Tomasz Strzymiński zawsze lubił kino. Kiedy utracił wzrok, wszyscy byli przekonani, że będzie musiał z tej rozrywki zrezygnować. Stało się jednak inaczej. – Przestałem widzieć w wyniku choroby, przez wiele miesięcy musiałem siedzieć w domu, do zdrowia przychodziłem powoli – opowiada Strzymiński. – Oczywiście nudziłem się. Próbowałem oglądać telewizję, choć w mojej sytuacji było to raczej jej słuchaniem. Słuchałem też radia. A że w wielu konkursach radiowych nagrodami są bilety do kina, bardzo często te bilety wygrywałem – i wykorzystywałem. Zauważyłem wtedy, jak niewiele trzeba, by ktoś, kto nie widzi, mógł zrozumieć to, co się dzieje na ekranie. Bardzo wiele treści przekazywanej jest poprzez dialogi, muzykę, odgłosy. Wystarczyłoby to tylko uzupełnić skromnym komentarzem lektora. Taki komentarz nazywa się audiodeskrypcją.
PROSTE JAK HAIKU
Strzymiński mieszka w Białymstoku. Postanowił spróbować zorganizować w swoim mieście pokaz filmu z audiodeskrypcją. Do współpracy namówił kolegę z osiedla Krzysztofa Szubzdę. To on opracował odpowiedni skrypt do filmu „Statyści” Michała Kwiecińskiego. Pokaz odbył się w 2006 roku.
– Byłem bardzo dumny, że udało nam się do tego seansu doprowadzić, choć z samej audiodeskrypcji nie byłem zadowolony – opowiada Strzymiński. – Była przegadana! Okazało się, że przygotowanie dobrego skryptu to nie lada sztuka. Z jednej strony należy przekazać wystarczającą informację o tym, co się dzieje na ekranie, by odbiór filmu był możliwie pełny. Z drugiej strony nie można opisywać wszystkich detali przypadkowych i nieistotnych. Są to trudne kwestie i dlatego na Zachodzie sztuką audiodeskrypcji zajmują się ludzie z odpowiednimi certyfikatami, którzy uczyli się tego fachu.
W podobnym duchu wypowiada się Dariusz Jakubaszek, współpracownik Strzymińskiego, autor wielu skryptów dla niewidomych: – Praca nad audiodeskrypcją przebiega w kilku etapach. Najpierw oglądam film uważnie i staram się ująć w słowa wszystko to, co dzieje się na ekranie. Potem zaczynam usuwać rzeczy zbędne. Jeżeli np. ktoś włączył na ekranie radio, to nie trzeba tego niewidomemu mówić. W ten sposób kilkakrotnie przeglądam cały skrypt, za każdym razem usuwając kolejne opisy. Aż zostaje tylko to, co zupełnie niezbędne. Wtedy oglądam film jeszcze raz, z niewidomymi, i oni mówią mi, co jeszcze poprawić, dodać, usunąć.
Mistrzowie sztuki audiodeskrypcji mawiają, że dobry skrypt powinien przypominać haiku: musi operować konkretem i być skrajnie lakoniczny, niemal przezroczysty. Taka audiodeskrypcja pozostawia miejsce na pracę wyobraźni i w możliwie najmniejszym stopniu ingeruje w oryginalną ścieżkę dźwiękową.
DZIECI I KRÓLIK NA KSIĘŻYCU
„Słoneczny dzień 17 września 1939 roku. Wiatr rozwiewa dym, ukazując stojący na moście tłum. Z naprzeciwka wkracza na most równie potężna grupa ludzi”. – Oto pierwsze zdania audiodeskrypcji filmu „Katyń”, opracowanej przez Jakubaszka i Strzymińskiego.
„Katyń” był pierwszym w Polsce filmem, który ukazał się na płycie DVD razem ze ścieżką dźwiękową dla niewidomych. – Dostaję wiele e-maili od ludzi niewidzących, którzy obejrzeli film z naszą audiodeskrypcją i są zachwyceni – mówi Tomasz Strzymiński.
Najbardziej jednak Strzymiński dumny jest ze spektaklu teatralnego, który zorganizował dla dzieci niewidzących. Taka teatralna audiodeskrypcja jest ciekawszym wyzwaniem niż kinowa, bo robi się ją na żywo. Podczas spektaklu często coś się dzieje inaczej, niż zaplanował reżyser, niektóre sceny są odgrywane szybciej, inne wolniej niż na próbie. Audiodeskryptor musi odpowiednio reagować na te sytuacje. – Niewidome dzieci, które przyszły na spektakl „Jest królik na Księżycu?”, były po prostu wniebowzięte – opowiada Strzymiński.
Audiodeskrypcję w teatrze tak naprawdę zorganizować jest bardzo łatwo. Wystarczy, że jeden z nieobsadzonych aktorów będzie czytał odpowiedni skrypt, a osoby niewidzące będą słuchały tego przez słuchawki. W każdym teatrze mogłaby być dostępna audiodeskrypcja. Podobnie z kinem. – Powinno być tak, że idę na dowolny seans, na dowolny film, i audiodeskrypcja jest do mojej dyspozycji – mówi Strzymiński. – Nie walczymy o oddzielne seanse dla niewidomych, ale o to, by ktoś, kto nie widzi, mógł pójść do kina razem ze wszystkimi. Osoba niewidząca, która ma do dyspozycji film z audiodeskrypcją, może po pierwsze odebrać ten film, zrozumieć go i przeżyć. Po drugie może potem porozmawiać o nim ze znajomymi, więc nie czuje się wykluczona z grupy. Oba te aspekty są jednakowo ważne.
