Kiedy wyobrażamy sobie ruch ciał niebieskich w przestrzeni kosmicznej, zazwyczaj mamy w głowie nieruchome Słońce, wokół którego krąży osiem planet. Za czterema skalistymi planetami, znajdziemy Pas Planetoid, za którym krążą cztery gazowe olbrzymy. Oczywiście wokół sześciu z tych ośmiu planet krążą jeszcze księżyce, a tu i ówdzie od czasu do czasu pojawiają się komety. Ci, którzy bardziej interesują się astronomią, wiedzą także o rozciągającym się za planetami gazowymi Pasie Kuipera, w którym znajdują się planety karłowate takie jak chociażby Pluton. To jednak dopiero początek całej historii.
Zapominamy bowiem, że opisany wyżej dość szczegółowo Układ Słoneczny nie jest tworem stacjonarnym, a wraz z 400 miliardami innych gwiazd krąży wokół centrum naszej Galaktyki, Drogi Mlecznej. W swojej podróży wokół supermasywnej czarnej dziury Sagittarius A* Słońce wraz ze swoimi planetami to zbliża się do innych gwiazd, to się od nich oddala. Od czasu do czasu nasz układ planetarny napotyka na swojej drodze obłoki gazowe.
Czytaj także: Nie, Słońce nie jest centrum Układu Słonecznego. To miejsce obok niego
Warto tutaj jeszcze podkreślić, że Słońce, wraz ze swoimi planetami zawiera się w tzw. heliosferze, czyli obszarze zdominowanym przez wiatr słoneczny, stały strumień wysokoenergetycznych cząstek emitowanych ze Słońca i docierających daleko za Pas Kuipera. Na całym tym obszarze, przestrzeń międzyplanetarna jest zdominowana przez ów wiatr słoneczny, który zasadniczo chroni go przed oddziaływaniem przestrzeni międzygwiezdnej, w której rządzi promieniowanie innych gwiazd, wysokoenergetyczne promienie kosmiczne, czy przemierzające przestrzeń międzygwiezdną szczątki gwiazd, które eksplodowały pod koniec swojego życia jako supernowe.
Układ Słoneczny przemieszczając się w przestrzeni międzygwiezdnej, od czoła uderza w to środowisko właśnie krawędzią swojej heliosfery. To owa sfera wiatru słonecznego jako pierwsza rozpycha się w ośrodku międzygwiezdnym, chroniąc w sobie wszystkie planety naszego układu.
W swojej najnowszej pracy naukowej opublikowanej w periodyku Nature Astronomy astronomowie z Uniwersytetu Bostońskiego oraz Instytutu Ratcliffe’a na Harvardzie wskazują na niezwykle ważne wydarzenie, jakie było udziałem całego Układu Słonecznego zaledwie 2-3 miliony lat temu. Zważając na to, że dinozaury nie chodzą po Ziemi już od 65 milionów lat, to do zdarzenia tego doszło względnie niedawno, gdy na Ziemi już istnieli pierwsi przodkowie współczesnego człowieka.
Analizując ruch Układu Słonecznego w przestrzeni międzygwiezdnej na podstawie danych z obserwatorium Gaia badającego położenie, ruch i prędkości ponad 1,5 miliarda gwiazd w naszym otoczeniu, naukowcy odkryli, że nasz układ planetarny uderzył kilka milionów lat temu w obłok zimnego gazu wodorowego należący do tzw. Lokalnej Wstążki Zimnych Obłoków (LLCC, Local Lynx of Cold Clouds). Z uwagi na to, że ów obłok był gęstszy od otoczenia, w którym Układ Słoneczny znajdował się wcześniej, doszło do deformacji czoła naszej heliosfery. Zewnętrzna krawędź ochronnej sfery zdominowanej przez wiatr słoneczny została dosłownie wciśnięta do środka Układu Słonecznego, niczym maska samochodu osobowego zderzającego się ze ścianą wody.
W efekcie Ziemia znalazła się poza heliosferą i została wystawiona na działanie mroźnej przestrzeni międzygwiezdnej. Tak się składa, że między innymi w tym czasie na Ziemi pojawiła się seria zlodowaceń, które — jak się okazuje — mogły być spowodowane właśnie wystawieniem na oddziaływanie zimnej przestrzeni międzygwiezdnej.
Czytaj także: Ta gigantyczna bańka chroni nas przed promieniowaniem kosmicznym. Heliosfera odkrywa kolejną tajemnicę
Co więcej, skoro Ziemia znalazła się poza heliosferą, nie była chroniona przed promieniami kosmicznymi oraz atomami pochodzącymi z eksplozji supernowych, czyli głównie ciężkich pierwiastków powstających we wnętrzach masywnych gwiazd. Tak się składa, że zapisy geologiczne zdają się potwierdzać tę teorię, bowiem w zapisie kopalnym z tego okresu widać wyraźny wzrost ilości atomów żelaza-60 oraz plutonu-244.
Nie wiadomo jak długo Ziemia pozostawała poza heliosferą. Mogło to być zarówno kilkaset, jak i milion lat. Wszystko zależy od rozmiarów tego fragmentu LLCC, przez który Układ Słoneczny przeszedł. Nie zmienia to faktu, że po przejściu przez niego, otoczenie stało się ponownie rzadsze, i czoło heliosfery wróciło na swoje miejsce.
Naukowcy podejrzewają, że z pewnością nie był to ani pierwszy, ani ostatni przypadek zderzenia z obłokiem zimnego wodoru w historii Układu Słonecznego. Mamy zatem kolejny czynnik do uwzględnienia w badaniach zmian klimatu na Ziemi na przestrzeni eonów. Teraz wypadałoby spojrzeć przed siebie i ustalić kiedy Ziemia będzie miała okazję ponownie wlecieć w jakiś gęsty obłok gazowy. Tak na wszelki wypadek dobrze by było wiedzieć, kiedy na Ziemi może znów zrobić się mroźno.