Kazirodztwo – najczęściej spotykane w barwnych opisach dziejów wielkich rodów, księstw, królestw. Tak było kiedyś. I nagle problem stał się aktualny, a to za sprawą niewiarygodnej historii, która rozegrała się w Austrii w tym roku
Kontakty kazirodcze są skrywane i objęte społecznym potępieniem, bo to „nieprzyzwoity seks”, który prowadzi do upośledzenia potomstwa. Jürgen Kunze, genetyk z berlińskiej kliniki Charité, twierdzi, że co drugie dziecko ze związku kazirodczego rodzi się ciężko upośledzone.
To bzdura, dowodzą inni lekarze i przytaczają następujący fakt: we Francji, gdzie dobrowolne związki kazirodcze nie są ścigane prawnie, liczba chorób genetycznych nie odbiega od europejskich statystyk.
Zwolennicy wolności seksualnej wręcz twierdzą, że małżeństwa osób spokrewnionych mają więcej udanego potomstwa. Przykładem mają być wielkie rody, np. Rothschildowie, Du Pontowie i Habsburgowie, których księżniczki słynęły z płodności.
Jednakże zwolennicy tej tezy nie chcą zauważyć, że np. w dynastii Habsburgów pojawiały się genetyczne potworki, jak król Hiszpanii Karol II (1661–1700), właściciel ogromnej wiecznie oślinionej dolnej wargi, uniemożliwiającej zamknięcie ust. Zaburzenia psychiczne, epilepsja u wielu księżniczek, w tym obu żon polskiego króla Zygmunta Augusta (1520–1572), szaleństwo cesarza Rudolfa II (1552–1612) czy arcyksięcia Rudolfa (1858–1889) każą nam wiązać te fakty z ożenkami w obrębie dynastii.
Jak traktowano kazirodztwo w dziejach? Czy zawsze było zakazane, represjonowane i oceniane jako niegodne człowieka?
JUŻ STAROŻYTNI BABILOŃCZYCY…
W I lub II tysiącleciu p.n.e., a może wcześniej, powstał w Babilonie poemat kosmogoniczny o stworzeniu świata. Znajdujemy w nim tekst potępiający kazirodztwo. Stosunki seksualne w obrębie rodziny traktowane są jako naganne: „Oby twego przyrodzenia zażyć nikt nie chciał, obyś z własnym grzeszyła potomstwem”, przeklina heros Enkidu nierządnicę Szamhat.
Represje wobec kazirodztwa zawiera też osławione prawo Hammurabiego (lata 1792–1750 p.n.e.). Za stosunek seksualny z córką przewidywano karę wygnania ojca; natomiast „jeśli człowiek wolny po śmierci swego ojca spał na łonie swej matki, spali się ich oboje”. Szczególnie mocno represjonowano, zatem kazirodztwo pokoleniowe wobec matki, Dawczyni Życia.
Inny wzorzec przyjął się w jednej z najstarszych cywilizacji świata – w starożytnym Egipcie. Zapewne w 3. tysiącleciu, w czasach Starego Państwa, na dworze faraonów miały miejsce pierwsze związki kazirodcze. Stygmatyzowały one świętą pozycję władcy i jego rodziny. Faraonowie, współżyjąc z siostrami, potwierdzali w ten sposób swą boskość, a władza pozostawała w obrębie rodziny. Na dworach dynastycznych przy zawieraniu związków kazirodczych rolę odgrywał niezwykle ważny motyw religijny: na świat przychodzili „uświęceni” potomkowie tej samej krwi.
Inaczej nie sposób wyjaśnić sobie powszechności małżeństw brata-faraona z siostrą. Jednym z najstarszych znanych mariażów endogamicznych (endogamia to kulturowa reguła nakazująca jednostce dobieranie sobie partnera – zawieranie małżeństw – wewnątrz grupy, do której należy) było małżeństwo królowej Ahhotep II z bratem Kamose, z którego narodził się syn Ahmes (ok. 1556 r. p.n.e.). W czasach XVIII dynastii (1550–1292 r. p.n.e.) faraonowie brali sobie za żony siostry rodzone lub przyrodnie. Bywało też, że ojcowie żenili się z własnymi córkami, jak Amenhotep III czy Ramzes II z XIX dynastii (panował w latach 1279–1213 p.n.e.). Ten ostatni, zwany Wielkim, mierzył nie tylko ponad 180 cm wzrostu i żył ponoć 91 lat, ale miał spłodzić 100 synów i 50 córek.
