Cieszę się z oddalenia zarzutów w sprawie grupy Decapitated. Powiem więcej, niewiele wiadomości ze świata tak mnie ucieszyło.
Jesienią zespół został oskarżony o gwałt zbiorowy na fance.
Muzycy trafili do więzienia na cztery miesiące. Groziło im dożywocie. Parę dni temu zarzuty zostały oddalone. Pomiędzy oddaleniem a uniewinnieniem istnieje poważna różnica. Być może doszło do ugody. Sprawa zawsze może wrócić. Ale gdy piszę te słowa, „Dekapy” (mam nadzieję) szykują się do powrotu do domu. Pójdę na koncert. Kupię sobie koszulkę.
Cieszę się, bo ta sprawa dotyczyła mnie osobiście z kilku różnych powodów. Jestem polskim pisarzem, robię w kulturze, a Dekapy (podobnie jak Hańba!, Zamilska albo Behemoth) reprezentują mnie na zewnątrz w szerokim świecie. Taki związek naprawdę istnieje. Polacy są postrzegani w świecie przez pryzmat swoich najbardziej znanych przedstawicieli. Wolałbym kojarzyć się z hałasem, tatuażami i kultem diabła niż gwałtem zbiorowym.
Ponadto jestem metalowcem, a to coś znaczy. Wyjąwszy jeden przypadek, nigdy nie poznałem Dekapów osobiście. Jesteśmy jednak mniej więcej w tym samym wieku i przeszliśmy, jak mi się wydaje, podobną drogę. Formowały nas zbliżone doświadczenia, podobne przygody kulturalne. Sukcesy takich zespołów jak Behemoth, Vader czy Decapitated właśnie są troszkę, odrobinę moimi własnymi sukcesami. Dowodzą tego, że się nie pomyliłem, że miałem rację z tym całym metalem. Dożywocie za gwałt tę słuszność by umniejszyło.
Piszę o tym, ponieważ sprawy takie jak Dekapów nie dotyczą tylko oskarżonych, ofiar, oskarżycieli i ich bliskich. To są nasze sprawy, my się w nich przeglądamy i świadczą one o nas samych. Weźmy awantury sieciowe jakie towarzyszyły Dekapom na każdym etapie postępowania. Każdy wiedział najlepiej, wszyscy się spieszyli do wydania wyroku. Jedni twierdzili, że chłopaki są niewinne (sam miałem taką nadzieję) i obrzucali błotem dziewczynę, która wysunęła oskarżenie, inni odwrotnie: bronili dobrego imienia tej kobiety przed zdemoralizowanymi gwiazdami rocka i życzyli długich lat w pudle tym ostatnim.
Padają pytania o ciąg dalszy
Oskarżenie o gwałt (nawet niesłuszne) ma nieco inny charakter niż takie o kradzież albo pobicie. Lubi przylgnąć, stygmatyzuje na całe życie. Skoro oskarżono mnie o gwałt to zapewne coś było na rzeczy, nawet jeśli zarzuty oddalono. W pokoju przewietrzono, lecz z szafy dalej śmierdzi. W wypadku zespołu o światowej sławie ma to praktyczne przełożenie na postawę wytwórni, dystrybutorów płyt, agencji koncertowych i innej hołoty. Ci po prostu mogą nie wziąć zespołu w trasę. Jest tyle innych dobrych kapel metalowych.
Równolegle do Dekapów swój bliźniaczy dramat przeżywał raper Nelly. Fanka oskarżyła go o gwałt, również w busie. Następnie, odstąpiła od zarzutów. Jej prawnik sporządził oświadczenie piętnujące kulturę gwałtu. Jego zdaniem, studentka nie ma szans w dochodzeniu swoich praw przeciwko celebrycie. Jak było naprawdę? Istnieje szansa, że się dowiemy, bo Nelly sam pozywa dziewczynę.
