Ufał przepowiedniom czy tylko cynicznie wykorzystywał astrologów i jasnowidzów do swoich celów? Historycy sprzeczają się o to, jaki był prawdziwy stosunek Hitlera do magii
Mowa o Eriku Janie Hanussenie, który trafnie przewidział dojście Adolfa Hitlera do władzy i nazywany był jego prorokiem. Jak pisze w książce „Żydowski jasnowidz Hitlera” Mel Gordon, profesor Uniwersytetu Berkeley, tylko w latach 1932–1933 obaj panowie spotkali się dziesiątki razy. Ale o czym ze sobą rozmawiali, skoro Führer ponoć nie wierzył jasnowidzom? A przynajmniej takiego zdania jest Henrik Eberle, historyk i dziennikarz, współautor pracy „Czy Hitler był chory?”. „Przywódca III Rzeszy nigdy nie prosił o pomoc jasnowidzów – mówi „Focusowi Historia” Eberle. – Tworzył przeciwko nim prawo, w rezultacie czego wielu z nich skończyło swój żywot w obozach koncentracyjnych”.
Ale wystarczy sięgnąć po inną lekturę, by dowiedzieć się czegoś zupełnie przeciwnego. „Hitler niemal do ostatnich chwil życia otaczał się czarnoksiężnikami, astrologami i jasnowidzami. Od współpracy z nimi był wręcz uzależniony” – przekonuje Francis Ribadeau-Dumas na łamach „Tajemnych zapisków magów Hitlera”. Ponoć Führer nieprzypadkowo wydawał ważne rozkazy w sobotę (np. 16 marca 1935 r. wprowadził obowiązkową służbę wojskową, zrywając de facto traktat wersalski). Wierzył, że Saturn – astrologiczny patron tego dnia, a zarazem opiekuńcza planeta przywódcy III Rzeszy – zapewni jego decyzjom pomyślność. Miał korzystać również z podpowiedzi magicznego tarota tybetańskiego. Wielkie akcje podejmował rzekomo po „postawieniu kart”.
Kto ma rację: Eberle czy Gordon i Ribadeau-Dumas? Jaki był rzeczywisty stosunek wodza III Rzeszy do magii i ludzi, którzy się nią zajmowali? I skąd wreszcie wśród historyków tak rozbieżne opinie na ten temat?
Z klasztoru do sekty
Faktem jest, że dzieciństwo Adolfa upłynęło w prawdziwie mistycznych okolicznościach. Kiedy miał siedem lat, został wysłany do szkoły przy benedyktyńskim opactwie w Lambach. Był ponoć chłopcem bardzo wrażliwym na urok obrzędów religijnych. Wśród woni kadzideł, urzeczony wspaniałością i harmonią architektury klasztoru zastanawiał się, czy nie zostać mnichem. A przynajmniej tak twierdził w swoim słynnym dziele „Mein Kampf”.
W benedyktyńskiej bibliotece znajdowało się wiele ksiąg na temat tzw. wiedzy tajemnej. Młody Hitler mógł po nie sięgać. Tym bardziej że zawsze dużo czytał. Kiedy jako biedny student tułał się po Wiedniu, często przesiadywał w tamtejszych kawiarniach z książką w ręku. Miał też wówczas bywać w księgarni prowadzonej przez Ernsta Pretzschego; na jej zapleczu znajdowały się symbole astrologiczne, rysunki erotyczne i pornograficzne karykatury Żydów. Właściciel był uważany za autorytet w dziedzinie okultyzmu. Narkotyzował się meskaliną – ekstraktem z meksykańskiego pejotla. Wciągnął w to Hitlera, który zażywał ją do końca życia – przekonuje w książce „Hitler i tajne stowarzyszenia” Philippe Valode.
Trzeba podkreślić, że atmosfera po 1918 r. i poczucie niemieckiej klęski sprzyjały tworzeniu się ugrupowań, które praktykowały rozmaite wierzenia i magię. Zwłaszcza że jednocześnie rozwijał się volkizm (volk – niem. lud), czyli prąd filozoficzny, którego twórcy odrzucali chrześcijaństwo jako ideologię żydowską, a więc niewłaściwą dla rasy nordyckiej. Za symbol czystości krwi germańskiej uznano swastykę. Swoje książki oznaczał nią Guido von List, modny wówczas pisarz, który łączył w swojej twórczości okultyzm z volkizmem. Hitler został członkiem wiedeńskiej loży jego imienia.
Innym okultystą, który bezsprzecznie wywarł ogromny wpływ na młodego Adolfa, był Dietrich Eckart – znany poeta, uważany przez niektórych historyków za żarliwego satanistę. Przez kilka lat był mentorem Hitlera. Pomagał mu w stawianiu pierwszych poważnych kroków.
