Nazywany w III Rzeszy Filmem Narodu, dziś „Heimkehr” przysparza Niemcom tylko problemów. Przekonała się o tym niedawno jedna z polskich stacji, która miała zamiar wyemitować ten obraz z odpowiednim komentarzem historyków. Telewizja chciała w ten sposób wyjść naprzeciw oczekiwaniom widzów i pokazać film w kontekście edukacyjnym. Strona niemiecka odmówiła jednak udostępnienia licencji, powołując się na obowiązujące tam prawo karne. W Niemczech i Austrii „Heimkehr” jest zakazany, podobnie jak sprzedaż praw do jego emisji za granicą. Bo historia tego filmu to dziś doskonały przy-kład tego, jak łatwo sztukę można wykorzystać do podłych celów.
FILM Z TEZĄ
Hitler pragnął porwać masy, bo to one były właściwym odbiorcą jego propagandy. Jednocześnie tych mas nie darzył szacunkiem, uważając je za zbiorowisko ludzi o ograniczonej wiedzy i możliwościach intelektualnych. Wierzył, że tłumem da się sterować za pomocą demagogicznych haseł, wzbudzających skrajnie silne emocje. Za najlepszy środek do przemycania pełnych nienawiści treści propagandziści nazistowscy uważali przekaz wizualny, czyli ulotki, plakat, a zwłaszcza film. To właśnie filmowi minister propagandy III Rzeszy poświęcał najwięcej uwagi, przekonany o jego olbrzymich możliwościach wpływania na emocje. O ile bowiem zdania zapisane na kartce wyobraźnia ludzka musi dopiero przetworzyć na emocjonujące obrazy, o tyle film już takiego wyzwania nie stawia.
Początkowo podejmowane próby nie przynosiły oczekiwanych rezultatów ze względu na schematyczność i dość nachalną propagandę, która bardziej widzów zrażała, niż porywała. Z tego powodu fabularne dzieła, takie jak „SA-Mann Brand” czy „Hans Westmar”, odeszły w zapomnienie. Natomiast dokumentalna produkcja „Wieczny Żyd”, pokazująca sceny z zakładanych w Polsce gett, była zbyt przerażająca i widzowie nie chcieli jej oglądać. Goebbels postawił więc na wątki rozrywkowe, w których propaganda była sprytnie ukryta, a przez to łatwiejsza do przyjęcia przez publiczność.
NIEMIECKA LEKTURA OBOWIĄZKOWA
Antypolski „Powrót do ojczyzny” („Heimkehr”) powstał w 1941 r. w austriackiej wytwórni Wien-Film. Na realizację zdjęć wy-brano dwa miasta – Ortelsburg w Prusach Wschodnich (dzisiejsze Szczytno) oraz po-bliskie Chorzele, leżące do 1939 r. w granicach II RP. Wytwórnia mogła tam stosunkowo szybko i łatwo przewieźć sprzęt filmowy. Od samego początku otoczenie Hitlera, zwłaszcza minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels, reklamowało dzieło hasłem: „Każdy Niemiec ma obowiązek obejrzeć ten film”.
Na produkcję obrazu nie szczędzono ani środków technicznych, ani pieniędzy: kosztował trzy i pół miliona marek, zagrały w niej setki statystów, pułk Wehrmachtu, a nawet eskadra Luftwaffe. Jednak cel, jaki przyświecał realizacji tej produkcji, był dla Hitlera i jego współpracowników wart każdych pieniędzy. Film miał uzasadnić agresję militarną Niemiec na Polskę, a przy tym przekonać niemiecką opinię publiczną, że Polacy to element wrogi, zagrażający niemieckiej suwerenności, bezpieczeństwu, kulturze i czystości rasowej.
Warsztatowo „Heimkehr” reprezentował bardzo wysoki poziom, co zresztą docenił sam Joseph Goebbels, nadając mu w 1942 r. tytuł Filmu Narodu. To wyróżnienie, połączone z wręczeniem złotego pierścienia z wygrawerowanym napisem „Film der Nation”, specjalista od niemieckiej propagandy ustanowił w 1941 r. Od tego czasu tytuł zdobyło pięć filmów.
