrzucona na spadochronie w okupowanej Francji, gdzie została kurierką siatki Stationer. Kiedy gestapo aresztowało jej szefa Maurice’a Southgate’a, zastąpiła go i zorganizowała nową siatkę Wrestler, która odegrała ważną rolę w czasie lądowania aliantów w Normandii. Dowodziła 1500 francuskimi partyzantami (maquis).
  • VIOLETTE SZABO – urodziła się we Francji, jej ojciec był Anglikiem, z zawodu ekspedientka. Po śmierci męża, który zginął na froncie, postanowiła walczyć i zgodziła się na współpracę z SOE. Po raz pierwszy została przerzucona do Francji w 1944 roku w okolice Rouen. Kiedy gestapo aresztowało całą siatkę Resistance, wróciła do Londynu. Ponownie przerzucono ją do Francji, gdzie miała zorganizować siatkę na nowo. Została złapana i przewieziona do więzienia w Paryżu, a potem deportowana do Niemiec. Zgładzona w Ravensbrück.
  • KRYSTYNA SKARBEK – córka hr. Jerzego Skarbka i Stefanii Goldfeder z rodziny żydowskich bankierów. Przedwojenna wicemiss Polski. Po wybuchu wojny rozwodzi się z drugim mężem i z Kenii wyrusza do Anglii. Zgłasza się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i zostaje zwerbowana do pracy w SOE. Szkoli ją m.in.  Kim Philby, słynny – jak się później okazało – sowiecki agent. Jej najgłośniejszym osiągnięciem było wydobycie z więzienia gestapo w okolicach Grenoble szefa brytyjskiej siatki szpiegowskiej. Po wojnie Brytyjczycy odmawiają jej przyznania obywatelstwa i nie oferują pracy w wywiadzie. Skarbek chwyta się dorywczych prac: telefonistki, ekspedientki czy wreszcie stewardesy na liniowcu pływającym między Wielką Brytanią i Nową Zelandią. Umiera w wieku 44 lat od ciosów nożem zadanych przez zazdrosnego kochanka Dennisa Muldowneya. O zlecenie tego zabójstwa podejrzewano m.in. MI6.
  • HALINA SZYMAŃSKA – według Brytyjczyków jeden z najważniejszych szpiegów ostatniej wojny. Żona attaché wojskowego polskiej ambasady w Berlinie płk. Antoniego Szymańskiego. Właśnie tam poznała admirała Wilhelma Canarisa, szefa niemieckiego wywiadu wojskowego i równocześnie przeciwnika Hitlera. Canaris przekazywał Anglikom i Francuzom za pośrednictwem Szymańskiej tajne informacje dotyczące niemieckich planów wojennych. Po wybuchu wojny Canaris pomógł jej przedostać się z Poznania do Berna. Tam skontaktowała się z komórką polskiego wywiadu i z Brytyjczykami. Z Canarisem spotykała się w Szwajcarii, we Włoszech i we Francji. Szymańska przekazała Brytyjczykom (kontaktowała się bezpośrednio z szefem MI6 Stewartem Menziesem)– m.in. szczegóły planów inwazji niemieckiej na Francję i na Rosję Sowiecką. Polka osiedliła się po wojnie w Wielkiej Brytanii.
  • WŁADYSŁAWA JADWIGA MACIESZYNA Z D. STRZEDNICKA, HERBU POMIAN – w czasie wojny należała do kobiecego oddziału dywersyjno-sabotażowego Armii Krajowej „Dysk”, który zajmował się m.in. likwidacją agentek gestapo, ale dowództwo szybko przeniosło ją do głębokiego wywiadu. Została kurierem „Y-59” na trasie Warszawa–Wiedeń. W 1943 roku przekazała z Wiednia informację na temat lokalizacji niemieckich fabryk rakiet V1 i V2 w Peenemünde, których siła rażenia mogła w ciągu kilku tygodni zniszczyć Londyn. Dwa miesiące później angielskie lotnictwo zbombardowało Peenemünde. Macieszyna została w międzyczasie aresztowana. Została skazana na śmierć na gilotynie, ale wykonanie wyroku odroczono z powodu braku tego narzędzia w wiedeńskim więzieniu. Ta zwłoka ją uratowała. Po wojnie Macieszyna żyła w biedzie w Warszawie. Zmarła w 1967 roku.
  • NOOR INAYAT KHAN – po niemieckiej inwazji na Francję uciekła z rodziną do Wielkiej Brytanii. Od 1943 roku działała dla SOE pod pseudonimami: „Nora Baker”, „Madeleine” i „Jeanne-Marie Rennier”. Była pierwszą kobietą pracującą dla SOE, która została wysłana do okupowanej Francji do obsługi radiostacji. Zdradził ją prawdopodobnie jeden z francuskich współpracowników. Została aresztowana i uwięziona w Paryżu. W 1944 roku zgładzona w Dachau strzałem w tył głowy.