Handel żywym towarem w XXI wieku. “Sekswięzienia są wszędzie”

Chociaż w ostatnim czasie niewiele się o tym mówi, handel żywym towarem nadal ma się dobrze i zbiera okrutne żniwa na całym świecie, w tym w Polsce. Kobiety i dziewczęta stanowią 72 procent wszystkich ofiar handlu ludźmi na świecie, a 77 procent ofiar handlu kobietami przemyca się w celach seksualnych. Koszt jednej zaczyna się już od 1000 dolarów, a inwestycja zwraca się już w kilka dni. W ciągu roku seksualna niewolnica może zarobić dla swojego “właściciela” nawet ćwierć miliona dolarów.
Handel żywym towarem w XXI wieku. “Sekswięzienia są wszędzie”

Handel żywym towarem kwitnie nawet w czasie pandemii

Chociaż mogłoby się wydawać, że trwająca pandemia koronawirusa może przynieść chociaż jeden pozytywny skutek w postaci ograniczenia handlu żywym towarem, Komisja ds. Praw Człowieka ONZ ogłosiła niedawno, że porywacze znaleźli sposób, żeby rozwijać swój “biznes” mimo obowiązujących w wielu krajach obostrzeń – przenieśli większość swojej działalności do cyberprzestrzeni. Nie tylko szukają tam ofiar, ale i dokonują całych transakcji i planują logistykę dostaw. 

Komisja zwróciła uwagę na to, iż obecnie odbywa się to głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych, aplikacji do wymiany wiadomości i darknetu, które pozwalają na zamaskowanie prawdziwej tożsamości sprawców, jednocześnie dając im bardzo łatwy dostęp do potencjalnych ofiar i zleceniodawców. Jej przedstawiciele apelują do właścicieli serwisów społecznościowych i internetowych komunikatorów o wdrożenie mechanizmów big data, które pozwolą na skuteczne namierzanie porywaczy, którzy, póki co, są praktycznie bezkarni. 

 

Handel młodymi dziewczynami – do końca wierzą, że czeka je praca w barze 

Prom „Caledonia” z Odessy przypływa do portu Karakoy w Stambule w środy o 8 rano. To tradycyjny dzień dostawy nowego „towaru” do tureckich i bliskowschodnich burdeli. Na nabrzeże i do sąsiedniej dzielnicy Aksaray zjeżdżają właściciele domów publicznych ze Stambułu, Trabzonu, Ankary, Antalyi i innych miast. Każdy z nich przywozi po kilka tysięcy dolarów – wystarczy na 3–4 młode kobiety z Ukrainy lub Mołdawii.

Targu dobija się szybko, niemal na oczach dziewcząt. Zmęczone trwającą 38 godzin morską podróżą do ostatniej chwili wierzą, że czeka ich obiecana przez pośrednika praca w barze, sklepie lub nocnym klubie.

Ale pośrednik zniknął – zainkasował swoje 1000 dolarów i wkrótce wróci do kraju, gdzie znów rozpocznie polowanie na młode kobiety. Przywiezione przez niego dziewczyny są teraz w rękach hurtowniczki. Ta prowadzi je do portowego baru, gdzie umówieni wcześniej klienci mogą obejrzeć i wycenić „towar”. Jeśli obawiają się, że któraś z kobiet zaczyna rozumieć, co się dzieje, hurtowniczka dyskretnie wsypie jej do szklanki z napojem środek usypiający lub narkotyk.

Sprzedane w knajpach na nabrzeżu dziewczyny są pakowane do samochodów. Wkrótce rozpoczną podróż do koszmaru, jakiego nie spodziewały się w najgorszych snach. Pozostałe, w towarzystwie innych hurtowników, docierają taksówkami do dzielnicy Aksaray – największego targu niewolników w Europie.

Aksaray to wielkie centra handlowe i podziemne parkingi wokół ulicy o tej samej nazwie. Właśnie na nich zawiera się transakcje kupna i sprzedaży młodych kobiet. Miejsce jest dobre, gdyż Aksaray leży pomiędzy dwoma policyjnymi dystryktami Stambułu – Fatih i Eminonu. Funkcjonariuszom żadnego z nich nie chce się wkraczać na tę „ziemię niczyją”. Jeśli ktoś sprawia kłopoty, po prostu przeganiają go z jednej strony ulicy na drugą.

Władzę nad Aksaray sprawują potężne rosyjsko-tureckie grupy przestępcze, których wpływy rozciągają się od Sankt Petersburga i Moskwy na północy do Dubaju i Tel Awiwu na południu. To na ich zlecenie pracują setki „łowców”, „kurierów” i „hurtowników”, których zadaniem jest zaspokoić coraz większy popyt na seksualne niewolnice o białej skórze i jasnych włosach. Niewolnice, które jeszcze nigdy nie były tak tanie jak dziś.

