2 maja 1945 w zdobytym Berlinie żołnierze 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki zawiesili polską flagę na Kolumnie Zwycięstwa. Od lat krążą jednak pogłoski, że biało-czerwona pojawiła się również na budynku Reichstagu, ale po jakiejś krwawej awanturze z czerwonoarmistami znikła.
Co na to weterani? Niestety, o takim wydarzeniu nic nie wiedzą żyjący żołnierze, którzy byli wtedy na Kolumnie – ani Antoni Jabłoński, ani Ludwik Skokuń. Nie dowierza tej opowieści również prezes Koła Tradycji 1. Dywizji Piechoty Lech Tryuk. Jego zdaniem ludzi zawodzi już pamięć, a są też i tacy, których ponosi fantazja. On nie widział ani flagi na Reichstagu, ani awantur z Rosjanami. „Było bratanie się, strzelanie na wiwat” – opowiada o tym, czego doświadczył w zdobytym Berlinie, mając siedemnaście lat.
A co na to historycy? Mariusz Skotnicki, kustosz Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, tak mówi o incydencie w Reichstagu: „Wspominał kiedyś o tym w telewizji prof. Paweł Wieczorkiewicz. Krąży taka informacja, ale nie jestem w stanie jej potwierdzić. Traktuję to raczej w kategoriach takiej półlegendy. Ale może coś w tym wszystkim było?”…
Prof. Wieczorkiewicz zmarł w 2009 r. Swoich źródeł więc już nie ujawni. Ale postanowiliśmy sami sprawdzić historię flagi nad Reichstagiem. I faktycznie, coś w niej jest.
Zwiadowca Kossakowski
Na forum portalu Odkrywca.pl znajduję wypowiedź krewnego pewnego weterana z 1. Dywizji Piechoty, który był ponoć świadkiem tego, co się stało w Berlinie. Z jego opowieści wynika, że po tym, jak Polacy dostali się na dach Reichstagu, część z nich została zaatakowana przez nadbiegających Rosjan. Wywiązała się krótka i zażarta strzelanina, ale czerwonoarmistów było więcej. Polaków, biorących udział w walce, zatrzymano i rozbrojono.
Ci, którzy się tylko przypatrywali zajściu, zostali odesłani na tyły z dodatkową porcją jedzenia oraz wódki. Musieli jednak przysiąc pod groźbą śmierci, że zachowają skandaliczne i tragiczne wydarzenie w sekrecie. Co stało się z innymi zatrzymanymi? Podobno zostali rozstrzelani. A przynajmniej strzały słyszeli zobowiązani do milczenia świadkowie, odchodzący z okolicy Reichstagu pod uzbrojoną eskortą…
Żołnierzem, który miał to opowiedzieć, był śp. Mieczysław Kossakowski ze Złotorii pod Tykocinem. Zwiadowca 1DP, który przeszedł szlak od Lenino do Berlina. Słuchaczem – jego krewny Wojciech Fabin, funkcjonariusz policji i pasjonat historii z Łomży. „Jeszcze raz potwierdzam w całości to, co napisałem” – mówi „Focusowi Historia” Fabin.
Udaje mi się skontaktować z córkami Mieczysława Kossakowskiego. One historii o Reichstagu nie słyszały, ale – jak same przyznają – nie wypytywały ojca o wojnę. Zresztą opowiadał o niej niechętnie, był skryty. „Nie wszystko mówił, pewne rzeczy wolał ukryć w tamtych czasach” – można usłyszeć w jego rodzinie. Na wypadek, gdyby ktokolwiek wątpił, czy Kossakowski w ogóle był na wojnie, jego córki mówią mi o książce, w której pojawia się na zdjęciu i w tekście. To „Lenino” Henryka Huberta, wydane pod koniec lat pięćdziesiątych. Faktycznie, o Kossakowskim jest tam wzmianka przy opisie działań zwiadu, widać go też na fotografii.