NIESŁYSZĄCY ZA BĘBNAMI
Ludzie niesłyszący są często niezwykle muzykalni i dotyczy to także ludzi głuchych od urodzenia. Szczególnie dobrze może im wychodzić gra na perkusji. Najlepszy przykład to Shawn Dale Barnett. Gdy był nastolatkiem, razem z kumplami ze szkoły dla niesłyszących poszedł do baru, gdzie akurat grał zespół rockowy. Barnett założył się z kolegami, że zagra na perkusji – i okazało się, że poradził sobie doskonale. Wkrótce rozpoczął życie muzyka, występował i tworzył przeboje. Koncertował wspólnie z czołowymi muzykami amerykańskiej sceny rockowej lat 80.
GŁUSI GRAJĄ GŁUCHYM
Z czego zasłynął Ludwig van Beethoven? Przede wszystkim z tego, że był genialnym muzykiem. Następnie z tego, że był głuchym muzykiem. Utracił słuch około roku 1818 (gdy miał 48 lat) i wiele swoich dzieł, w tym słynną IX Symfonię, skomponował, już nic nie słysząc. Mógł wciąż tworzyć, bo doskonale znał muzykę od strony teoretycznej, wiedział dokładnie, jak zapisać melodię i harmonię, które słyszał w wyobraźni. Prócz tego – jak głosi legenda – pomysłowy kompozytor nauczył się zamiast uszu używać pośladków: odciął nogi od swojego fortepianu i pracował, siedząc na podłodze. Dzięki temu dźwięki fortepianu wprawiały w wibracje jego ciało.
Wedle ustaleń współczesnej nauki anegdota o siedzącym na podłodze Beethovenie może być prawdziwa: okazuje się, że wibracje u osoby niesłyszącej są przetwarzane przez ten sam obszar mózgu, co muzyka u ludzi, którzy słyszą. Beethoven mógł więc dosłownie słyszeć pośladkami. Genialnego kompozytora należy uznać za prekursora współczesnych technik ułatwiania percepcji muzyki osobom niesłyszącym.
Najprostsza z tych technik polega po prostu na bardzo głośnym odtwarzaniu muzyki. Wibracje są wychwytywane przez ciało: nogi i biodra reagują na najniższe tony, żołądek, klatka piersiowa, ramiona – na średnie. Na soprany czułe są palce i głowa.
Wśród głuchej młodzieży popularne są imprezy, na których grana jest muzyka rave (czyli rodzaj nowoczesnej bardzo rytmicznej muzyki, wykonywanej przy użyciu samplerów i syntezatorów).
Tego rodzaju imprezy organizowane były w wielu miastach europejskich, m.in.w Łodzi. Jest to świetna okazja dla niesłyszących, by potańczyć. Podczas takiego rave’u wszyscy są pozbawieni słuchu – zarówno roztańczona publiczność, jak i wykonawcy, czyli DJ-e.
BALON MELOMANA
Nie tylko taneczne rytmy mogą dotrzeć do głuchych – również bardziej poważne odmiany muzyki trafiają do niesłyszących odbiorców, choć jest to nieco trudniejsze. Koncert dla osób pozbawionych słuchu najlepiej urządzić w pomieszczeniu o drewnianej podłodze, która dobrze przekazuje wibracje. Dla wzmocnienia efektu można każdemu z niesłyszących słuchaczy wręczyć zwykły, wypełniony powietrzem balon. Będzie wibrował zgodnie z muzyką.
Organizatorzy koncertu mogą również pomóc odbierać muzykę ludziom niesłyszącym poprzez dobranie odpowiedniej wizualnej oprawy. Koncert symfoniczny dla głuchych – wzbogacony w ten sposób – odbył się w 2005 roku w Łodzi. W programie znalazły się kompozycje Chopina, Dvořáka i Griega; organizatorzy dopasowali do tych utworów odpowiednie światła, projekcje wideo i występy tancerzy.
Naukowcy próbują opracować specjalne głośniki dla niesłyszących melomanów. Shane Kerwi z brytyjskiego Uniwersytetu Brunel skonstruował prototyp urządzenia o nazwie Vibrato. Jest to pięć małych głośniczków, na których kładzie się pięć palców dłoni. Twórca wynalazku uważa, że urządzenie umożliwi niesłyszącym dzieciom uczestniczenie w zwykłych lekcjach muzyki. Gadżet można też będzie podłączyć do komputera i z jego pomocą komponować muzykę: Beethovenowie przyszłości nie będą już musieli odcinać nóg od swoich fortepianów i ryzykować złapania wilka.
Gdyby głośniki Vibrato montować w salach koncertowych w poręczach foteli, niesłyszący mogliby uczęszczać do filharmonii i słuchać utworów genialnych, choć głuchych kompozytorów. W tym samym czasie niewidomi kinomani oblegaliby sale kinowe – by na przykład pośmiać się z roli, jaką w filmie „Blues Brothers” zagrał ślepy Ray Charles.