Najprościej można wyjaśnić to pojęcie jako ingerencje w pogodę na dużą skalę, których celem jest ograniczanie efektów zmian klimatycznych. To ostatnie zjawisko sprawia obecnie ogromne problemy, dlatego nie powinno dziwić szukanie sposobów na walkę z globalnym ociepleniem.
Czytaj też: Pod tym względem powinniśmy brać z Chin przykład. Innowacyjna elektrownia już działa
Ważne jest jednak, by pamiętać o pewnej zasadzie znanej z medycyny: primum non nocere. Innymi słowy, przede wszystkim powinniśmy skupić się na tym, by ewentualne działania – mające na celu złagodzenie zmian klimatu – nie przyniosły odwrotnych, znacznie poważniejszych skutków. A już pozostając przy mądrych powiedzeniach, to pamiętajmy, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Przekładając to na tematykę środowiskową, chodzi przede wszystkim o upewnienie się, iż ewentualne projekty, choćby polegające na wprowadzaniu do atmosfery substancji mających na celu ograniczenie dopływu światła słonecznego do powierzchni, nie przyniosły więcej problemów aniżeli korzyści. Z tej perspektywy doniesienia sugerujące, jakoby Unia Europejska chciała mieć kontrolę nad technologiami celowo modyfikującymi atmosferę, wydają się całkiem sensowne.
Geoinżynieria to ingerencje w pogodę na dużą skalę, których celem jest ograniczanie efektów zmian klimatycznych
Wspomniana idea, odnosząca się do odbijania części światła emitowanego przez Słońce, jest określana mianem geoinżynierii słonecznej. Nie ma jednak pewności, jakie da to efekty. A skoro brakuje danych, które pozwoliłyby z niemal 100-procentowym prawdopodobieństwem stwierdzić, iż takie przedsięwzięcie zapewni oczekiwane rezultaty, bez jednoczesnego sprowadzenia na ludzkość dodatkowych problemów, to należy wstrzymać się z jego realizacją.
Ryzyko, wpływ i niezamierzone konsekwencje stwarzane przez te technologie są słabo poznane, a niezbędne zasady, procedury i instytucje nie zostały opracowane. Technologie te stwarzają nowe zagrożenia dla ludzi i ekosystemów, a jednocześnie mogą zwiększać nierównowagę sił między narodami, wywoływać konflikty i rodzić mnóstwo problemów etycznych, prawnych, związanych z zarządzaniem i politycznym. piszą członkowie Komisji Europejskiej
Unia Europejska zachęca do lepszego zapoznania się z potencjalnymi pozytywnymi i negatywnymi skutkami ingerencji w ziemską atmosferę
Oczywiście modyfikacje wynikające z geoinżynierii wcale nie muszą być skazane na porażkę. W zasadzie ludzkość – niekoniecznie świadomie – od dawna prowadzi takie działania. Globalne ocieplenie nie wzięło się przecież znikąd. I nawet jeśli doszłoby do niego nawet bez ingerencji człowieka, to bez wątpienia tempo obecnie zachodzących zmian jest bezprecedensowe i pokrywa się z emisjami gazów cieplarnianych, które można zapisać na konto naszemu gatunkowi. Wzrost stężenia dwutlenku węgla i metanu w atmosferze sprawiły, że Ziemia zaczęła się coraz bardziej nagrzewać, a skutki tego są odczuwalne nawet w skali pojedynczych pokoleń.
Z drugiej strony, istnieje również hipoteza zimy nuklearnej, do której miałoby dojść po detonacji wystarczająco dużej liczby ładunków jądrowych. Takie zjawisko może wystąpić także z przyczyn naturalnych, na przykład na skutek erupcji wulkanu bądź uderzenia asteroidy w Ziemię. Wyrzucone do atmosfery pokłady pyłu mogą wznieść się na tyle wysoko i utrzymać się u celu wystarczająco długo, by ograniczyć dopływ światła słonecznego do powierzchni i obniżyć globalne temperatury.
Czytaj też: Dlaczego epoka lodowcowa dobiegła końca?
W ubiegłym roku startup Make Sunsets zasłynął działaniami w postaci wypuszczania do atmosfery balonów transportujących dwutlenek siarki. Cząsteczki tego związku miały w ramach eksperymentu odbijać część światła słonecznego, naśladując to, co mogłoby się wydarzyć w następstwie zimy nuklearnej. Działania przedstawicieli startupu spotkały się jednak z krytyką ze strony środowiska naukowego, choć ilości dwutlenku siarki wyemitowanego do atmosfery były znikome. Chodziło jednak o danie sygnału, iż tego typu “samowolka” nie będzie tolerowana.