Gdy wielkie imperium Romanowów chwiało się w posadach, uwięzione narody uwierzyły, że wkrótce odzyskają wolność. W 1917 r. na Kaukaz wracali gruzińscy oficerowie, którzy zrobili kariery w carskiej armii. Był wśród nich zdolny gen. Aleksander Zachariadze, który brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej, a potem został jednym z najmłodszych oficerów w imperialnym Sztabie Głównym. Przybył również dowodzący szturmem na turecką twierdzę Erzurum gen. Aleksander Koniaszwili. Wśród wojskowych, którzy dotarli do Tyflisu (obecnie Tbilisi), znalazł się też doświadczony weteran gen. Aleksander Czcheidze. Młode gruzińskie państwo, zupełnie jak Polska, stworzyło siły zbrojne dzięki zaangażowaniu oficerów służących niegdyś w armii zaborcy. Ale nie tylko to podobieństwo sprawiło, że wkrótce oba kraje zapałały do siebie sympatią.
Gruzini już w 1917 r. pozwolili, by w Tyflisie zaczęła się formować Samodzielna Polska Brygada Kaukaska. Rok później gen. Zachariadze zdobył fundusze na przewiezienie jednostki do ojczyzny. Przyjazny gest dostrzeżono w Warszawie, zwłaszcza że marszałek Piłsudski widział w Gruzinach potencjalnych sojuszników w walce z Rosją. Dlatego w marcu 1920 r. wyruszyła specjalna misja, kierowana przez Tytusa Filipowicza, który miał podjąć próbę zawiązania sojuszu z narodami kaukaskimi. Po rozmowach z premierem republiki gruzińskiej Noe Żordanią zawarto wstępne porozumienie o współpracy.
Polska miała dostarczać Gruzinom broń i amunicję, w zamian ci zobowiązywali się po wybuchu wojny do podjęcia zbrojnej akcji przeciw Rosji. Po drodze do Azerbejdżanu delegacja natknęła się na wkraczającą na Kaukaz Armię Czerwoną. Filipowicza i jego towarzyszy przewieziono do Moskwy. W tym czasie Azerbejdżan padł i Armia Czerwona stanęła u wrót Gruzji. 25 kwietnia polska armia uderzyła na Kijów, wyprzedzając o 6 dni rosyjską inwazję na Gruzję. Te kilka dni okazało się decydującymi. Kiedy bolszewickie wojska ruszyły na Tyflis, Polacy byli pod Kijowem. Gruzini bili się bohatersko, ale już po tygodniu zaczęło im brakować amunicji, jednak równocześnie padł Kijów. Wtedy Włodzimierz Lenin postanowił przerwać wojnę na dwóch frontach.
KRÓTKA NIEPODLEGŁOŚĆ
Jesienią 1920 r., kiedy w Rydze trwały rokowania pokojowe, Sowieci znów zaczęli koncentrować wojska na Kaukazie. Kreml wykonał pod adresem Warszawy kilka przyjaznych gestów, m.in. zwolniono z więzienia Tytusa Filipowicza, natomiast rządowi w Tyflisie Moskwa stawiała coraz twardsze warunki. Wysłany przez polskie MSZ do okupowanego Azerbejdżanu Józef Łaszkiewicz słał w lutym 1921 r. ostrzegawcze raporty. „Dłuższą rozmowę miałem z komisarzami wojskowymi pp. Frumkinem i Kwantaljani. Na wyrażone przeze mnie zdumienie, iż wbrew zawartej umowie z rządem Republiki Gruzińskiej Armija Czerwona szykuje się, by dokonać zbrojnego napadu na Gruzję, otrzymałem odpowiedź, iż żadne umowy nie mogą przeszkodzić do zbierania ziem rosyjskich pod czerwonym sztandarem” – ostrzegał. Jednocześnie oceniał, że Rosjanie skoncentrowali łącznie ponad 200 tys. żołnierzy, mających do dyspozycji ciężką artylerię, czołgi oraz lotnictwo. Do tego jeszcze Moskwie udało się namówić Turcję, by przyłączyła się do inwazji. Tymczasem Gruzini zdołali zmobilizować ok. 50 tys. ludzi, z czego 15 tys. stanowiła paramilitarna Gwardia Ludowa, formowana pod dowództwem gen. Aleksandra Koniaszwilego. W tej sytuacji mianowany szefem Sztabu Generalnego gen. Aleksander Zachariadze stanął przed zadaniem niemożliwym do wykonania. Mimo to, gdy pod koniec lutego 1921 r. Rosjanie uderzyli z trzech stron, natrafili na zaciekły opór.