„Uczył go sprawnie pisać, wypowiadać się, wprowadził w kręgi bogatych monachijczyków, finansował, pożyczał książki, zmuszał do troski o ubiór. Wymógł na nim wyzbycie się austriackiego akcentu” – czytamy w książce „Hitler i tajne stowarzyszenia”. Ponoć Eckart miał również nauczyć Führera widzenia „trzecim okiem”, a więc umiejętności odczytywania cudzych myśli. Wierzył, że ma do czynienia z Antychrystem, który zbawi Niemcy i podbije świat. Umierając w 1923 r., poeta wyznał: „Hitler zatańczy, ale to ja stworzyłem dla niego muzykę”. Ten nie pozostał mu dłużny. To Eckertowi zadedykował „Mein Kampf”. Mentor Hitlera był członkiem słynnego stowarzyszenia Thule, organizacji rasistowskiej i quasi-masońskiej.
W 1919 r. także sam Adolf wstąpił w jej szeregi. Oznaczało to dla niego konkretne korzyści. Mistrzowie stowarzyszenia udzielili mu między innymi rad dotyczących wystąpień publicznych – jakie powinien przybierać pozy, kiedy podnosić głos. Członkostwo pomogło w rozwoju kariery politycznej Hitlera i w osiągnięciu przez niego pozycji superprzywódcy.
Do chwili objęcia urzędu kanclerza pozostawał pod wpływem Thule. Tym samym musiał zapewne uczestniczyć w ceremoniach organizowanych przez stowarzyszenie, np. seansach spirytystycznych. W jednym z nich w roli medium miała wystąpić młoda wieśniaczka, która zupełnie naga emitowała głosy rzekomych duchów.
Hitler jako członek Thule zapewne zgłębiał także tajniki astrologii, Kabały i przeszedł rytuał inicjacyjny (który polegał na utoczeniu krwi, pokonaniu płomieni oraz wypiciu trucizny, a następnie jej antidotum). Nie przypadkiem jeden z członków Thule – cieszący się autorytetem generał Karl Haushofer – był w niektórych kręgach nazywany „wielkim magiem”. Francuski profesor Rene Alleau twierdzi, że Führer spełniał wszelkie warunki, by stać się najlepszym uczniem tej tajnej sekty. Nie założył własnej rodziny, nie miał zawodu ani zabezpieczenia finansowego i czuł się wyalienowany ze społeczeństwa. Brzmi to przerażająco w kontekście słów innego badacza Trevora Ravenscrofta, który twierdzi, że „tiule była sprzysiężeniem morderców”. Organizacja posiadała bowiem oddziały, które miały ponoć służyć do obrzędowego składania ofiar z Żydów i komunistów. Są badacze uważający, że Tiule wręcz stworzyła hitleryzm!
Hitler nie miał jednak najlepszego zdania na temat swoich współbraci. „W głębi duszy są największymi tchórzami, jakich można sobie wyobrazić” – napisał w „Mein Kampf”. Po objęciu urzędu kanclerza nakazał zniszczenie książki, zawierającej listę najbardziej znanych członków Towarzystwa Thule, na której znajdowało się także jego nazwisko.Sama organizacja z czasem została zdelegalizowana.
Upadek bawidamka
Hitler śledził badania naukowe i zachęcał uczonych do podejmowania nowych wyzwań, m.in. marzył o wynalezieniu broni masowego rażenia. Jeśli już wierzył w siły nadprzyrodzone, to – jak twierdzi Henrik Eberle – w Opatrzność. Uważał się za jej wysłannika. „Będę kroczył z uporem drogą lunatyka, którą Opatrzność mi wyznaczyła. Zostałem przez nią wybrany, aby kierować narodem niemieckim w czasach strasznych wydarzeń” – przekonywał. Jakże więc inaczej można było wkupić się w łaski Hitlera, jeśli nie potwierdzając, że zrealizuje swój plan… „Ma pan w sobie wielkie możliwości, wodzu. Stanie się pan kiedyś bożyszczem Niemiec” – tak w trakcie pierwszego spotkania z Führerem miał powiedzieć Erik Jan Hanussen.
Stało się to w gabinecie jasnowidza, ozdobionym amuletami „dzikich” ludów i oznakami wszystkich religii. „Spojrzenie Hanussena zrobiło wrażenie na Führerze – relacjonował Aleksander Danieluk w książce „Żydowski prorok Hitlera” z 1933 r. – Tkwiła w nim bowiem jakaś niesamowita siła i nakaz poddania się jasnowidzowi. Hitler odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, co ten wyczytał z jego ręki”. Mag uczył ponoć wodza sztuczki hipnotyzowania i przyciągania tłumu. Instruował go, jak nawiązywać bezpośredni kontakt między mówcą a słuchaczem. Radził, by argumentował ostrożnie i powoli, aby nawet najgłupszy z całego audytorium nie został w tyle.