Jednak wiemy, że Ramzes Wielki potrafił kochać tylko dwie żony, wcześniej niepołączone z nim więzami rodzinnymi: Nefertari („Piękna-dla-której-wstaje-Słońce”, 1292–1225 r. p.n.e.) i Isetnofret. Związek z Nefertari był wyjątkowy: Ramzes nie czerpał z niego korzyści politycznych, nie wzmacniał sojuszów, gdyż „pierwsza żona” była, jak się wydaje, jedynie arystokratką.
Zwyczaj poślubiania sióstr z biegiem wieków przejął także lud egipski – i tak już słynący w świecie starożytnym ze swobody obyczajowej. W czasach Ptolemeuszy, potomków Macedończyków i następców Aleksandra Wielkiego, kazirodztwo upowszechniło się, być może przyczyniając się do degeneracji Egiptu. Znalazło też zewnętrzne potwierdzenie w swoistej reklamie. Po 270 r. p.n.e. Ptolemeusz II Filadelfos wybijał monety z przepięknym portretem zmarłej żony- -siostry Arsinoe II: „pełen kobiecej słodyczy i surowej powagi”, co „zawsze wywierało piorunujące wrażenie”. Słynna Kleopatra VII, nim została żoną Marka Antoniusza w I w. p.n.e., usiłując rozgrywać wielką polityczną kartę na imperialnej scenie Rzymu, była żoną dwóch braci. Ostatniego Ptolemeusza XIV kazała jednak cichcem zabić.
Skutkiem takich właśnie przykładów ze strony władzy kazirodztwo powoli zostało spauperyzowane i stało się powszechne wśród ludu. Dlaczego tak się stało?
DOBRE STRONY KAZIRODZTWA
Związek ze znaną osobą był przewidywalny, dawał gwarancje bezpieczeństwa w czasach wysoce niebezpiecznych. Związek z osobą, z którą znało się od dzieciństwa, a więc można było przewidywać jej reakcje, wydawał się znacznie mniej ryzykowny, bardziej bezpieczny niż małżeństwo z kimś przypadkowym, mało znanym.
Antropolog strukturalista C. Levi-Strauss dowodził, że związki kazirodcze u badanych przezeń ludów w ogóle nie były uznawane za złe. Dopiero wytworzenie kultury z jej systemem nakazów miało doprowadzić do oceniania kazirodztwa jako nagannego i przestępczego. Być może represjonowanie i zaniechanie praktyk kazirodczych wiązało się także ze społecznym doświadczeniem, że czasem rodziły się z nich zdegenerowane dzieci. Co jednak ciekawe, w niektórych cywilizacjach kazirodztwo było „od razu” potępiane.
Sprawa nie jest więc jednoznaczna i wyjaśniona. Teorii na temat pojawiania się i potępiania kazirodztwa w historii przybywa. Jedna z nich dowodzi, że niechęć do współżycia z kobietami z najbliższego kręgu wynikała w niektórych plemionach z wojowniczości mężczyzn. Porywali przyszłe żony i płodzili dzieci z niespokrewnionymi kobietami jako wyraz swej dominacji i siły. Mniej wojowniczym ciapom pozostawał ciągle ten sam krąg sióstr, krewnych i kuzynek.
Trzeba było czasu, by przekonać się, że małżeństwo w rodzinie nie jest obojętne dla potomstwa, że w takich związkach rodzą się także kalekie, chore dzieci, jak np. faraon Echnaton, cierpiący na zaburzenia odporności i tzw. zespół Marfana. W dalszym ciągu nie przekonuje to np. Francuzów: Georges Bataille, zajmujący się naukowo erotyzmem, uznał rodzenie się dzieci ze skazą w rodzinach kazirodczych za jeden z największych przesądów na przestrzeni wieków i… obecnie.
Nie jesteśmy więc nadal pewni, czy kazirodztwo doprowadziło do zwyrodnienia i upadku świetnej kultury egipskiej, jak sądził np. Tomasz Mann. Być może Egipcjanie nie zdołali pojąć, że kazirodcze związki mogą prowadzić do degradacji psychicznej i fizycznej.
