W potocznym odbiorze Hamlet, tytułowy bohater arcydramatu Williama Szekspira, uchodzi za człowieka słabego, mnożącego wątpliwości. Od imienia duńskiego księcia ukuto nawet termin „hamletyzować” – czyli nie umieć podjąć decyzji, szukać dziury w całym, dzielić włos na czworo. Fundamentalną tego egzemplifikacją miałby być słynny monolog zaczynający się od słów „Być albo nie być – oto jest pytanie…”. W podobnym nieco duchu rozpatruje postawę Hamleta Zbigniew Herbert w znanym wierszu „Tren Fortynbrasa”, stanowiącym coś w rodzaju epilogu do sztuki Szekspira – z tym jednak, że poeta przewrotnie pochwala „niezdecydowanie” księcia, kontrastując je z autorytarnym i brutalnym rozumowaniem norweskiego króla, który ma właśnie zasiąść na duńskim tronie. W ujęciu Herberta Hamlet to jakby wzór współczesnego intelektualisty, któremu obca jest przemoc tak uwielbiana przez dyktatorów.
Rzecz jednak w tym, że Hamlet wcale nie jest niezdecydowanym, słabym intelektualistą czy też anemicznym wymoczkiem, nieumiejącym poruszać się po korytarzach władzy i podejmować decyzji. Nie jest też wariatem, choć czyni wiele, by dworskie otoczenie za takiego go uznało. Właściwie tylko intrygant Poloniusz podejrzewa, że Hamlet w istocie udaje chorobę psychiczną, że prowadzi wyrafinowaną grę, by osiągnąć jakieś swoje – niejasne dla innych – cele („W tym szaleństwie jest metoda” – komentuje podejrzliwie wybryki księcia).
W istocie bowiem Hamlet maskuje się, kamufluje, by dokonać zemsty na własnym stryju Klaudiuszu, który – jak podejrzewa – zgładził podstępnie jego ojca, by samemu przejąć koronę oraz poślubić wdowę po królu, a matkę młodego księcia (zamieszaną w zbrodniczą intrygę). Hamlet jest cwany, myśli racjonalnie, działa konsekwentnie i potrafi być bezwzględny. Po pierwsze namawia wędrownych aktorów, by zainscenizowali podczas swego występu domniemaną scenę morderstwa jego ojca, a podczas przedstawienia bacznie przypatruje się reakcjom stryja. Te zaś upewniają go co do własnych podejrzeń. Po drugie podczas gniewnej rozmowy rzuca matce w oczy oskarżenie o zdradę pamięci ojca. Kiedy odkrywa, że ktoś tę rozmowę podsłuchuje – zadaje ukrytej za kotarą osobie morderczy cios mieczem. Po trzecie, odkrywszy spisek Klaudiusza na swoje życie, zręcznie unika śmierci, ta zaś spotka (wskutek kolejnej intrygi księcia) popleczników króla uzurpatora – Guildensterna i Rosencrantza, niegdyś przyjaciół Hamleta. Po czwarte wreszcie Hamlet potrafi zachować się jak prawdziwy rycerz. W finałowym pojedynku z Laertesem, kiedy staje się jasne, że jego przeciwnik dysponuje zatrutą bronią, którą rani bohatera – książę zadaje mu śmiertelny cios, potem przebija zatrutym floretem także stryja i dogorywającego zmusza jeszcze do wypicia kielicha z trucizną. Sam umiera z godnością, nie bawiąc się już w żadne dywagacje, tylko kwitując zaistniałą sytuację enigmatycznym stwierdzeniem: „Reszta jest milczeniem”.
Przywołany wcześniej monolog zaczynający się od słów „Być albo nie być…” nie jest zatem bełkotem oderwanego od rzeczywistości nadwrażliwego pięknoducha, rozważającego samobójstwo! To analiza: czynić zemstę czy raczej pogodzić się ze złem świata? I widzimy, że książę wybiera to pierwsze. A potem konsekwentnie podąża wybraną drogą.
„Hamlet” należy do tak zwanych wielkich szekspirowskich dramatów egzystencjalno-filozoficznych. Tematem tych sztuk jest walka człowieka z własną namiętnością, zwaną przez dzisiejszych psychologów afektem, w którym to zmaganiu jest on skazany na niepowodzenie. I tak jak w „Hamlecie” afektem jest potrzeba zemsty osieroconego i odsuniętego od tronu księcia, tak w „Romeo i Julii” – nielicząca się z realiami miłość, w „Makbecie” zaś nieposkromiona żądza władzy itd.
Bohaterowie tych tekstów to ludzie tragiczni, uwikłani we własne emocje i rozdarci. To ludzie, których czyny i motywacje uchylają się łatwym osądom. To postaci, w których niczym w lustrze przeglądamy się my sami. I tak właśnie należy odbierać Hamleta.