Nie, bynajmniej nie mówię tutaj o utracie statusu parku narodowego i inwestycjach urbanizacyjnych. Śmiało można założyć, że na nic takiego nigdy by się nikt nie zgodził. Z drugiej jednak strony okazuje się, że człowiek i tak może zmienić to miejsce nie do poznania i nieodwracalnie. Może i buldożery tam nie wjadą, ale już klimat, w którym zanurzony jest Park Yellowstone, jest częścią tego samego klimatu, który dominuje na całym świecie, a ten człowiek już zmienia na potęgę bez żadnej większej refleksji.
Gejzery w parku Yellowstone mogą zniknąć
Okazuje się jednak, że im klimat będzie się stawał coraz bardziej suchy, tym bardziej będą się kurczyły zapasy wód gruntowych znajdujących się pod powierzchnią parku. Może to prowadzić najpierw do zmniejszenia częstotliwości erupcji gejzerów, a następnie do ich całkowitego zaniknięcia. Co więcej, ryzyko to dotyczy nie tylko mniejszych gejzerów, ale także gejzeru Steamboat, największego aktywnego gejzeru na świecie, który w trakcie suszy może całkowicie zniknąć.
Kiedy spojrzy się na historię pomiarów w parku Yellowstone, widać, że boryka się on z coraz wyższymi temperaturami i coraz skromniejszymi opadami. Siłą rzeczy te dwa czynniki wpływają na zapasy wód gruntowych, znajdujące się bezpośrednio pod powierzchnią parku. Gdy spadną one poniżej pewnej krytycznej wartości, może się okazać, że ci, którzy nie zdążyli przybyć wcześniej, żadnej erupcji gejzeru już nie zobaczą. Wszak bez wód gruntowych, nie ma i gejzerów.
Gejzer Steamboat różni się od sąsiadujących z nim regularnie wybuchających gejzerów takich jak chociażby słynny Old Faithful. W przeciwieństwie do nich Steamboat wybucha wtedy kiedy wybucha. Czasami odstęp między kolejnymi erupcjami trwa kilkadziesiąt godzin a czasami kilkadziesiąt lat. Zdarzały się już w historii przerwy nawet pięćdziesięcioletnie.
Czytaj także: Superwulkan Yellowstone – czy tykająca bomba kiedyś wybuchnie?
Co ciekawe, naukowcy mają sposób na określenie historii erupcji tego Steamboata. Okazuje się bowiem, że gdy gejzer wybucha, w powietrze wzlatują olbrzymie ilości wody pełnej krzemionki, czyli minerału, który występuje powszechnie w skałach wulkanicznych. Opadająca z nieba woda z gejzeru wraz z krzemionką opada na liście drzew i krzewów w bezpośrednim otoczeniu gejzeru. Jak się jednak okazuje, owa krzemionka zatyka pory w liściach, uniemożliwiając im fotosyntezę, wzrost i prawidłowy rozwój. Efekt? W promieniu 30 metrów od samego źródła erupcji drzewa są skutecznie przez wodę duszone.
Ironiczne jest w tym tylko to, że owa woda z gejzeru tworzy swoistą barierę także dla bakterii i grzybów, które w normalnych warunkach szybko prowadziłyby do rozkładu drewna. Dzięki temu znajdujące się tam drzewa, nawet te nieżywe, nie rozkładają się i mogą trwać jako martwe drzewa przez wiele wieków.
Wystarczyło zatem zbadać szkielety drzew istniejące w promieniu kilkunastu metrów od źródła gejzeru, aby ustalić, że drzewa rosły w tym miejscu tylko pod koniec XV wieku, w połowie XVII wieku i po raz ostatni w połowie XVIII wieku. Porównanie tych przedziałów czasowych z danymi klimatycznymi pozwoliło ustalić, że drzewa rosły tam jedynie w trakcie suszy, gdy Steamboat brał sobie urlop od erupcji, dzięki czemu krzemionką nie hamował wzrostu roślin.
Czytaj także: Pod Yellowstone jest aż dwa razy więcej magmy, niż sądzono. Badacze są jednak dziwnie spokojni
Procesy te możemy obserwować niemal na żywo, bowiem jak wskazują naukowcy, nawet niewielkie zmiany w ilości opadów zmieniają natychmiast częstotliwość erupcji. Im mniej będzie opadów, tym częściej erupcje będą należały do rzadkości. Możliwe zatem, że wkrótce znów drzewa zaczną rosnąć w bezpośrednim otoczeniu źródła gejzeru
Gdy jednak mówimy już o długofalowych zmianach klimatycznych, sytuacja robi się poważna. Wszystko bowiem wskazuje, że najpierw będziemy obserwowali zmniejszanie częstotliwości erupcji, aż w końcu dojdzie do sytuacji, że któraś z kolei erupcja będzie po prostu tą ostatnią. Nigdy nie wiadomo, czy taki gejzer będzie miał szansę jeszcze kiedyś się odrodzić