Nie było to działanie, które wstrząsnęłoby globalnymi finansami. Jak napisał jeden z komentatorów, polski rynek finansowy jest za mały, aby odegrać poważniejszą rolę w świecie międzynarodowych finansów, ale za duży, żeby go lekceważyć. Nic więc dziwnego, że JP Morgan, dostrzegając okazję, chciał ją wykorzystać. Można byłoby powiedzieć, że było w tym coś nie tylko z natury finansowych rekinów, ale i tradycji. John Pierpont Morgan podczas amerykańskiej wojny domowej (1861–1865) zrobił niezły interes, kupując od armii kilkanaście tysięcy karabinów po 3,5 dolara za sztukę, a następnie sprzedając je… armii po 22 dolary. W czasie transakcji karabinów nie wyniesiono poza magazyny wojskowe. W dodatku mówiło się, że miały bardzo poważną wadę: zabijały żołnierzy, którzy z nich strzelali.
Operacje giełdowe wydają się terenem tajemniczym i nie do końca poddającym się badaniu. Szczególnie wtedy, gdy dokonują ich tajne służby. Na własny rachunek? Na zlecenie innej tajnej organizacji? Czemu służą zarobione w ten sposób pieniądze, bo na pewno wymykają się spod kontroli rządu i parlamentu. Tak było w 2001 roku, gdy wielką tragedię naszego czasu, zamach na wieże World Trade Center w Nowym Jorku, poprzedziły tajemnicze operacje na największej giełdzie kontraktów terminowych na świecie – w Chicago. Ludzie, którzy wiedzieli, że terroryści zaatakują za pomocą samolotów, mogli łatwo przewidzieć, co stanie się później. Bez żadnych wątpliwości można było wskazać, że United Airlines, firma, której samoloty porwano 11 września, straci najwięcej. Ta wiedza mogła przynieść miliony zysku inwestorowi, który miałby odpowiedni kapitał i umiał wykorzystać giełdowe mechanizmy. W tym wypadku posłużono się tzw. kontraktem opcyjnym przy nabyciu akcji UAL. Jak to wyglądało w praktyce? Kilka dni przed 11 września zaobserwowano dwunastokrotny wzrost kontraktów opcyjnych w Chicago. Tylko 6 i 7 września zawarto blisko pięć tysięcy takich kontraktów, co przyniosło inwestorowi zarobek wysokości pięciu milionów dolarów. Podobne machinacje dotyczyły akcji firm, które miały siedziby w World Trade Center. Tuż po ataku wartość akcji jednej z nich, firmy Morgan Stanley, zajmującej dwadzieścia dwa pietra w WTC, spadła z 48,9 do 42,5 dolara. Na tym ruchu cen można było zarobić bez mała półtora miliona dolarów. Z dnia na dzień. Pod warunkiem, że gracze giełdowi wiedzieliby o nadchodzącym nieszczęściu! Wydaje się to niemożliwe, ale liczby wskazujące na niezwykły skok kontraktów w dniach poprzedzających atak terrorystyczny są jednoznaczne. Kim był człowiek, który robił tak dobry i szybki interes? Ślady prowadzą do Alvina Bernarda „Buzzy” Korngarda, dyrektora… CIA, byłego prezesa AB Bank, przejętego przez Banker’s Trust! Niezbyt to chwalebna karta w jego życiorysie, zważywszy na oskarżenia podnoszone przez senacką komisję, że firma zarządzana przez Korngarda prała pieniądze z handlu narkotykami.
Sprawa ma jednak inny wymiar, sięgający daleko poza przekręt na giełdzie i tragedię 11 września. Wskazuje na groźbę, jaką dla społeczeństwa jest potężna tajna instytucja, która nie poddaje się kontroli władz państwa. A krótka historia CIA, powstałej w 1947 roku, aż roi się od skandali i brudnych interesów. Taka już natura tajnych służb, ale CIA zależało zawsze na zdobywaniu pieniędzy poza kontrolą budżetu, aby finansować operacje, o jakich opinia publiczna, a nawet komisje Kongresu, dowiedzieć się nie mogły.
W 1986 roku wybuchła afera Iran-Contras, gdy wyszło na jaw, że Oliver North, dyrektor z National Security Council, organizował potajemną sprzedaż broni do Iranu, aby zbierać fundusze na wspomaganie partyzantki w Nikaragui. Niby CIA nie miała z tym nic wspólnego, jednakże przy okazji dochodzenia w sprawie Northa wyszło na jaw, że CIA organizowała na wielką skalę przemyt narkotyków z Boliwii do Stanów Zjednoczonych. W tej operacji wykorzystywano bazy Zielonych Beretów w Panamie, gdzie przeładowywano towar, przesyłany następnie do hangaru lotniska w Mena w stanie Arkansas. Stamtąd trafiał do dilerów w Los Angeles. Było tego dużo, trzy miliony działek tygodniowo. Brudne pieniądze płynęły do Bank of Credit and Commerce, założonego w celu finansowania tajnych operacji CIA.
Ujawnienie tych transakcji uniemożliwiło Maurice’owi „Hank” Greenburgowi, jednemu z najbardziej liczących się amerykańskich finansistów, zajęcie stanowiska szefa CIA w 1995 roku. Jednak prawdziwe kłopoty tego biznesmena zaczęły się później, gdy nowojorski prokurator zarzucił mu defraudację i inne liczne finansowe przekręty.
A już od czasów jednego z najsłynniejszych dyrektorów CIA, Allena Dullesa, w życiorysach najwyższych funkcjonariuszy tej instytucji ze służbą publiczną splatają się wątki biznesowe. Wielu, jak Korngard, przychodziło do CIA z zarządów banków lub firm ubezpieczeń; wielu, jak John Deutch czy George W.H. Bush (szef CIA w latach 1976–1977) odchodziło do zarządów instytucji finansowych. Niebezpieczne przenikanie polityki i biznesu ma zatem długą tradycję…