Nie musimy już mieć konta w banku, by zapłacić za zakupy, wziąć pożyczkę czy korzystnie zainwestować pieniądze. Dzięki internetowi i smartfonom usługi finansowe są łatwiej dostępne
– ale czy na pewno bezpieczne?
A innowacyjne firmy zwane fin-techami pozwalają nam już na korzystanie z wielu usług finansowych nawet wtedy, kiedy nie mamy konta bankowego. Czy Polacy są gotowi na takie rozwiązania?
Z badania przeprowadzonego przez firmę Blue Media wynika, że zaledwie 6 proc. z nas byłoby skłonnych skorzystać z usług finansowych oferowanych przez instytucje inne niż banki czy towarzystwa ubezpieczeniowe. Ale widać też, że takie rozwiązania bardziej interesują
pokolenie Y, czyli tzw. millenialsów (osoby w wieku 18–34 lat). Już co dziesiąty młody Polak chciałby skorzystać z takich usług. „Klienci fin-techów to przede wszystkim ludzie wychowani na mediach społecznościowych, sprawnie poruszający się w internetowej rzeczywistości i oczekujący szybkiej realizacji usług, bez zbędnych pośredników” – podkreśla Leszek Wolany, dyrektor ds. marketingu szkoły programowania Coders Lab.
Niszowe, ale skuteczne
Jedną ze strategii, dzięki którym fin-techy zdobywają użytkowników, jest skoncentrowanie się na wybranym, nieraz bardzo wąskim segmencie usług – zwłaszcza takim, który nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem banków. Tak było z płatnościami online, w których pionierem był amerykański Paypal.com. Jeśli założymy w nim konto, podając tam numer swojej karty płatniczej i adres, możemy potem łatwo robić zakupy w wielu różnych sklepach internetowych, nie wpisując za każdym razem tych samych danych.
Dziś podobnych rozwiązań jest bardzo wiele i coraz częściej do korzystania z nich w ogóle nie potrzebujemy konta w banku ani nawet karty płatniczej. Z aplikacji mobilnej SkyCash, służącej m.in. do kupowania biletów autobusowych i kolejowych czy płacenia rachunków, możemy korzystać, zasilając ją kodami kupowanymi w sklepach sieci Żabka – podobnie jak w przypadku telefonów na kartę. Na podobnej zasadzie działa system Billon, do którego możemy nawet przelewać swoją pensję, a potem błyskawicznie płacić za zakupy czy przekazywać pieniądze znajomym.
Pokolenie Y jest przyzwyczajone do tego, że usługi są dostępne od ręki, bez zbędnych formalności. Dlatego fin-techy dbają o to, by jak najwięcej rzeczy zautomatyzować. Żeby
dostać kredyt, musimy z reguły przedstawić zaświadczenia np. o dochodach. Tymczasem niemiecka firma Kreditech opracowała algorytm, który sam ocenia zdolność kredytową klienta. Korzysta przy tym z danych pobieranych z jego konta bankowego, ale też analizuje aktywność w internecie. „Monitorując zachowanie klienta na Facebooku czy LinkedIn, mogą ocenić, czy jest wiarygodny.
Nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek bank odważył się na to samo” – mówi Bartłomiej Wyszyński, członek zarządu w firmie Kontomierz.pl. Fin-techy wykorzystują też fakt, że część
klientów nie ufa wielkim korporacjom. Dlatego oferują np. pożyczki społecznościowe, polegające na tym, że dostajemy kredyt nie z banku, lecz od innych internautów, którzy dzięki temu zarabiają. Podobnie jest w przypadku crowdfundingu, który pozwala zebrać pieniądze początkującym biznesmenom.
Rekordziści zebrali w ten sposób nawet kilkanaście milionów dolarów! Taka kwota jest
jednak rozłożona na wielu wpłacających, więc dla każdego z nich ryzyko jest stosunkowo
niewielkie. Banki szybko nadrabiają zaległości „Sektor tradycyjnych usług bankowych zaczyna odczuwać presję, do której przyczyniają się fin-techy i ich klienci” – mówi Leszek Wolany z Coders Lab. Z jednej strony banki próbują uprościć procedury i ułatwiać użytkownikom dostęp do finansów przez coraz bardziej przyjazne strony internetowe i aplikacje mobilne. Wspólnie zaczynają też oferować usługi, takie jak łatwe płatności elektroniczne – przykładem może być aplikacja Blik, służąca do płacenia online i w klasycznych sklepach, do wypłacania gotówki z bankomatów oraz do błyskawicznego przelewania pieniędzy innym użytkownikom systemu.
Z drugiej strony banki próbują nie tylko konkurować z fin-techami, ale też z nimi współpracować. Organizują dla nich spotkania, szukając ciekawych rozwiązań dla siebie – tak zrobił np. PKO Bank Polski. Z kolei Credit Agricole daje zewnętrznym firmom łatwiejszy dostęp do swych systemów. Dzięki temu powstał sklep z aplikacjami przygotowywanymi dla klientów banku przez fin-techy. „Stoimy w przededniu stworzenia całkiem nowego ekosystemu finansowego. Najwięcej zyskają klienci, którzy dostaną dużo lepsze i łatwiej dostępne usługi” – komentuje Bartłomiej Wyszyński z Kontomierz.pl.
Bezpieczeństwo to podstawa
Być może taka współpraca jest nieunikniona, aby udało się pogodzić dwie ważne dla użytkownika kwestie: wygodę i bezpieczeństwo. Fin-techy mogą działać szybciej i bardziej
elastycznie, ponieważ nie krępują ich przepisy regulujące działalność banków. Najczęściej
oznacza to jednak także, że nie mają równie dobrych zabezpieczeń finansowych. Dlatego
zanim powierzymy fin-techowi swoje pieniądze, lepiej przekonać się, czy firma jest rzetelna – sprawdzić, czy współpracuje z solidnymi partnerami (takimi jak sklepy internetowe lub banki) i czy klienci się na nią nie skarżą.
Eksperci odradzają także przekazywanie fin-techom dużych kwot. Depozyty bankowe objęte są ochroną przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. W przypadku firm działających bez takich gwarancji oszczędności całego życia mogą przepaść bez śladu, o czym boleśnie przekonali się np. klienci Amber Gold. „Młodzi ludzie mogą korzystać z alternatywnych usług do pewnego momentu, ale gdy będą chcieli wziąć duży kredyt na dom czy samochód albo zainwestować większe pieniądze, przyjdą do banku” – uważa Falguni Desai, specjalista od innowacji finansowych z Future Asia Ventures. Tyle że same banki za kilka lat mogą „zniknąć”, zamieniając się w centra usług dostępnych niemal wyłącznie przez internet i aplikacje mobilne. Trudno je będzie wówczas odróżnić od tego, co dziś nazywamy fin-techami.