Na tle innych produkcji „Heimkehr” wyróżniał się sporą finezją w prezentowaniu wątków propagandowych. Co wcale nie oznacza stępienia ostrza nienawiści w stosunku do Polaków! „Przeciwnie – mówi zastępca dyrektora Filmoteki Narodowej Grażyna Grabowska – jest to produkcja pokazująca polskość i Polskę w zdecydowanie złym świetle. Tam nie ma absolutnie nic dobrego. Nie tylko w postawach ludności polskiej nie znajdziemy żadnej pozytywnej cechy, co gorsza, także działania władz polskich pokazane są jako opresyjne w stosunku do mniejszości niemieckiej. I to właśnie jest w tym filmie najbardziej dojmujące”. Twórcy filmu wykreowali w nim Polaków na wroga, z którym prowadzenie jakiegokolwiek dialogu nie jest możliwe; wroga, który rozumie tylko język siły…
„POLAKOŻERCZA” FABUŁA
Fabułę „Heimkehr” spaja jeden wątek. Jest nim bezmyślne i niepotrzebne okrucieństwo Polaków. Hitlerowska propaganda osiąga tu szczyt bezczelności, gdyż wszystkie działania przypisane polskiej ludności i administracji są lustrzanym odbiciem rzeczywistości, jaką mieszkańcom podbijanych krajów zgotowali Niemcy.
Akcję umieszczono tuż przed wybuchem wojny w zamieszkiwanym przez Polaków i mniejszość niemiecką Łucku. Już pierwsze minuty filmu szokują widzów. Oto banda polskich opryszków niszczy niemiecką szkołę, łącznie z całym wyposażeniem i książkami. Nie oszczędzają nawet klatki z żywym ptakiem, którą polski policjant, rechocząc, rzuca w ogień. W kolejnych scenach ofiarą linczu staje się niemiecki doktor Fritz Mutius – bo milczał, gdy w łuckim kinie zebrani Polacy wstali, aby odśpiewać hymn podczas kroniki filmowej. Pobity przez motłoch dr Mutius umiera, ponieważ polscy lekarze nie udzielają mu pomocy.
Kiedy miejscowe władze odmawiają za-jęcia się podobnymi incydentami, jedyną na-dzieją pozostaje interwencja niemieckiego ambasadora u samego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Niestety, nawet to nie odnosi skutku. Niemiecka mniejszość cierpiąca pod polskim jarzmem traci wszelką nadzieję na poprawę swego losu. Groza osiąga apogeum w końcowych ujęciach filmu. Niemieccy mieszkańcy Łucka zbierają się w stodole, aby – w tajemnicy przed Polakami – ze czcią wysłuchać radiowego przemówienia Hitlera. Zostają przyłapani i aresztowani. Polacy każą Niemcom wsiąść na ciężarówki i wywożą za miasto. Tam mają być bez wyjątku rozstrzelani: kaleki, kobiety, dzieci i starcy. Polakom nie udaje się dokończyć tego bestialskiego dzieła – jest 1 września 1939 r.i niemieckie wojsko nadchodzi z odsieczą!
ZBRODNIA I KARA?
Reżyserię tego – w założeniu – prestiżowego dzieła powierzono Gustawowi Ucicky’emu, synowi znanego modernistycznego malarza Gustawa Klimta, po którym odziedziczył zmysł artystyczny i wrażliwość na obraz. Scenariusz napisał stały współpracownik Ucicky’ego Gerhard Menzel. Główną rolę dostała austriacka gwiazda ówczesnej sceny teatralnej Paula Wessely. U jej boku zagrał mąż Attila Hörbiger. Po wojnie przez krótki czas spotykali się z niechęcią i pomijaniem ich kandydatur w trakcie dobierania obsady. Wkrótce jednak powrócili na afisze, a ich kariera rozwijała się bez żadnych przeszkód. Ucicky już dwa lata po wojnie mógł bez przeszkód realizować kolejne filmy. Scenarzysta Menzel wrócił do zawodu w 1949 r., a już niespełna osiem lat później (1957 r.) obydwaj twórcy „Heimkehra” znów wspólnie podjęli się realizacji kolejnego dzieła, obsadzając w nim starego znajomego, Hörbigera. Gwiazdy nie wracały już do filmu zrobionego dla Goebbelsa, dopiero po wielu latach udział w tym wątpliwym moralnie przedsięwzięciu wypomniała im austriacka noblistka Elfriede Jelinek.
