W połowie lutego naukowcy z firmy Pulsar Helium ogłosili odkrycie olbrzymich depozytów helu na głębokości 670 metrów pod powierzchnią w północnej części stanu Minnesota. Już wtedy przedstawiciele firmy wskazywali, że stężenie helu w tym miejscu wynosi wprost niewiarygodne 12,4 proc. Jak się jednak okazuje, nawet ci specjaliści od wydobywania zasobów naturalnych nie doszacowali możliwości natury.
Najnowsze badania prowadzone w tym samym miejscu (okolice Babbitt, Minnesota) w ramach projektu Topaz wskazują bowiem wyraźnie, że niezwykle cennego gazu jest w tym miejscu znacznie więcej, niż się pierwotnie wydawało. Więcej, jeszcze nigdy przemysł takich ilości helu w naturze nie odkrył.
Jak wskazują naukowcy, każde miejsce, w którym stężenie helu jest wyższe niż 0,3 proc., jest dla przemysłu niezwykle atrakcyjne. Odkrycie złóż o stężeniu 12,4 proc. było zatem czymś niesamowitym. Teraz jednak testy laboratoryjne pozwoliły badaczom skorygować szacunki. Okazało się bowiem, że stężenie helu wynosi w tym miejscu aż 13,8 proc. Dla przemysłu to prawdziwa żyła złota. Na pierwszy rzut oka może się wydawać to sprzeczne z intuicją, zważając na fakt, że hel we wszechświecie jest drugim po wodorze najobficiej występującym pierwiastkiem.
Czytaj także: Kupili działkę za dolara, znaleźli na niej skarb warty sto miliardów. Co nim jest?
Tak się jednak składa, że na Ziemi jest go niezwykle mało. Pierwiastek ten naturalnie powstaje bowiem w procesie fuzji termojądrowej zachodzących we wnętrzach gwiazd, lub też jako produkt uboczny radioaktywnego rozpadu uranu i toru. O ile proces fuzji termojądrowej wciąż leży poza naszym zasięgiem, to już uran i tor na Ziemi występują, szczególnie w miejscach, w których skorupa ziemska zawiera duże ilości granitu, to właśnie tam znajdują się duże zasoby uranu i toru. Takie miejsca występują chociażby w Grenlandii, wschodniej Afryce i w Minnesocie w Stanach Zjednoczonych. To właśnie tam naukowcy odkryli zapasy helu powstałego w wyniku rozpadu radioaktywnego i wydobywającego się ku powierzchni przez uskoki i szczeliny w granicie.
Oczywiście, gdybyśmy mieli do czynienia jedynie z tym granitem, to hel na bieżąco by się ulatniał. W przypadku złóż w Minnesocie gaz wydobywający się z granitu akumulował się w osadach magmowych, które mają już ponad miliard lat. W tym czasie zgromadziło się w nich bardzo dużo helu.
W międzyczasie na powierzchni Ziemi ewolucja doprowadziła wieloma krętymi ścieżkami do powstania gatunku, który rozwinął cywilizację, a następnie zaawansowane technologie, które teraz będą mogły skorzystać z tego helu w pracach nad reaktorami jądrowymi, rakietami czy nadprzewodnikami. Fantastyczny zbieg okoliczności.
Czytaj także: Jądro Ziemi przecieka. W Ameryce odkryto niewiarygodnie wysokie stężenie konkretnego składnika
Naukowcy zwracają uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt odkrytych zasobów. Zazwyczaj hel wydobywa się z Ziemi w sposób niekontrolowany. Po jego przechwyceniu zaczyna płynąć stosunkowo krótki (liczony w tygodniach) czas na jego wykorzystanie, zanim zacznie ulegać rozpadowi. Olbrzymią zaletą złóż w Minnesocie jest fakt, że one tam są i czekają na zapotrzebowanie. Dlatego hel można wydobywać niejako na zamówienie i na miejscu, bez konieczności szukania klientów na gaz wydobywany na bieżąco.
Zanim jednak badacze rozpoczną budowę zakładu produkcyjnego w tym miejscu, inżynierowie muszą zbadać jeszcze rozmiary i właściwości złoża, takie jak chociażby ciśnienie, w jakim jest on utrzymywany. To dla firmy wydobywczej równie ważna informacja, co samo stężenie helu w łożu. Nie ma jednak wątpliwości, że odpowiedzi na te i inne pytania poznamy w ciągu najbliższych tygodni i miesięcy.