„Pierwsze dywizje armii czerwonej poniosły znaczne straty […]” – donosił Józef Łaszkiewicz. Gruzini odparli też turecki atak na port Batumi. Jednak po tygodniu Armia Czerwona stanęła u bram Tyflisu. Podczas obrony stolicy wyróżnili się gwardziści gen. Koniaszwilego, którzy powstrzymali rosyjską 11. Armię przed wzięciem miasta z marszu. W walkach o Tyflis sławę zdobyli też młodzi podchorążowie ze szkoły oficerskiej, której komendantem był gen. Aleksadner Czcheidze. W końcu jednak stolica padła i resztki wojska oraz rząd ewakuowały się do portowego miasta Batumi. Podczas ostatniej sesji parlamentu 16 marca 1921 r. zapadła decyzja o demobilizacji. Na przysłany przez Francję okręt wojenny wsiadło ok. 700 emigrantów: premier Noe Żordania, Naczelny Wódz gen. Georgi Kwinitadze, szef Sztabu Generalnego gen. Aleksander Zachariadze, politycy, dowódcy, młodzi podchorążowie. Ostatni dotarł na okręt wraz ze swymi żołnierzami kapitan Artemi Aroniszydze, broniący portu przed nacierającymi Rosjanami.
Francuzi podwieźli uciekinierów do Konstantynopola. Największą grupę zakwaterowano w obozie Ruwak nieopodal cieśniny Bosfor. Jego mieszkańcy, żeby zarobić na jedzenie, musieli pracować jako robotnicy budowlani. Wtedy przypomniano sobie o Polsce. Wprawdzie Rzeczpospolita nie udzieliła wsparcia Gruzji podczas drugiej sowieckiej inwazji, ale Warszawa odmówiła uznania przyłączenia kaukaskiego państwa do ZSRR.
Pod koniec 1921 r. u ministra spraw wojskowych gen. Kazimierza Sosnkowskiego zjawił się prezes Komitetu Polsko-Gruzińskiego Sergo Kuruliszwili. Prosił, by przyjęto do polskich szkół wojskowych grupę gruzińskich oficerów i podchorążych, którzy w Konstantynopolu żyli w nędzy. W tym samym czasie podobną prośbę przekazał ambasadzie RP w stolicy Turcji przedstawiciel emigracyjnego rządu Gruzji. Informacje o tych wydarzeniach trafiły do Piłsudskiego. Ten zaś bez wahania postanowił wesprzeć sojusznika.
Rzeczpospolita nie postępowała bezinteresownie. Całą operację nadzorował Oddział II Sztabu Generalnego (czyli wywiad wojskowy) i jak ogłoszono w sporządzonym wówczas raporcie, dalekosiężnym celem stało się przygotowanie kadr przyszłej armii gruzińskiej oraz „stworzenie ośrodka dywersyjnego na Kaukazie w razie starcia z Rosją”.
W SŁUŻBIE RZECZYPOSPOLITEJ
Pierwszych 25 młodych kadetów przybyło do Polski w grudniu 1921 r., by rozpocząć naukę w Szkole Podchorążych w Warszawie. Po kursie wstępnym wylądowali w szkołach oficerskich poszczególnych rodzajów wojsk. Prawie wszyscy przybysze z Kaukazu zrobili furorę. Wykładowcy chwalili ich za wiedzę i zaangażowanie. Największy zachwyt wzbudziło 11 Gruzinów w Oficerskiej Szkole Kawalerii w Grudziądzu. Okazali się znakomitymi jeźdźcami i jeszcze lepszymi szermierzami. Entuzjastyczne opinie o kadetach sprawiły, że w połowie 1922 r. polskie Ministerstwo Spraw Wojskowych zaprosiło na przeszkolenie również gruzińskich oficerów wyższych rangą, w tym 6 generałów. Weterani, którzy mieli za sobą nawet 4 wojny, z wielką pokorą zasiedli w ławach Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie.