Gdyby jeszcze były jakieś fizyczne dowody na jego relację z Berlina! Wojciech Fabin, jako miłośnik historii, też marzył o ich zdobyciu. Kilka lat temu miał okazję poznać byłego pułkownika rosyjskiej armii, który… za odpowiednią kwotę obiecał wydostać odpowiednie dokumenty z moskiewskiego archiwum. Fabin uwierzył mu, ponieważ widział próbkę zdobytych w podobny sposób materiałów o carskich fortyfikacjach. „Za te dokumenty o flagach zażądał ode mnie, bagatela, 20 tys. euro. To suma dla mnie nieosiągalna. Zapytałem, dlaczego tak dużo. Odparł, że ma jedną córkę, którą chce wysłać na studia, a nie ma na to kasy. Dodał: »Chcesz zmieniać historię, a nie masz na to kasy« i się zaśmiał” – opowiada po latach Fabin.
Wciąż mamy więc jednego człowieka i jedną opowieść (bardzo dramatyczną), przekazaną kolejnemu pokoleniu. Żadnych więcej dowodów i relacji…
Talizman Hitlera
Proszę więc o dalszą pomoc kpt. Mateusza Łyska z wydziału wychowawczego obecnej 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej. Jednak w dostępnych dla niego materiałach historycznych nie ma żadnych informacji ani o incydencie w Berlinie, ani o żołnierskich losach Mieczysława Kossakowskiego. Po rozmowie z kpt. Łyskiem kontaktuję się jeszcze z Erazmem Domańskim, kustoszem Muzeum Historycznego w Legionowie. Wciąż zastanawiam się, czy polska flaga na Reichstagu to nie tyle legenda, ile zapomniany „niewygodny” epizod. Są w końcu ciekawe opowieści z Berlina zupełnie niekontrowersyjne, a też rzadko przypominane – właśnie przy pomocy Domańskiego trafiam na jedną z nich.
To relacja dotycząca zdobytego budynku Kancelarii Rzeszy, przekazana przez kpt. Tadeusza Hankiewicza. W magazynie „Za wolność i lud” z 7 maja 1977 r. tak opisał swoją wizytę w tym gmachu w maju 1945 r.: „Przed głównym wejściem leżało mnóstwo trupów esesmańskich, obsypanych rozrzuconymi hitlerowskimi odznaczeniami bojowymi. Obeszliśmy wszystkie dostępne skrzydła i poszczególne pomieszczenia Kancelarii Rzeszy, zatrzymując się dłużej w sali posiedzeń i gabinecie Hitlera. Tu uwagę moją zwróciła otwarta szafa ścienna, w której na jednej z półek wśród porozrzucanych przedmiotów wystawał z futerału kawałek materiału z mory. Okazało się, że jest to kilkumetrowa szarfa z wyhaftowanym na niej złotymi nićmi na jednym końcu napisem »Adolf Hitler«, a na drugim swastyką. Szarfa ta, według uzyskanych na miejscu informacji, była swego rodzaju talizmanem Hitlera. Wywieszano ją zawsze w pomieszczeniach, gdzie Hitler się znajdował. Jego talizman, maskotka, symbol szczęścia – które było nieszczęściem milionów ludzi. Co za satysfakcja trzymać w rękach ten upadły na zawsze symbol!”.
Hankiewicz nawet chciał zachować niezwykłe trofeum dla siebie, ale uznał, że jest zbyt cenne. Dlatego oddał je Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Może tak samo ktoś z żyjących weteranów 1DP podzieli się swoją wiedzą o wydarzeniach spod Reichstagu?…
Bezimienny saper
Dzięki pomocy Erazma Domańskiego z Legionowa trafiam do ppor. Teofili Bojkowskiej. To weteranka spod Lenino (była tam ranna, po trafieniu odłamkiem miała zgniecione płuco), która podczas zdobywania Berlina pełniła funkcję zastępcy szefa stacji telefonicznej. Taka osoba powinna coś wiedzieć. I faktycznie: 90-letnia dziś Teofila Bojkowska WIDZIAŁA polską flagę na Reichstagu!
