Kanadyjskie wybrzeże Oceanu Arktycznego potrafi zaskoczyć. To nie tylko monotonny krajobraz pełen tundrowych, podmokłych równin, wiecznej zmarzliny i lodowców, ale także sporadyczne wzgórza. Na Terytoriach Północno-Zachodnim, a dokładnie wschodnim wybrzeżu Cape Bathurst znajdują się osobliwe góry, które… dymią. Nie przyjęła się żadna polska ich nazwa, zatem pozostańmy przy tej oryginalnej, angielskiej – Smoking Hills.
Czytaj też: Jak wysoko mogą urosnąć góry? Sprawdziliśmy, czy Rysy staną się kiedyś drugim Everestem
Dlaczego z tych wzgórz unoszą się ciągle kłęby dymu? O tym pisali kanadyjscy naukowcy w 1984 roku na łamach Canadian Journal of Earth Sciences. Kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest budowa geologiczna regionu. Smoking Hills są zbudowane z kredowej formacji ciemnych łupków bogatych w materię organiczną. Są to osady szelfu oceanicznego sprzed ponad 66 mln lat.
Materia organiczna przeobraziła się w węgiel. Dodatkowo anoksyczne warunki panujące w trakcie procesów skałotwórczych doprowadziła również do krystalizacji minerału siarczkowego zwanego pirytem (FeS2). Zarówno węgiel, jak i piryt w kontakcie z powietrzem, czyli na zboczach Smoking Hills są utleniane. Podczas procesu podnosi się temperatura, w wyniku czego grunt się intensywnie podgrzewa, a ze skał wydostają się opary kwasu siarkowego.
Osobliwe zjawisko w kanadyjskiej Arktyce. Góry, które dymią od tysięcy lat
Jeśli mielibyśmy okazję obserwować Smoking Hills na żywo, to róbmy to z bezpiecznej odległości. Opary gazów są silnie trujące. Z dystansu kilkudziesięciu czy kilkuset metrów dostrzeżemy to, co trzeba: czerwoną i białą barwę skał powstałą w wyniku utleniania się składników w skałach.
Do ciekawych wnioski doszli także inni geolodzy z Kanady, którzy w 2021 roku w Chemical Geology opublikowali artykuł na temat powstającego w Smoking Hills minerału jarosytu i jego powiązań ze środowiskiem na Marsie.
Czytaj też: Jak powstały najdłuższe góry na świecie? Zauważyli, że 14 mln lat temu zaczęło się coś niepokojącego
Jarosyt jest uwodnionym siarczanem potasu i żelaza. Na dymiących wzgórzach powstaje w wyniku utleniania pirytu. Badacze opisali to zjawisko jako oksydacji postsedymentacyjnej. Mowa o tym, że do utleniania minerału dochodzi już po milionach lat od pierwotnego osadzenia się drobin w zbiorniku (tutaj po okresie szelfu oceanicznego z epoki kredy).
Podobne warstwy obserwowano w mułowcach na Marsie, co może sugerować, że kiedyś zachodziły takie procesy na Czerwonej Planecie. Wnioskując na tej podstawie, można przypuszczać, że Mars nie był tak nieprzyjazny dla życia, jak sądzono.
Smoking Hills ciągle dymią. Wraz z kolejnymi osunięciami gruntu na zboczach wzmaga się proces utleniania i samozapłonu skał. Dzieje się tak tutaj od tysięcy lat i możemy być pewni, że prędko nie przestanie.