Wkrótce komendant uczelni gen. Aureli Serda-Teodorski zaczął słać zwierzchnikom entuzjastyczne opinie o uczniach. O studencie gen. Aleksandrze Koniaszwilim napisał: „Bardzo dobry oficer, może posłużyć młodszym za wzór”. Pomimo że Gruzini błyskawicznie zdobyli uznanie, rząd polski długo zwlekał z decyzją, co zrobić z 48 podchorążymi i 42 oficerami tej narodowości, studiującymi w Rzeczypospolitej. Działo się tak, bo z polityki wycofał się Józef Piłsudski. Dopiero w czerwcu 1924 r. na mocy rozporządzenia prezydenta Stanisława Wojciechowskiego gruzińscy oficerowie dostali zezwolenie na zawarcie kontraktów z polską armią. Jednak prawa do tego odmówiono 20 najwyższej rangi oficerom, bojąc się, że trzeba im będzie przydzielić stanowiska dowódcze. W końcu protest Oddziału II Sztabu Generalnego sprawił, że rząd zdecydował się wypłacać im pensję bez obarczania jakąkolwiek funkcją. Dopiero przejęcie w 1926 r. władzy przez marszałka Piłsudskiego zmieniło sytuację Gruzinów – z dnia na dzień stali się największą mniejszością narodową wśród kadry oficerskiej polskiej armii. Przydzielono ich bowiem do konkretnych jednostek na dość istotne stanowiska. Gen. Koniaszwili został zastępcą dowódcy 28. Dywizji Piechoty, zaś dowodzący podchorążymi podczas obrony Tyflisu gen. Aleksander Czcheidze – zastępcą dowódcy 14. Dywizji Piechoty.
„Dwudziestu pięciu Gruzinów ukończyło wyższe akademie wojskowe. Wszyscy uważani byli za jednych z najlepszych instruktorów w Wojsku Polskim” – napisał o nich we wspomnieniach gen. Aleksander Zachariadze. On sam nie otrzymał żadnego stanowiska w siłach zbrojnych, lecz mieszkając w Warszawie, pełnił funkcję nieoficjalnego przedstawiciela gruzińskiego rządu emigracyjnego.
Gruzini służący w armii Rzeczypospolitej nigdy nie przyjęli polskiego obywatelstwa. Na co dzień też traktowano ich jako bezpaństwowców. Jednak gdy we wrześniu 1939 r. III Rzesza najechała na Polskę, nie odnotowano ani jednego wypadku, by któryś z nich odmówił wykonania rozkazu lub porzucił swą jednostkę. Kolejną heroiczną kartę w swym życiorysie zapisał kapitan Artemi Aroniszydze, dowodząc Drugim Batalionem 41. Suwalskiego Pułku Piechoty. Podczas oblężenia Warszawy jego oddział bronił odcinka frontu „Ochota”. Przez 18 dni ciężkich walk odparto tam wszystkie niemieckie ataki i w dniu kapitulacji żołnierze zajmowali te same pozycje, co na początku oblężenia. Dowódca obrony Warszawy gen. Rómmel udekorował – już majora – Aroniszydze krzyżem Orderu Virtuti Militari.
W GODZINIE PRÓBY
Podczas kampanii wrześniowej w walce z Niemcami życie za Polskę oddało kilkunastu gruzińskich oficerów. Kolejnych 10 wpadło w ręce żołnierzy sowieckich. Wkrótce też ich rozstrzelano. NKWD bowiem sporządziło dokładną listę wszystkich Gruzinów, służących w polskiej armii, chcąc ich ująć i zlikwidować. We Lwowie sowieccy agenci wytropili i aresztowali gen. Aleksandra Czcheidze. Trafił on do więzienia w Kijowie, potem wywieziono go do Moskwy, skąd w 1940 r. zniknął. Prawdopodobnie podzielił los towarzyszy broni, uwięzionych w Katyniu, Kozielsku i Starobielsku: kpt. Arkadiusza Schirtładze, płk. Jerzego Mamaładze, ppłk. Aleksandra Tabidze i mjr. Michała Rusjaszwili.
