Na fresku przedstawiającym Waszyngtona, kładącego kamień węgielny pod budowę Kapitolu, pod frakami prezydenta i jego świty widać białe masońskie fartuszki. Podobnie jak wielu ojców amerykańskiej rewolucji i kilkunastu późniejszych prezydentów, Waszyngton był wolnomularzem. W roku 1789, gdy został pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, wybrano go też ponownie Czcigodnym Mistrzem Loży Alexandria Nr 22.
Na ceremonię wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Kapitolu 18 września 1793 r. włożył więc lożowe insygnia (regalia). Wydawana w Wirginii „Alexandria Gazette” opisywała, jak Waszyngton przeprawił się przez Potomak, witany przez dwie orkiestry dęte, kompanię artylerii i delegację wolnomularzy w pełnych strojach. Następnie cały orszak udał się na miejsce, gdzie postanowiono wznieść Kapitol, siedzibę parlamentu. Była to pierwsza taka parada w Ameryce. Zapoczątkowała modę na podobne ceremonie. Te zaś stały się paliwem dla teorii widzących w powstaniu USA spisek masonów.
Fartuch – najważniejsze insygnium masońskie – wywodzić się ma od fartuchów budowniczych, wznoszących starożytną Świątynię Salomona i średniowieczne katedry. Symbolika architektoniczna, odnosząca się do Wielkiego Architekta Wszechświata (jak wolnomularze określali istotę boską), stanowiła dla nich rzecz kluczową.
Fartuch był pierwotnie biały, gładki, uszyty ze skóry jagnięcej (prawdopodobnie w nawiązaniu do przypisywanego templariuszom zwyczaju opasywania bioder skórą jagnięcą) i stanowił symbol niewinności. Szybko przekształcił się w haftowany lub malowany jedwabny fartuszek, wskazujący stopień masońskiego wtajemniczenia, a zarazem osobistą oznakę członka loży. Zachowane XVIII-wieczne egzemplarze, często wykonane ręką bliskiej kobiety, mają w sobie jakąś kruchą, nieco frywolną rokokową elegancję, która kontrastuje z powagą treści zawartych w zdobiących je ezoterycznych symbolach.
Autentyczny fartuszek Waszyngtona zobaczyłam tego lata w Świątyni Masońskiej w Filadelfii, która – wbrew nazwie – nie jest świątynią. To siedziba Wielkiej Loży Pensylwanii i miejsce spotkań członków organizacji. Imponująca kamienna budowla wzniesiona w 1873 r. w centrum miasta przypomina skrzyżowanie romańskiej katedry i zamczyska, przeniesione z bajkowego średniowiecza między nowoczesne drapacze chmur. Wnętrza (będące arcydziełem historyzmu) pochodzą z przełomu XIX oraz XX w. i odzwierciedlają rozmaitość masońskich inspiracji. Łączą odniesienia biblijne z fascynacją templariuszami, różokrzyżowcami, naukami hermetycznymi oraz misteriami starożytnego Egiptu i Grecji. W Sali Orientalnej odtworzono Alhambrę, Salę Egipską zainspirowały świątynie nad Nilem. W Sali Gotyckiej krzyż w koronie – emblemat nowych templariuszy – góruje nad repliką tronu arcybiskupa Canterbury. Salę Normańską zdobią motywy iluminowanych rękopisów, a Salę Renesansową – rzeźbione marmury i posągi.
Fartuszek prezydenta Waszyngtona to jeden z największych skarbów Świątyni Masońskiej. Otoczony trójkolorową bordiurą w kolorach flag Stanów Zjednoczonych i Francji, mierzy około 60 x 50 cm. Zdobi go ponad 40 symbolicznych motywów. Na osi znalazł się ul (symbol zapobiegliwości), otoczone promieniami wszystkowidzące oko Istoty Najwyższej, cyrkiel i węgielnica (typowe emblematy masońskie), Księga Świętego Prawa, kobierzec odwzorowujący posadzkę Świątyni Salomona, a u dołu znaki śmierci i odrodzenia: trumna, czaszka i gałązka akacji.
W krajach anglosaskich stroje i insygnia masońskie są dumnie wyeksponowane na portretach wielu wybitnych postaci życia politycznego i artystycznego. W Ameryce wolnomularskie symbole stały się nawet częścią kultury popularnej (vide filmowy przebój „Skarb narodów”). Ciekawe, że u nas nie. Na polskich portretach z XVIII i XIX w. insygnia takie występują sporadycznie, przeważnie zredukowane do szarfy z klejnotem masońskim. Nawet na wizerunkach króla Stanisława Augusta – w końcu mistrza wolnomularskiego, który położył kamień węgielny pod warszawską Świątynię Opatrzności – ma-sońskie treści pojawiają się tylko jako aluzja…