RÓŻNE KRAJE – RÓŻNE PRZYCZYNY
W 525 r. p.n.e. król perski Kambyzes Achmenida najechał Egipt, zabił świętego byka Apisa i przybrał tytuł faraona. Przeniósł do Persji także kazirodcze obyczaje. Małżeństwom krewniaczym w Persji sprzyjały mity związane z zoroastryzmem. Ta tradycja dotąd jest kultywowana w Iranie. Lęk przed złym traktowaniem żon przez mężów z obcego rodu – jak i w ogóle przed „obcymi” – powoduje, że małżeństwa krewniacze „zawiązane w niebie” jeszcze dziś dominują we wsiach irańskich.
W Japonii także istniały związki między braćmi i siostrami zrodzonymi z jednego ojca. „Były na porządku dziennym”, pisze znawczyni dziejów Japonii Jolanta Tubilewicz. Natomiast związki rodzeństwa z jednej matki były niedopuszczalne. Doświadczył tego w V w. sam następca tronu Kinashi Karu no Miko, który miał nieszczęście zakochać się z wzajemnością i posiąść niezwykle urodziwą – „piękno jej postaci przenikało przez szaty” – własną siostrę Karu no Oiratsume Himemiko. Zachowały się różne wersje epilogu tej miłości kazirodczej: jedna mówi o wygnaniu siostry, druga o wygnaniu księcia, trzecia o jego samobójstwie. O śladach praktyk kazirodczych w kulturze japońskiej zdaje się też świadczyć dawne określenie męża – żona nazywała go se (starszy brat), a mąż żonę – imo (młodsza siostra). Potem określano tak również kochanków.
Gdy w XVI w. hiszpańscy konkwistadorzy ruszyli na eksplorację „Nowego Świata”, odkrytego w 1492 r. przez Kolumba, natrafili na praktyki, które bulwersowały Hiszpanów z ich obsesjami „grzechu sodomii”, czyli stosunków homoseksualnych i kazirodczych. Podczas podróży przez Jukatan w XVI w. pewien misjonarz zauważył, że Majowie „nie znali umiaru w piciu i upijali się, w wyniku czego zabijali się między sobą, gwałcili kobiety, przekonane, że przyjmują w swoich łóżkach własnych mężów (!), dopuszczali się kazirodztwa… podpalali domy”.
Działo się tak, choć normy etyczne zakazywały Majom kazirodztwa, cudzołóstwa, kłamstwa, upijania się, lenistwa, kradzieży, również zabójstwa.
Ale to nie Majowie wyróżniali się szczególnym stosunkiem do kazirodztwa, ich indiańscy bracia z południa – Inkowie. Wedle jednego z mitów ich stolicę Cuzco założyli czterej bracia Ayar i ich cztery siostry, którzy wyszli z jaskiń Pacaritambo – i zaczęli trudną podróż z magicznymi złotymi różdżkami, w poszukiwaniu miejsca osiedlenia. Rodzeństwo to łączyły kazirodcze związki i mit oddawał zapewne rzeczywistość w dynastiach indiańskiego imperium. „W analizie psychologicznej mitu nie można dopatrzyć się dwóch podstawowych zakazów: kazirodztwa i ojcobójstwa, natomiast uwidacznia się sieć związków braterskich, w których występuje kazirodztwo” – pisał Jan Szemiński.
Zakazy te były często fundamentem innych kultur. Natomiast inkascy „władcy świata”, podobnie jak ich egipscy bracia, dbali o czystość krwi, gwarantującej utrzymanie władzy w obrębie dynastii. Od czasów Inki Pachacuti w XV w. władca miał więc poślubiać własną siostrę jako pierwszą, najważniejszą, gwarantującą „czystość krwi” panującego rodu.
Bezwzględni konkwistadorzy hiszpańscy z ochotą wykorzystywali „niecne obyczaje” Inków. Po siedmiu miesiącach „przyjaźni” Francisco Pizarro oskarżył Inkę Atahualpę o poligamię, kazirodztwo, spisek i czczenie bożków. Oznaczało to naruszenie wszystkich praw boskich i hiszpańskich, i Inka został skazany na spalenie, co zamieniono, jeśli przyjmie chrzest, na uduszenie garotą.
