Powszechnie wiadomo, że dużo bardziej w tym względzie nieprzyjaznym miejscem jest otoczenie mniejszych gwiazd należących do kategorii czerwonych karłów. Te gwiazdy o masie zaledwie kilku procent masy Słońca niby są mniejsze, niby są chłodniejsze, ale jednocześnie są dużo wścieklejsze. Krążące wokół nich planety (które zazwyczaj krążą w odległościach znacznie mniejszych niż planety krążące wokół Słońca) bezustannie zalewane są potokiem promieniowania rentgenowskiego i ultrafioletowego emitowanego w licznych rozbłyskach i koronalnych wyrzutach masy. To właśnie dlatego naukowcy podejrzewają, że na planetach skalistych krążących w ekosferze czerwonych karłów życia raczej nie znajdziemy. Każdy taki rozbłysk bowiem mógłby skutecznie usuwać jakiekolwiek przejawy życia z powierzchni znajdujących się w pobliżu planet.
Czytaj także: Rekordowy rozbłysk na Proxima Centauri. Coś takiego zaobserwowano po raz pierwszy
Powyższe informacje powinny uspokoić zatem tych, którzy słysząc, iż Słońce zbliża się do maksimum swojej aktywności, które osiągnie na przełomie 2024 i 2025 roku obawiają się silniejszych rozbłysków na Słońcu. Ziemia ma to szczęście, że choć otrzymuje wystarczającą ilość promieniowania słonecznego, aby wygodnie się na niej żyło, to jednocześnie oddalona jest od niego o bezpieczne 150 milionów kilometrów, dzięki czemu żaden rozbłysk krzywdy nam nie zrobi. Nawet gdyby jakiś silny koronalny wyrzut masy skierowany był bezpośrednio w stronę Ziemi, między nami a Słońcem znajduje się jeszcze pole magnetyczne naszej planety, które skutecznie chroni ją przed nadmiarem szkodliwego promieniowania. W przypadku najsilniejszych rozbłysków może dojść najwyżej do uszkodzenia satelitów, zakłóceń satelitów komunikacyjnych na orbicie czy przeciążeń sieci energetycznych na powierzchni planety, ale nic więcej.
Superrozbłysk na powierzchni V1355 Orionis
Kiedy już wiemy, że Słońce jest spokojne, czerwone karły są niespokojne, na scenę wkracza układ podwójny oznaczony numerem V1355 Orionis. Obserwacje tego układu wykazały ostatnio, że jedna z gwiazd tworzących ten układ regularnie emituje superrozbłyski, które są ponad dziesięciokrotnie silniejsze od najsilniejszych kiedykolwiek zarejestrowanych na powierzchni Słońca. Gdyby Słońce emitowało tak silne rozbłyski, przynajmniej w teorii mogłoby za ich pomocą wysterylizować pobliskie planety, usunąć z ich powierzchni życie, a nawet zdmuchnąć ich atmosfery.
Czytaj także: Kosmiczna Barbie straszy, choć całkiem przyjemnie będzie na nią popatrzeć
Naukowcy z Uniwersytetu w Kyoto obserwujący V1355 Ori za pomocą 3,8-metrowego Teleskopu Seimei oraz kosmicznego teleskopu TESS byli w stanie zarejestrować gigantyczny superrozbłysk, który rozpoczął się od powstania olbrzymiej protuberancji na powierzchni gwiazdy. Materia wyrzucona oderwana w niej od powierzchni osiągnęła prędkość 990 km/s, która jest niemal trzykrotnie wyższa od prędkości ucieczki od gwiazdy. Przy takiej prędkości biliony (tak, tysiące miliardów) ton plazmy uciekło z gwiazdy jako koronalny wyrzut masy.
Obserwacje obu gwiazd w układzie pozwoliły naukowcom ustalić mechanizm odpowiedzialny za superrozbłyski. Układ ten należy do kategorii gwiazd RS CVn (skrót od nazwy układu, który jest pierwowzorem dla całej grupy, tj. RS Canum Venaticorum). Gwiazdy tego typu są gwiazdami aktywnymi magnetycznie, charakteryzującymi się często potężnymi plamami na swojej powierzchni i właśnie częstymi, niezwykle silnymi rozbłyskami.
Układ V1355 Orionis składa się z podolbrzyma typu widmowego K, który był tutaj źródłem superrozbłysku oraz z gwiazdy typu widmowego G, czyli tego samego co Słońce. Naukowcy są przekonani, że dalsze, szczegółowe badania tego układu pozwoli nam nie tylko zrozumieć mechanizmy powstawania superrozbłysków, ale także powie nam wiele o ewolucji naszego Słońca, jego pola magnetycznego i jego aktywności na dalszych etapach życia.