Niezwykła kariera Hanussena może dziwić o tyle, że był Żydem. Naprawdę nazywał się Herschel Steinschneider. Zmienił nazwisko, by zdobyć klientelę chrześcijańską. Najpierw występował w wędrownym cyrku. W czasie I wojny światowej i tuż po niej bawił w rodzinnym Wiedniu, gdzie do jego klientek należały głównie służące i żony robotników. Ale Hanussen miał dużo większe ambicje. Zrealizował je w Pradze. „Pogrążał swe pacjentki w sen (…) wyciągał z nich wszystkie najintymniejsze tajemnice życia osobistego. Wszystkie te szczegóły skrzętnie notował. Z czasem miał pokaźną kartotekę, w której było opisane całe niemal erotyczne życie Pragi” – czytamy w książce „Żydowski prorok
Hitlera”. Z pozyskanej wiedzy robił nie lada użytek. Szantażował mianowicie bogatszych mieszkańców i wyłudzał od nich pieniądze. W ten sam sposób podobno zmuszał bankierów i spekulantów giełdowych, by kurs akcji i walut był taki, jak tego oczekiwał. W 1930 r. pojawił się w Berlinie, gdzie zaczął być uważany za najlepszego z tamtejszych jasnowidzów.
Hanussen skwapliwie korzystał z życia. Do legendy wśród bogatych i wpływowych mieszkańców Berlina przeszedł bar znajdujący się w jego apartamencie. „W sali pięknie udekorowanej różnymi tajemniczymi znakami stoi stół, uginający się pod ciężarem napojów wyskokowych. Noszą one dziwaczne nazwy, jak koktajl spod znaku dziewicy” – opisuje Danieluk.
Hanussen poił nimi zwabione do apartamentu piękne klientki i je zdobywał. Jasnowidz organizował też dzikie orgie z udziałem polityków, przemysłowców i sławnych artystów. W ich ramach odbywały się „odrażające występy erotyczne”. Ale były to ponoć całkiem niewinne igraszki w porównaniu z tym, co działo się na jachcie astrologa zwanym – jakże by inaczej – „Hanussen”. Wstęp na pokład mieli tylko najbardziej wpływowi ludzie.
Koniec zbliżał się jednak nieuchronnie. 26 lutego 1933 r. podczas seansu zorganizowanego w Pałacu Okultyzmu, Hanussen przepowiedział spalenie Reichstagu. „Nazistowscy przywódcy nie wierzyli własnym uszom! Dlaczego ujawnił spisek planowany przez Hitlera?” – opisuje Philippe Valode. W rezultacie 25 marca o świcie jasnowidz został zabrany ze swojego domu i zamordowany w siedzibie gestapo trzema strzałami z pistoletu. Dwa tygodnie później w lesie znaleziono rozkładające się zwłoki Hanussena, częściowo rozszarpane przez zwierzęta.
Co ciekawe, nazwisko jasnowidza przez długi czas nie występowało w literaturze dotyczącej początków narodowego socjalizmu – zauważa prof. Mel Gordon. Czyżby naziści i historycy mieli problem, czy przyznać, że wielki wódz kontaktował się z żydowskim astrologiem? A przecież nie była to jedyna postać, obecna w otoczeniu Führera, która parała się magią. Jak w swoich pamiętnikach relacjonuje Walter Schellenberg, wyższy oficer SS, już od 1920 r. do bliskich osób Hitlera zaliczał się inny astrolog – Wilhelm Gutberlet. Ów lekarz z Monachium znany był między innymi z przechwałek, że z pomocą swojego wahadełka potrafi wszędzie odkryć obecność Żyda, a nawet zidentyfikować go.
Gwiazdy na usługach wywiadu
Faktem jest, że dramatyczny koniec Hanussena był jednocześnie początkiem czystek wśród jasnowidzów i astrologów. Wiosną 1934 r. tzw. Działalność wróżbiarska została na terenie stolicy III Rzeszy zakazana. Astrolodzy nie mogli zamieszczać ogłoszeń w prasie. Zlikwidowano organizacje okultystyczne i wycofano ze sprzedaży literaturę dotyczącą zjawisk paranormalnych. Osobom, które w jakikolwiek sposób parały się spirytyzmem, telepatią i astrologią, zabroniono pełnić funkcji państwowych. Wszystkie te wydarzenia mogą świadczyć o tym, że Hitler traktował magię i magów w sposób koniunkturalny. Jeśli już się z nimi konsultował, to tylko po to, aby wywołać wrażenie, że ruch nazistowski cieszy się ich poparciem. Po dojściu do władzy nie było to już konieczne.