W cywilizacji greckiej kazirodztwo nie przyjęło się, pomimo pierwszych przyzwalających doświadczeń. Np. prawo ateńskie początkowo nie przewidywało karania za stosunki kazirodcze, w czym być może widać wpływ egipski. W „Odysei” w pieśni X Homer przytacza mit o Eolu, który wydawał swe córki za własnych synów. Potem jednak ten mit zanika, tak jakby Grecy odwracali się od kazirodczych związków. Niemniej popularna była endogamia, czyli dążenie do zawierania małżeństw z kobietami w obrębie tej samej grupy społecznej.
Grecki stosunek do kazirodztwa przejęli Rzymianie. Zachowanie matki Agryppiny wobec Nerona, która ponoć żyła z synem, zostało napiętnowane jako hańbiące. Swetoniusz twierdził, że Neron walcząc ze zmorami kazirodczego dzieciństwa, kazał zamordować matkę.
„NIECH RODZĄ SIĘ POTWORY”
Wiele w tym racji, co potwierdzają współczesne badania. Dziś wiemy, że stosunki kazirodcze demontują zupełnie zdrowe uczucia; nie inaczej było przed dwoma tysiącami lat. Pisał o tym wiele razy Seneka w swych dramatach, określając jednoznacznie swój stosunek do praktyk kazirodczych: „Łam więc prawa natury, przez występną żądzę. Niech rodzą się potwory”.
Można zaryzykować tezę, że rodzaj patologii kazirodczej, jakim ulegali zwariowani władcy imperium rzymskiego, rodził potwory i szaleńców w rodzaju Kaliguli, Messaliny czy Nerona. Szczególnym przykładem jest tu Kaligula, który żył z siostrą Druzyllą. W końcu zarżnął ją, otwierając ciężarnej brzuch – był przekonany, że jest „Zeusem”, a więc musi pożreć własne dzieci z brzucha żony-siostry, gdyż mogły one zagrażać jego boskiej władzy. Szaleństwo sięgało apogeum.
W mitologii celtyckiej i germańskiej także natrafiamy na wątki kazirodcze. Boginka Freya słynęła z pobudliwości i dlatego wzbudzała ogromne namiętności i pożądanie mężczyzn: bili się o nią także olbrzymi walczący z bogami. Być może stała się tak pobudliwą erotomanką, gdyż była córką zrodzoną z kazirodczego związku boga płodności Njörda z własną siostrą. Jednak w pieśniach eddaicznych o Germanach i Celtach daje się zauważyć, że kazirodztwo, homoseksualizm, rozwiązłość traktowane były jako zły styl życia – a nie dobrostan.
OBAWA PRZED KARĄ
Cywilizacja judeochrześcijańska zdecydowanie odcięła się od praktyk kazirodczych: napiętnowała je i potępiła. W biblijnej Księdze Kapłańskiej czytamy: „Tego co czynią w ziemi egipskiej/gdzie brat spółkował z siostrą,/ w której mieszkaliście, nie czyńcie tak”, mówi Pan do Mojżesza (Kpł 18, 3). Żydzi szczególnie mocno dbali o „czystość krwi narodu wybranego”, a mimo to nie przyzwalali na seksualne związki w rodzinie. Klan i „naród wybrany” miał się rozrastać, ale nie pozostawać w obrębie tej samej rodziny.
Niebawem jednak, w obawie przed skażeniem przez związki z obcymi kobietami, Żydzi staną przed kolejnymi dylematami. Stosunki z obcymi kobietami i rodzenie przez nie dzieci zagroziły bowiem czystości krwi „narodu wybranego”. Zakazano więc ich, co zawęziło pole wyboru i nasiliło rozterki co do słodkich związków z Sulamitkami, Elamitkami i innymi, od których to przedstawicielek roi się w Biblii.