Nieporównanie gorszy los spotkał polskich aktorów, którzy zgodzili się na występ w tym „polakożerczym” dziele. Chłosta, golenie głów, infamia – kary za kolaborację aktorską Podziemie zawsze wymierzało w sposób niezwykle widowiskowy. Reżyser Bohdan Korzeniewski (1905–1992) w rozmowie z Małgorzatą Szejnert wspominał: „Oczywiście, kary różnicowano. Infamia wobec osób o zasługach artystycznych, chłosta dla podrzędnych”.
GRA DLA GOEBBELSA
Życie artystów scenicznych nie było w okupowanej Warszawie łatwe. Niemcy pozwolili występować tylko w teatrach jawnych, które mogły pokazywać wyłącznie sztuki najgorszego gatunku. Tym, którzy nie chcieli wpisywać się w niszczące polskie życie kulturalne działania nazistowskiej propagandy, pozostała gra w kawiarenkach, recytacja, piosenki. Grażyna Grabowska zauważa, że oznaczało to gwałtowny spadek zarobków i często popadnięcie w zapomnienie. Mimo to wielu aktorów – jak na przykład Henryk Szletyński – przekwalifikowało się i porzuciło zawód. Ale byli też tacy, którzy z różnych przyczyn zgadzali się na grę według zasad Goebbelsa. Grażyna Grabowska zaznacza, że za każdą decyzją o zgodzie na współpracę szły nie tylko względy finansowe czy ambicjonalne, ale też dramatyczne osobiste losy. Stanisława Perzanowska, postać wybitna w polskim teatrze, musiała zdobywać środki na utrzymanie niepełnosprawnej córki; Maria Malicka sprawiała wrażenie niezupełnie zdającej sobie sprawy z rzeczywistości, w jakiej znalazła się cała Polska i Europa, i żyła tak, jakby świat teatru był wyłączony z toczącej się wokół wojny. Zarzutów o kolaborację nie potrafiła zrozumieć…
Naganiaczem do takich ról, również do „Heimkehr”, był znany przedwojenny filmowy amant folksdojcz Igo Sym.
Pojawił się w Warszawie tuż po wybuchu wojny w mundurze Wehrmachtu. Wykorzystując wiedzę o poszczególnych aktorach, którą przez lata zdobywał (grywając z nimi na jednej scenie), przekonywał ich, szanta-żował i zmuszał do współpracy z władzami okupacyjnymi. Podziemie, za całokształt tej zdradzieckiej działalności, wydało potem na Syma wyrok śmierci (wykonany w 1941 r.). Tymczasem na grę w „Powrocie do ojczyzny” zgodzili się aktorzy dalekich planów. Najwybitniejsi, jak np. Kazimierz Junosza-Stępowski, odmówili. Z kolei Bohdan Korzeniewski tak wspomina ów moment: „Napisałem wtedy list do Ucicky’ego. Przystawiłem na nim pieczęć Polski Podziemnej, którą sam zrobiłem. Napisałem, że znamy scenariusz filmu i zamiar twórców i że, nakłaniając Polaków do wzięcia ról, zachęca ich do popełnienia zdrady narodowej. Jeśli będzie pan to nadal czynił – dodałem – zastrzelimy pana. To było łatwe. Można było to zrobić. Wysłałem list do hotelu Bristol i skutek był szybki. Ucicky wezwał wszystkich polskich aktorów, których do tej pory zaangażował. Mówił im, jaki charakter będzie miał film, i pytał, czy podtrzymują swoje umowy. I wtedy połowa powiedziała – nie”. Odporu natomiast nie dali między innymi Bogusław Samborski, Józef Kondrat, Tadeusz Żelski, Michał Pluciński, Hanna Chodakowska, Juliusz Łuszczewski, Wanda Szczepańska, Stefan Golczewski. Polska Podziemna w 1943 r. ukarała ich infamią lub naganą. Korzeniewski relacjonuje, że Kondrat odkupił swoje winy, służąc przez dwa lata w oddziałach partyzanckich na Zamojszczyźnie.