Aczkolwiek zdarzały się wyjątki od reguły. Dotyczyło to osoby niejakiego Karla Ernsta Kraffta, „międzynarodowej gwiazdy okultyzmu” i członka Thule, który przewidział monachijski zamach na Hitlera 8 listopada 1939 r. Po tym wydarzeniu mag został przesłuchany przez policję berlińską. Udowodnił swoją niewinność, czym ponoć zaskarbił sobie zaufanie Hitlera.
„Krafft wierzył stanowczo w magiczną siłę, która złączyła jego los z faszystowskimi przywódcami Niemiec. Był przekonany, że dojdzie w ten sposób do wielkich zaszczytów” – relacjonuje Ribadeau-Dumas. „To dziwaczny człowiek o wyglądzie gnoma, bardzo blady, z czarnymi płomiennymi oczami” – opisywano jego wygląd. Niektórzy posądzali go o schizofrenię. Pił tylko wodę – wino jego zdaniem osłabiało moc obronną. Jadł dużo czosnku i często korzystał z bidetu. Jego pierwszy sukces jako jasnowidza polegał na tym, że z detalami przewidział śmierć swojej siostry.
Ostatecznie Krafft znalazł się w niełasce w związku z ucieczką do Szkocji Rudolfa Hessa, drugiego po Hitlerze człowieka w NSDAP. Powodzenie wyprawy, której celem były pokojowe negocjacje z Anglikami, przepowiedziały Hessowi ponoć gwiazdy. „Być może był on jedynym z wysoko postawionych nazistów, który wierzył jasnowidzom – komentuje Henrik Eberle. – Ale i to nie jest pewne. Równie dobrze mogła być to plotka rozpowszechniana przez gestapo, która miała zdyskredytować uciekiniera Hessa”.
Krafft trafił do więzienia, gdzie zaraził się tyfusem i zmarł. Podobny los spotkał ponad setkę innych astrologów, jasnowidzów i magów. O ile w Niemczech byli prześladowani, o tyle w Wielkiej Brytanii zyskiwali posłuch. Świadczą o tym dokumenty ujawnione w 2008 r. przez tamtejsze Archiwum Narodowe. Wynika z nich, że w czasie II wojny światowej brytyjski wywiad zatrudnił… astrologa Ludwiga von Wohla, pół Żyda, pół Węgra z Niemiec. Rok przed wybuchem wojny wydał książkę „Secret Service of the Sky”, zawierającą horoskop Hitlera. Przekonał aliantów, że najważniejsze decyzje Führer podejmuje po analizie swojego kosmogramu (indywidualnego układu gwiazd), której dokonuje Krafft. Wystarczy więc, aby on, von Wohl, także podjął się tego zajęcia, a będzie w stanie przewidzieć kolejne ruchy Hitlera. Prof. Christopher Andrew z Cambridge University, który zajmuje się badaniem historii brytyjskich służb bezpieczeństwa, tłumaczył BBC, że z jednej strony alianci wiedzieli o przywódcy III Rzeszy więcej niż o jakimkolwiek innym swoim wrogu. Z drugiej – nie rozumieli do końca, co kieruje jego działaniami. Kiedy więc pojawił się człowiek, który potrafił rzekomo odpowiedzieć na to pytanie, skorzystali z jego pomocy.
Było to o tyle racjonalne, że jeszcze w 1939 r. berliński korespondent „Daily Mail” donosił: „Hitler przywiązuje wielką wagę do rad swojego osobistego astrologa”. Oficerowie agencji wywiadu MI5 uważali von Wohla za szarlatana. Mimo to ówczesne kierownictwo Zarządu Operacji Specjalnych (SOE) przyznało mu gabinet, tytuł kapitana i prawo noszenia munduru. Został nawet wysłany na misję do USA, gdzie miał przekonywać, że układ planet sprzyja sukcesowi amerykańskiej interwencji w wojnie z Hitlerem.
„Prawda jest jednak taka, że von Wohl wziął udział w zadaniu, o którego prawdziwym celu mógł nawet nie wiedzieć” – cztery lata temu komentował „Daily Mail”. Rzekome przepowiednie jasnowidza miały służyć Brytyjczykom do zamaskowania prawdziwego narzędzia, z którego korzystali, by poznać intencje wroga: maszyny deszyfrującej kody niemieckiej Enigmy. Natomiast Hitler, sprawca całego zamieszania, miał kompletnie odrzucać astrologię. „Stawianie horoskopów uważał za nonsensowne. Nazywał je oszustwem” – stwierdza prof. Christopher Andrew.
Adolf Hitler odebrał sobie życie. Decyzję miał ponoć podjąć w sobotę, 28 kwietnia. W dniu, którego patronem była sprzyjająca mu planeta Saturn. Przypadek, a może jednak świadomy wybór?