Potępienie kazirodztwa znalazło szczególnie silny wyraz w listach św. Pawła:
„Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami, i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza nawet wśród pogan; mianowicie, że ktoś żyje z żoną swego ojca. A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu”. (1 Kor 5,1–5). Stało się to jednym z wielkich nakazów średniowiecznego chrześcijaństwa. Niepodporządkowanie się temu groziło najwyższymi karami, a królowie, żeniąc się np. z siostrami zmarłych żon, narażali się, co miało miejsce w Polsce, na bunt szlachty. Tak było w przypadku m.in. Zygmunta Augusta i Zygmunta III Wazy, którzy wzięli za żony siostry zmarłych żon. Lęk przed kazirodztwem był tak wielki, że nawet dalekie pokrewieństwo wykluczało ożenek lub wymagało dyspensy papieskiej, szczególnie w przypadku związków dynastycznych.
Ale nie wszędzie. Francuska tolerancja dla współczesnego kazirodztwa ma podłoże historyczne: Margot de Valois – nim została królową i żoną Henryka IV – była wykorzystywana seksualnie przez braci, którzy także płonęli pożądaniem do młodych mężczyzn. Niezwykła miłość Napoleona do siostry Pauliny, przez której łoże przewinęło się wielu oficerów i przedstawicieli arystokracji europejskiej, każe się także domyślać wątku kazirodczego.
Nie jest więc dziełem przypadku, że autobiograficzna książka „Kazirodztwo” pióra Christine Angot powstała w 1999 r. właśnie we Francji (w Polsce ukazała się w 2004 r). Ale to nie tylko wynik francuskiego przyzwolenia na tego typu związki: autorka wyjaśnia, że w dzieciństwie była wykorzystywana seksualnie przez ojca i to zaważyło na jej wyborach seksualnych i twórczości.
Wymuszony na młodym człowieku związek kazirodczy jest dla niego jednym z najbardziej traumatycznych przeżyć, czyni z życia wewnętrzne piekło i pozbawia radości istnienia. To m.in. dlatego w historii zasiadały na tronach potwory, pozbawione uczuć wyższych, skupione na wyrównywaniu rachunku krzywd z dzieciństwa. Kazirodztwo wobec dzieci czy młodzieży niosło i niesie dla nich ogrom spustoszeń psychicznych i naznacza na całe życie. To właśnie bez wątpienia wymaga represjonowania sprawców takich czynów.
DRAMAT W PIWNICY. DLACZEGO OJCIEC GWAŁCIŁ WŁASNĄ CÓRKĘ?
Austriacy nazywają go potworem z Amstetten, psycholodzy – zwyrodnialcem i psychopatą. Josef Fritzl, który przez 24 lata więził i gwałcił córkę, twierdzi, że robił to z miłości.
Podobno ojciec zaczął molestować Elisabeth, kiedy ta miała 11 lat. Kiedy skończyła 18, gwałty, które musiał ukrywać przed żoną Rosemarie, przestały mu wystarczać. Córkę chciał mieć tylko dla siebie. 28 sierpnia 1984 r. odurzył ją narkotykami i zamknął w piwnicy niewielkiego domu w Amstetten w Dolnej Austrii. Wszystko dokładnie przygotował. Zgłosił zaginięcie na policję, przed sąsiadami i znajomymi udawał zrozpaczonego ojca. Zmusił córkę do napisania „listu do rodziców” z prośbą, by przestali jej szukać. Wersja oficjalna brzmiała: dziewczyna uciekła z domu i przystąpiła do sekty. Policja zawiesiła poszukiwania.
Tymczasem Elisabeth spędziła 24 lata w piwnicy bez okien. Regularnie gwałcąc córkę, Fritzl spłodził z nią siedmioro dzieci. Jedno zmarło zaraz po narodzinach, ojciec-dziadek spalił je w piecu. Troje mieszkało z matką w piwnicy, a pozostałe podrzucił na próg swojego domu z listami od Elisabeth, a potem adoptował.
Nie wiadomo, ile jeszcze czasu 42-letnia dziś kobieta spędziłaby w piwnicy, gdyby nie choroba mieszkającej z nią córki. Kiedy stan dziewczyny był krytyczny, 73-letni dziś Fritzl podrzucił ją do szpitala. Wszystko wyszło na jaw.