Handel żywym towarem, a szczególnie młodymi kobietami sprzedawanymi w celu seksualnego wyzysku, na początku XXI wieku przeżywa niebywały rozkwit. Ponad 150 lat od zniesienia niewolnictwa kilkaset tysięcy kobiet rocznie jest sprzedawanych na całym świecie, a ich ceny spadły do najniższego poziomu w historii.

 

Łowcy i ich ofiary

Katia, 26-latka z Mołdawii, chciała otworzyć niewielki sklepik z materiałami biurowymi. Na wyjazd do Stambułu namówił ją Vlad, znajomy męża. Długo przekonywał, że najlepszym miejscem do zakupu towaru będzie bazar, na którym ma wielu znajomych i może wynegocjować lepsze ceny. W końcu Katia wsiadła z Vladem na prom w Odessie. Jej mąż Viorel nie mógł jechać z powodu problemów z paszportem.

W Stambule Vlad zawiózł Katię do Angeli, rosyjskojęzycznej kobiety, która wyszła za mąż za Turka. Miała pomóc w zakupach. W barze, gdzie doszło do spotkania, Katia po kilku łykach piwa poczuła, że traci przytomność.

Ocknęła się w samochodzie, obok Angeli i kilku nieznanych mężczyzn. Była noc, jechali pustą drogą przez góry. Wpadła w panikę. Wtedy Angela powiedziała jej, że została sprzedana przez Vlada za 1000 dolarów. A teraz ona sprzeda ją następnemu odbiorcy.

Transakcja odbyła się w opuszczonym domu na pustkowiu. We wszystkich oknach były kraty. Kolejnym właścicielem Katii został mężczyzna, który przedstawił się jako Apo. Jak się później okazało – właściciel kilkunastu burdeli w turystycznych ośrodkach Turcji. Gruba ryba w miejscowym seksbiznesie.

 

Vlad nie miał żadnych skrupułów, sprzedając żonę swojego znajomego tureckim handlarzom żywym towarem. Nie powstrzymało go nawet to, że Katia była w czwartym miesiącu ciąży. Vlad, były sportowiec, którego kariera załamała się po upadku Związku Radzieckiego, potrzebował pieniędzy. Jego żona umarła, a matka, która pomagała mu wychowywać syna, była ciężko chora. W krajach takich jak Mołdawia, Białoruś czy Ukraina łowcą seksualnych niewolnic może okazać się każdy: krewny, chłopak proponujący wspólny wyjazd za granicę, człowiek podający się za pracownika międzynarodowej korporacji czy fałszywa pracowniczka socjalna.

Wciąż skuteczną metodą są ogłoszenia, oferujące pracę dla kobiet za granicą w charakterze opiekunek do dzieci, pomocy domowych lub kelnerek. Oblicza się, że jedna na trzydzieści kobiet odpowiadających na takie ogłoszenie zostaje sprzedana i zmuszona do prostytucji.

Łowcy działający w biednych państwach doskonale wiedzą, że każda obietnica lepszego życia przyciągnie do nich setki dziewcząt. Stąd fałszywe lokalne konkursy piękności, których uczestniczki znikają potem jak kamień w wodę. Porwania kobiet to także specjalność handlarzy żywym towarem z Bałkanów. 18-letnia Sofia wracała wieczorem sama do domu, gdy kilku mężczyzn wepchnęło ją do samochodu i wywiozło z rodzinnej wioski w Rumunii do Serbii, gdzie zmusili ją do prostytucji.

Dla łowców seksualnych niewolnic granice nie istnieją: 50 tysięcy kobiet z obozów dla irackich uchodźców zostało sprzedanych do burdeli w Syrii. Ponad 70 procent uciekinierów z Korei Północnej do Chin to kobiety przemycane dla przestępczej sieci seksbiznesu w Azji. Na życzenie bogatych klientów z krajów Zatoki Perskiej łowcy są w stanie zrealizować nawet najbardziej wyszukane zamówienie. Np. sprowadzenie kilkunastu młodziutkich dziewcząt z małego, żyjącego w lasach Sri Lanki plemienia Wanniyala-Aetto do Kuwejtu, Bahrajnu i Dubaju. Miejscowy łowca dostał za każdą z nich 6 tysięcy lankijskich rupii, równowartość miesięcznej pensji. Handlarze błyskawicznie wyrobili paszporty dla każdej z dziewcząt, chociaż żadna z nich nie umiała czytać, pisać i nie potrafiła nawet podać daty swojego urodzenia.