Na naszych oczach dokonuje się upadek jednej z najpotężniejszych figur Hollywood. Bryan Signer (reżyser czterech filmów z serii „X-men” i znakomitych „Podejrzanych”) najpierw stracił fotel reżysera „Bohemian Rhapsody” (biografia grupy Queen) i to w dość zagadkowych okolicznościach. Pewnego dnia po prostu nie przyszedł na plan. Studio filmowe wystosowało enigmatyczne oświadczenie o nagłej niedyspozycyjności. Następnie, Signerowi odebrano produkcję dwóch seriali – „Gifted” oraz „Legion”. Sprawa ma związek z oskarżeniami o gwałt na siedemnastolatku, z 2003 roku. Prócz tego reżysera dwukrotnie oskarżano o molestowanie seksualne, a mój człowiek w Hollywood twierdzi, że jego klęska może być naprawdę spektakularna. Mianowicie, Signer pociągnie za sobą innych kolegów z branży, ujawni skalę zepsucia Fabryki Snów.
Zostawmy tę ponurą figurę i wróćmy do naszych metalowców. Co z dziewczyną, która wniosła oskarżenie? Fani na oficjalnym profilu zespołu domagają się jakichś kontrpozwów, założenia nowej sprawy, która posłałaby wredne babsko za kratki. Cóż, można i tak. Nie znam się na prawie amerykańskim ale wygląda na to, że nietykalność tej pani stanowi część ugody. Ona odpuściła, oni odpuszczają, rozstajemy się w atmosferze lepszej niż ta, która panowała w busie koncertowym.
Gdybym był jednym z Dekapów
Gdyby przydarzyło mi się coś podobnego (czego nie umiem sobie wyobrazić) nie dochodziłbym sprawiedliwości, nie próbowałbym się mścić na oskarżycielce. Chciałbym po prostu wrócić do domu. Rodziny czekają. One przecież wątpiły, musiały wątpić. Jest zespół, kariera do uratowania.
W świetle tego wszystkiego pozostaje mi się cieszyć, że nie spełniłem swojego największego marzenia z młodości, czyli nie zostałem muzykiem. Najbardziej na świecie łaknąłem właśnie sceny. Nagrywania i tras koncertowych. Litościwy los zdecydował w moim imieniu. Nie mam słuchu, głosu ani poczucia rytmu. Nie jestem w stanie powtórzyć najprostszej nawet melodii. Gdzieś w połowie ogólniaka pojąłem, że kariera muzyczna nie jest dla mnie i już.
Zostałem więc pisarzem, dołączając w ten sposób do ginącego zawodu. Dużo jeżdżę, ale po Polsce, busem, lecz czerwonym. Tam ledwo mieszczę się na krześle, a co dopiero w ubikacji. Niemniej jeżdżę. Bywam. Spotykam się z ludźmi. Zdarzają się różne sytuacje.
Istnieje wiele sposobów na uniknięcie oskarżeń o niestosowne zachowanie seksualne (o gwałcie, próbie gwałtu nawet nie wspominając). Podsuwam jeden, który sam stosuję. Mianowicie nie robię nigdy nic w wiadomym kierunku. Po prostu. Nie zaczepiam, nie zapraszam, unikam kłopotliwych sytuacji damsko-męskich. W ten sposób też najłatwiej ustrzec się zdrady. Lepiej nie kusić losu.
Właśnie – ten sam los, który zesłał mi brak słuchu oraz głosu pobłogosławił mnie jeszcze jedną ułomnością. Nie potrafię czytać sygnałów od kobiet. Jestem kompletnie ślepy na dwuznaczności. Nie umiem odróżnić zwyczajnej sympatii od gestu zachęty. Próbowałem się nauczyć i nic z tego nie wyszło. Jestem ślepy i już. Stałem się człowiekiem przyzwoitym niejako z konieczności.
Ślepiec musi być ostrożny. I to bardzo.
Łukasz Orbitowski