DOBRY SĄSIAD, WZOROWY OJCIEC
Dlaczego przez tyle lat Fritzlowi udało się wszystko ukrywać? Dobre pytanie. Rosemarie utrzymuje, że o niczym nie wiedziała. Austriacy jej nie wierzą. „Żona i pozostałe dzieci mogły nie chcieć wiedzieć o tajemnicy męża i ojca. A gdy człowiek nie chce czegoś wiedzieć, uruchamiają się mechanizmy obronne doskonale temu służące. Nie jest to rzadkie zjawisko” – mówi dr Ewa Woydyłło, psycholog z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Fritzl w przeszłości był już karany za przestępstwa seksualne, a prostytutki, z których usług korzystał, opowiadały, że się go bały, bo podczas stosunków kazał udawać agonię. Mimo to, był lubianym sąsiadem i uchodził za wzorowego ojca.
Odpowie za gwałty, kazirodztwo, pozbawienie wolności i przyczynienie się do śmierci niemowlęcia. Jego adwokat zapowiedział, że linią obrony będzie niepoczytalność oskarżonego, i przekazał opinii publicznej jego słowa: „Nie jestem takim potworem, jak myślicie. Mogłem wszystkich zabić i nic by się nie stało. Nie zostałby ślad”. Twierdzi, że zamknął córkę w piwnicy, by wyrwać ją ze złego towarzystwa.
CHOROBA MORALNA
Niemieccy i polscy psychiatrzy nie chcą się wypowiadać, bo znają Fritzla tylko z doniesień prasowych. Anonimowi biegli sądowi twierdzą, że „eksperci będą potrzebować miesięcy, żeby postawić diagnozę. To, o czym wiadomo w tej chwili, a może jeszcze wyjść na światło dzienne wiele istotnych szczegółów, wskazuje na ciężkie narcystyczne zaburzenie osobowości, które objawia się znacznym przecenianiem swojej osoby, wiarą w wyjątkowe uprzywilejowanie, jednocześnie jednak potrzebą bycia docenionym i chwalonym. Władcza i arogancka postawa jest również znakiem charakterystycznym tego zaburzenia” – czytamy w niemieckim tygodniku „Stern”.
Jednak wielu specjalistów uważa, że o chorobie psychicznej czy niepoczytalności nie może tu być mowy. „Fritzl nie jest szaleńcem, ponieważ to, jak starannie zaplanował swe działania – i to, że udawało mu się to przez tyle lat – świadczy o świadomej inteligencji zdrowego człowieka, tyle że kompletnie pozbawionego skrupułów moralnych” – pisze Anthony Clifford Grayling, filozof z University of London na łamach tygodnika „New Scientist”. Jego zdaniem gdy człowiek z własnej woli wybiera czynienie zła, działa logicznie i przewiduje skutki swych czynów, można mówić o szaleństwie moralnym (moral insanity), ale nie o psychozie czy manii.
WALKA Z TYRANAMI
„W rodzinie Fritzlów mężczyzna zdominował żonę, córkę, inne dzieci. W ich małym świecie był niepodzielnym władcą, któremu przeciwstawić się mógłby tylko ktoś równy jemu. Nikogo takiego nie było” – mówi dr Woydyłło. Według niej skala zbrodni Fritzla jest ilościowo większa niż inne, ale jakościowo przypomina wiele takich przypadków, także w Polsce. „Miałam kiedyś pacjentkę, która przeżyła w dzieciństwie wielokrotne zbiorowe gwałty z udziałem ojca i jego pijackich kompanów, podczas gdy matka modliła się w kuchni, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Czy nie brzmi to równie upiornie?” – dodaje psycholog.
Według niej, aby nic podobnego już się nie wydarzyło, powinniśmy raz na zawsze zdetronizować tyranów w naszych rodzinach i społeczeństwach. A do tego potrzeba nie tylko odwagi ofiar, ale także odwagi świadków. Jednym i drugim powinny pomagać służby socjalne, policyjne, sądowe. Teoretycznie wszystko to państwo już zorganizowało, tylko służbom tym często brakuje odwagi, determinacji i empatii. „To przerażająca historia. Gdyby nie była prawdziwa, właściwie nie można by było w nią uwierzyć. Jego rodzinie może kiedyś pomoże głębokie i długie leczenie. Ale Fritzlowi bym tego nie zaproponowała. Zasądziłabym mu odosobnienie w celi więziennej, z której nigdy by już nie wyszedł. A gdybym umiała, sprawiłabym, żeby świat o nim na zawsze zapomniał” – mówi dr Ewa Woydyłło.