Każdego roku ofiarą łowców pada od 500 tysięcy (szacunki FBI) do 1,3 mln (szacunki UNICEF) dziewcząt i kobiet na całym świecie. W ciągu minionych dwóch dekad liczba niewolnic sprzedanych w celu seksualnego wyzysku mogła sięgnąć nawet 20 milionów. Tylko w ciągu ostatnich 10 lat do burdeli w Europie, USA i na Bliskim Wschodzie zostało sprzedanych 400 tysięcy Ukrainek i 15 tysięcy Polek. W Mołdawii nie ma wioski, z której przynajmniej jedna dziewczyna nie wpadła w ręce handlarzy żywym towarem.

Sekswięzienia są wszędzie

Starsi oficerowie brytyjskiej policji byli zszokowani, gdy w bocznej uliczce małego miasteczka Peterborough, w domu z lat 30. znaleźli zakamuflowane więzienie, w którym – za zakratowanymi oknami i strzeżonymi całą dobę drzwiami – było przetrzymywanych kilka kobiet z Litwy, Czech i Słowacji. W brudnych pokojach walały się ostre materiały pornograficzne i kawałki przypalonej folii – znak używania heroiny.

Dopiero gdy zastraszone kobiety upewniły się, że ich „opiekunowie” uciekli, zaczęły błagać policjantów o pomoc. Jedna z nich opowiedziała swoją historię. Została zwabiona z Litwy obietnicą pracy. Jednak po przyjeździe na Wyspy odebrano jej paszport i sprzedano do burdelu za 2000 funtów. Aby spłacić dług, musiała uprawiać seks bez zabezpieczenia z 15–30 klientami dziennie. Pracowała od 11 do 3 nad ranem. Nie wolno jej było nigdzie wychodzić.

 

Jednak dla policjantów najbardziej szokujące było to, że sekswięzienie znajdowało się w miasteczku, w którym przestępczość była niemal zerowa, o międzynarodowych gangach nikt nie słyszał, i gdzie nie było nawet sex shopu. Wyniki policyjnych nalotów, przeprowadzonych w innych miasteczkach wokół Cambridge, okazały się równie zdumiewające: znaleziono w nich 80 zakamuflowanych burdeli, w których były więzione seksniewolnice z Europy Wschodniej.

– Jeśli można je znaleźć tu, to znaczy, że są wszędzie – stwierdził Tim Brain, komendant policji w Gloucestershire.

W sekswięzieniach lądują kobiety sprzedane na targach niewolników. Czasem nie są to domy publiczne, ale miejsca, w których poddaje się dziewczęta odmawiające uprawiania prostytucji wyjątkowo brutalnej tresurze.

W takim właśnie domu znalazła się Katia, sprzedana tureckiemu alfonsowi Apo. Najpierw zamknięto ją w pokoju z zakratowanymi oknami, w którym było tylko łóżko i służące za toaletę wiadro. Kiedy poprosiła o szklankę wody, strażnik Mohammed przyniósł jej napój, po którym dostała halucynacji. Wtedy jedna z „wytresowanych” już dziewcząt, Tania, zaczęła ją namawiać, by przestała się opierać i zaczęła uprawiać seks z klientami.

– Nie jesteś pierwsza – mówiła Tania. – Przez pierwszy miesiąc będziesz pracować za darmo, ale potem zarobisz 500 dolarów miesięcznie. Po pół roku będziesz wolna i wrócisz do domu.

Kiedy jednak Katia opierała się dalej, została pobita i wielokrotnie zgwałcona przez pomocników właściciela burdelu. Kilkakrotnie przewożono ją do innych miast, nocą i bocznymi drogami, tak by nie mogła zorientować się, gdzie aktualnie przebywa. Izolacja, tortury, głód i groźby pod adresem rodziny powodują, że wiele więzionych kobiet zgadza się na uprawianie prostytucji. Jednak ich los nie jest wcale lepszy.

Jedna z uwolnionych przez brytyjską policję kobiet zarobiła dla swojego właściciela 12 tysięcy funtów w trzy miesiące. Dostała z tego tylko 10 funtów. Gdy próbowała ukryć 250 funtów, została brutalnie pobita.