Podczas radzieckiej i niemieckiej okupacji Gruzini nadal pozostali wierni Polsce. Pomimo że w 1941 r. Niemcy stworzyli Komitet Gruziński (mający być przyszłym rządem oswobodzonej Gruzji), a potem rozpoczęli formowanie Legionu Kaukaskiego, to spośród wielu zaproszonych do współpracy oficerów jedynie dwóch ją podjęło: mjr Dymitr Szalikaszwili (ojciec Johna – dowódcy Sił Zbrojnych USA w latach 90. XX w.) oraz gen. Aleksander Koniaszwili. Natomiast najbardziej pożądany przez Berlin gen. Aleksander Zachariadze demonstracyjnie odmówił jakiegokolwiek współdziałania z państwem, które podbiło Polskę. Zamiast jechać na wschód, żeby bić się z Sowietami, większość Gruzinów zdecydowała się pomóc Polakom w walce z Niemcami. Po zwolnieniu w 1942 r. z obozu jenieckiego mjr Artemi Aroniszydze wrócił do Warszawy i wstąpił w szeregi AK. Pod nazwiskiem Jan Pilecki pod koniec wojny został komendantem Obwodu AK Piotrków Trybunalski. Jego rodak ppłk Walerian Tewzadze pod pseudonimem „Tomasz” był zastępcą dowódcy 7. Dywizji Piechoty AK.
Ostatecznie wojnę przeżyło ledwie kilkunastu gruzińskich oficerów. Ale koniec działań zbrojnych w Europie przyniósł im początek nowej odysei. W zajętej przez Armię Czerwoną Polsce znów polowało na nich NKWD. Stare wygi – jak generałowie Zachariadze oraz Koniaszwili – i tym razem wyszli cało z opresji. Pierwszy z nich przedostał się do Francji, a niegdyś zdobywca twierdzy Erzurum znalazł schronienie w Argentynie. Gorszy los spotkał, jak zwykle zwlekającego z ucieczką mjr. Aroniszydze. W marcu 1945 r. wpadł w ręce NKWD. Jak wspominał jego syn Jerzy Aroniszydze: „Osadzają go początkowo w więzieniu w Piotrkowie, gdzie jest przesłuchiwany przez oficerów radzieckich […]. Po NKWD-owskim »maglu« zostaje przekazany w ręce Woj. Urzędu Bezpieczeństwa w Łodzi […]”. Major miał jednak szczęście. „W lipcu 1945 r. zostaje ogłoszona przez rząd lubelski amnestia. Staraniem matki mojej, przy wydatnej pomocy wyrażonej w dolarach łapówce, we wrześniu 1945 r. major Artemi Aroniszydze opuszcza szczęśliwie więzienie” – odnotował jego syn. Wkrótce wraz z rodziną zamieszkał w Szklarskiej Porębie. Jednak nigdy nie powrócił do zdrowia. Zmarł we Wrocławiu w kwietniu 1950 r.
Ostatni z gruzińskich weteranów ppłk Walerian Tewzadze schronienie znalazł w Dzierżoniowie na Dolnym Śląsku. Pod fałszywym nazwiskiem Krzyżanowski zamieszkał tam razem z żoną, udającą jego siostrę. Wedle relacji Jerzego Irakli Godzjaszwilego pułkownik wraz z żoną nie potrafił utrzymać w tajemnicy tożsamości, bowiem: „mieszkali w Dzierżoniowie w tzw. kołchozowym (zajmowanym przez kilka rodzin) mieszkaniu. Sytuacja spowodowała, że pan pułkownik nie wytrzymał nerwowo i (…) wyznał prawdę. Krąg ludzi wtajemniczonych powiększył więc do kilkunastu osób, w gronie których znajdowali się lekarze państwa Tewzadze. Przez kilkadziesiąt lat nikt go nie wydał” – opisywał Godzjaszwili. Dopiero w latach 80., tuż przed śmiercią, pułkownik przestał ukrywać swą tożsamość. W testamencie zaś zażyczył sobie, żeby pogrzebano go pod prawdziwym nazwiskiem i napisano na grobie: „Jako Gruzin chciałbym być pochowany w Gruzji, ale jestem szczęśliwy, że będę pochowany na ziemi szlachetnego i dzielnego Narodu Polskiego”.