„Byłam tego świadkiem, a to dlatego, że mieliśmy w mojej jednostce łączności kwatermistrza bardzo mądrego człowieka, majora Nabela. Kiedy doszliśmy do Berlina, powiedział: »Wiecie co, siadajcie na wóz łączności. Zawiozę was do Reichstagu. Myśmy zdobyli Berlin, to będziecie widzieli«. Kiedy dojechaliśmy, to już merdała flaga. Budynek był oddalony od nas, myśmy siedzieli na tym samochodzie, który kwatermistrz nam załatwił. Powiedział: »Patrzcie, flaga już nasza wisi«. I mówiono nam, że zawiesił ją polski saper. Nazwiska nie pamiętam” – relacjonuje „Focusowi Historia” Teofila Bojkowska.
Na potwierdzenie swojej relacji daje mi telefon do Hanny Janickiej, która służyła podczas walk w Berlinie przy radiostacji. Jej także wydaje się, że zawieszono na Reichstagu polską flagę. Ale podczas naszej rozmowy i ona nie potrafi podać nazwiska sapera, który to zrobił…
Cóż, pozostaje jeszcze istotna kwestia, czy temu zawieszeniu flagi towarzyszyły jakieś swary, czy wręcz strzelanina z czerwonoarmistami? „Były tam utarczki, bo Polacy chcieli zawiesić, a Rosjanie się nie zgadzali. Nawet do rękoczynów dochodziło, bo to była wojna, chłopaki bitni” – dzieli się swoją wiedzą ppor. Bojkowska. Rękoczyny? A może padły strzały? „Strzelaniny nie było, ale było nieporozumienie”– twierdzi kategorycznie weteranka. Inni świadkowie albo milczą, albo już odeszli…
Tożsamość tajemniczego sapera pozostaje więc niewiadomą. Dlaczego tyle lat po wojnie o nim milczano, wydaje się zrozumiałe. Po pierwsze, aby nie psuć atmosfery „przyjaźni polsko- -radzieckiej”. Po drugie, weterani z Berlina po powrocie do Polski chcieli znów zacząć w miarę normalnie żyć. Nie wspominali o kontrowersyjnych wydarzeniach, żeby nie robić sobie kłopotów z władzami.
Czy ktoś jeszcze coś wie o polskiej fladze na Reichstagu? Kiedy próbowałem nawiązać kontakt z Wojciechem Fabinem, na forum Odkrywca.pl zauważyłem jeszcze jeden wpis, innego anonimowego użytkownika. Nie odpisał na moje listy. Warto jednak przytoczyć jego wersję wydarzeń, zamieszczoną na forum. Pamiętajmy, że może być fikcją, choć niewątpliwie utrzymaną w duchu opowieści Mieczysława Kossakowskiego (zdecydowanie bardziej dramatycznej od wersji Teofili Bojkowskiej):
„O fladze wiem od mojego dziadka, który był w 1 DP i był naocznym świadkiem zatknięcia polskiej flagi na Reichstagu i zastrzelenia jego kolegi, który tę flagę zatknął. Zastrzelił go ruski szeregowiec. Dziadek wspominał, że stało się to tuż po zatknięciu flagi, nie było żadnego rozstrzeliwania itp., tylko po prostu seria z automatu »od serca« ruskiego szeregowca. Co ciekawe, świadkiem tego był także jakiś ruski major, przyjaciel dziadka. W latach 60. dziadek opisał tę historię na prośbę autora jakiejś książki wspomnieniowej wydawanej przez MON. Wkrótce po tym zjawił się u niego tenże major i poprosił, żeby dziadek się ze wspomnień wycofał, bo: »i ty budiesz żit’, i ja«. Dziadek wspomnienia wycofał. Szczegółów nie pamiętam, byłem dzieckiem, a dziadek zmarł”.
Czy historia sapera i historia polsko-radzieckiej strzelaniny to dwie całkiem różne opowieści? A może to dzielny polski saper padł od „bratnich” kul? A może to jakaś fikcja? A może jeszcze całkiem inna, niedokończona opowieść?