Obietnica, że po spłaceniu „długu”, czyli ceny zapłaconej za kobietę przez właściciela burdelu, dostanie ona część zarobionych pieniędzy, jest kolejnym kłamstwem, które ma złamać opór ofiary. Wystarczy jedna skarga niezadowolonego klienta, by właściciel nałożył na nią „grzywnę”, którą będzie musiała spłacać przez kolejne miesiące. Dla niewolnicy brak pieniędzy oznacza też brak możliwości ucieczki. Jakikolwiek bunt jest karany z niezwykłą brutalnością: kobiety są bite i wielokrotnie gwałcone przez gangsterów, którzy nagrywają scenę na kamerę wideo i grożą wysłaniem filmu rodzinie. Organizacje walczące z handlem ludźmi w Stanach Zjednoczonych policzyły, że statystyczna seksniewolnica jest gwałcona przez swojego właściciela i jego pomocników 49 razy w ciągu roku.

Dodatkową karą jest sprzedanie kobiety kolejnemu alfonsowi. W Turcji zwykle dzieje się tak, gdy niewolnica przyniesie 15–20 tysięcy dolarów zysku swojemu właścicielowi, a ten ma już dość niepokornej kobiety. Wtedy cały koszmar powtarza się od nowa. Szacuje się, że rocznie około 30 tysięcy kobiet umiera w sekswięzieniach na skutek tortur, chorób, samobójstw i przedawkowania narkotyków.

 

Koszmar  bez końca

Katia miała szczęście: mąż Viorel cudem ją odnalazł i wynegocjował wykupienie żony z tureckiego burdelu za 3 tysiące dolarów. Warunek był jeden – policja nigdy się o tym nie dowie. 23-letniej Tani z Ukrainy pomógł wstrząśnięty losem dziewczyny klient, który kupił jej wolność za 3500 dolarów i sfinansował powrót do domu. Ewa z Budapesztu, która pojechała do Kanady pracować jako opiekunka do dzieci i wylądowała w nocnym klubie, gdzie była regularnie gwałcona przez gangsterów, uciekła dzięki pomocy jednego z pracowników lokalu. Ponieważ zgłosiła się na policję i postanowiła zeznawać przeciwko swoim oprawcom, mogła zostać objęta programem ochrony świadków i otrzymać specjalną wizę, umożliwiającą jej legalny pobyt w Kanadzie.

Jednak większość ofiar seksualnego wyzysku nie ma takich możliwości. Jako nielegalne imigrantki są natychmiast osadzane w aresztach deportacyjnych i odsyłane do kraju, zanim dojdzie do procesu handlarzy. W rezultacie na 800 kobiet sprzedanych i zmuszonych do seksualnego niewolnictwa, skazany zostaje tylko jeden uczestnik tego procederu. Seksniewolnice zwykle odzyskują wolność, kiedy poważnie zachorują lub uwolni je policja. Czasem alfons wyrzuci je na ulicę, gdy zajdą w ciążę, chociaż zwykle w takich wypadkach zmusza się je do aborcji. Jednak los tych, którym udało się wrócić do domu, także bywa tragiczny.

Katia przeprowadziła się z Mołdawii do Odessy i znalazła pracę w barze. Mimo przeżytego koszmaru urodziła zdrowego syna. Jednak związek z Viorelem nie przetrwał próby: rozstali się, a lekarze wkrótce rozpoznali u Katii raka szyjki macicy. Jedynym ratunkiem była chemioterapia.

Wiele byłych seksniewolnic jest uzależnionych od narkotyków i zarażonych AIDS. Szczególnie tragiczny jest los 7 tysięcy nepalskich dziewczynek, sprzedawanych co roku za równowartość 500–1300 euro do hinduskich burdeli. Rozpowszechnione w wielu krajach przekonanie, że seks z dziewicą leczy AIDS, spowodowało, że w niektórych rejonach Nepalu co trzecia kobieta jest dziś nosicielką wirusa HIV, a liczbę wszystkich zarażonych w tym małym himalajskim kraju szacuje się na 75 tysięcy.

Międzynarodowym gangom sprzyja też oficjalna polityka państw, takich jak Kambodża czy Tajlandia, traktujących prostytucję jako motor napędowy sektora turystycznego. Nic więc nie powstrzyma handlu kobietami, dopóki aktualne są słowa jednego z bossów niewolniczego biznesu Ludwiga „Tarzana” Fainberga: „Możesz kupić kobietę za 10 tysięcy dolarów i odzyskać te pieniądze w ciągu tygodnia, jeśli jest młoda i ładna. Wszystko ponad to to czysty zysk”.


ANDRZEJ FEDOROWICZ – dziennikarz specjalizujący się w tematyce śledczej i kryminalnej, stały współpracownik „Focusa” i „Focusa Historia”. Publikował także w „Super Expressie”. Jako ekspert organizacji pozarządowych prowadził szkolenia dziennikarskie w krajach b. Związku Radzieckiego.