W 1948 r. w Warszawie na mocy dekretu PKWN odbył się słynny proces, podczas które-go aktorów osądzono i wydano na nich wyroki. Najsurowszy wyrok zapadł na Samborskiego, który świetnie i bardzo przekonująco zagrał rolę cynicznego okrutnego burmistrza. Sąd skazał go za tę rolę na karę śmierci. Był to wyrok zaoczny, bo Samborski wyjechał do Austrii, potem do Ameryki Południowej. Najprawdopodobniej zgodził się zagrać w „Heimkehr” z obawy o żonę Żydówkę, która mieszkała w Austrii. Igo Sym obiecał, że rząd austriacki uzna ją za wiedenkę, jeśli Samborski będzie uległy. Żelski zagrał ministra Becka, prawdopodobnie także ze strachu o życie – był Żydem. Zmarł jeszcze przed końcem wojny i nie doczekał procesu. Reszta aktorów, którzy przyjęli propozycję Syma, dostała wyroki więzienia: Szczepańska – 12 lat (dodatkowo brała udział w produkcji filmu), Pluciński – pięć lat, Golczewski i Łuszczewski – po trzy lata. Ostatecznie wszyscy dość szybko powrócili do gry, wprawdzie na pomniejszych scenach, ale ich filmografia wskazuje, że te wieloletnie wyroki nie zawsze wyegzekwowano do końca.
NIKT NIE MUSIAŁ GRAĆ
Czy to kara adekwatna do winy? Grażyna Grabowska zwraca uwagę, że sytuacja w 1940 r. była dramatyczna, a ludzie zagubieni. Jednak Bohdan Korzeniewski, uczestnik i świadek ówczesnych wydarzeń, znajduje dla kolaboranckich postaw aktorów jedno wytłumaczenie: „Aktorstwo polskie przez pięć lat wojny zagrożone było czymś, co niezbyt znało, do czego nie było przygotowane – nędzą. Nędzarz chłop był z nędzą pogodzony. Inteligent polski też się jej nie bał tak bardzo. Jadałem w czasie okupacji obierzyny z kartofli, wraz z żoną i małą córeczką, i bardzo łatwo nam to przy-szło. Stwierdzaliśmy nawet – zdrowe pożywienie. Wcale nie hańbiące. Otóż wizja obierzyn ziemniaczanych była dla pewnych ludzi nie do przyjęcia. Byli gotowi na wiele, aby uniknąć tej ostateczności. Myślę, że aktorzy nie byli przygotowani na to, by poznać rzeczywistość w całej jej prawdzie, grozie i pięknie”. Korzeniewski ją poznał. W czasie okupacji działał w podziemiu, trafił do Auschwitz. Jest dowodem, że ludzie sztuki nie byli skazani na kolaborację. „Nikt nie musiał grać” – stwierdził krótko.
Dziś na absurd zakrawa fakt, że widzowie w Polsce nie mogą legalnie obejrzeć filmu w telewizji, gdzie byłby opatrzony wyjaśnieniami ekspertów, gdy tymczasem bez żadnych ograniczeń mogą go wyświetlać na YouTube. Niestety, pozbawiony stosownego komentarza staje się dużo bardziej szkodliwy, wręcz niebezpieczny, bo niesie treści nazistowskie i rasistowskie.