Setki metrów pod lodem Antarktydy znaleziono siedem mikroskopijnych szkiełek. Pozwoliły odtworzyć historyczny kataklizm

U zarania obecnej ery, niemal dwa tysiące lat temu na Wyspie Północnej, jednej z wysp archipelagu Nowej Zelandii wybuchł wulkan. Nie był to jednak typowy wybuch, bowiem była to jedna z najsilniejszych i najbardziej energetycznych erupcji na przestrzeni ostatnich 5000 lat. Od dawna już naukowcy starają się ustalić, w którym dokładnie roku doszło do tejże eksplozji, bowiem zapiski historyczne i geologiczne wcale nie wskazują jednoznacznej daty. Po latach badań, naukowcy w końcu znaleźli jednoznaczne rozwiązanie tej zagadki.
Setki metrów pod lodem Antarktydy znaleziono siedem mikroskopijnych szkiełek. Pozwoliły odtworzyć historyczny kataklizm

Miejscem, w którym znaleziono dowody pozwalające na ustalenie dokładnego czasu erupcji, nie była jednak Nowa Zelandia, ani nawet jej bezpośrednie otoczenie. Dowody bowiem znaleziono ponad 5000 kilometrów dalej na południe, w lodzie Antarktydy. Jakby tego było mało, zważając na czas jaki minął od eksplozji, były one zakopane głęboko pod obecną powierzchnią lodu.

Sześć szklanych odłamków powstałych wskutek wysokiej temperatury erupcji, opadło niemal dwa milenia temu na powierzchnię lodu Antarktydy. Teraz to samo miejsce znajduje się na głębokości 280 metrów pod powierzchnią lodu. Co ciekawe, w pozyskanym rdzeniu udało się znaleźć jeszcze jedno ziarno szklane, które, choć pochodzi z tego samego wulkanu, powstało w jego wcześniejszej erupcji. To właśnie ten zestaw siedmiu mikroskopijnych szkiełek pozwolił ustalić datę tej gigantycznej erupcji.

Źródło całego zamieszania, czyli wulkan Taupō aktywny jest od niemal 300 000 lat. Jego ostatnia silna erupcja, która była jedną z najsilniejszych erupcji wulkanicznych na Ziemi na przestrzeni ostatnich 5000 lat, miała miejsce mniej więcej 2000 lat temu. Okazuje się jednak, że zapiski historyczne, zamiast pomagać, utrudniają ustalenie konkretnej daty erupcji. Wynika to z tego, że kronikarze zarówno z Chin, jak i Rzymu wskazywali, że w 186 r. n.e. zdarzył się okres, w którym niebo nad oboma przecież oddalonymi od siebie krajami było na tyle zapylone, że z Ziemi było ognistoczerwone. Problem jednak w tym, że zapiski geologiczne, np. depozyty siarki, które są najwyraźniejsze właśnie w okresach wzmożonej aktywności wulkanicznej, dostrzeżone w rdzeniach zarówno z Antarktydy, jak i Grenlandii wskazują, że do eksplozji doszło w okolicach 230 r. n.e.

Z drugiej strony naukowcy zauważają, że siarka, choć wskazuje na aktywność wulkaniczną, nic nie mówi o tym, z którego wulkanu pochodzi. Równie dobrze, może pochodzić z zupełnie innej erupcji w dowolnym miejscu na świecie.

Wskazówką mogą być wyniki datowania radiowęglowego drzew zachowanych w gorących strumieniach wulkanicznych, które rozlały się po erupcji Taupō. Wskazują one na okolice 232 r. n.e. Więcej, zachowane na tych drzewach owoce i nasiona wskazują, że drzewa te zakończyły swój żywot późnym latem lub jesienią.

Czy zatem da się jeszcze dokładniej ustalić datę erupcji?

Zespół badaczy postanowił zbadać rdzenie lodowe z Antarktydy Zachodniej. Do dyspozycji badaczy był długi na 764 metry rdzeń zawierający informacje z ostatnich 83 000 lat.

To właśnie w tym rdzeniu, na głębokości 279 metrów odkryto siedem odłamków szklanych o średnicy 10-20 mikronów. Skład geochemiczny tych ziaren jest identyczny z próbkami pobranymi z okolic Taupō w Nowej Zelandii. Dokładniejsza analiza wykazała, że sześć ziaren powstało właśnie w erupcji sprzed 1790 lat, a siódme pochodzi z erupcji Ōruanui tego samego wulkanu. Do tej erupcji doszło 2560 lat temu. Warto tutaj zauważyć, że choć to jedno ziarno powstało setki lat wcześniej, to dotarło na Antarktydę dopiero z pyłem z późniejszej erupcji.

Położenie wszystkich siedmiu ziaren w rdzeniu lodowym wskazuje, że do supererupcji doszło w pierwszych miesiącach 230 roku n.e. Wynik ten zgadza się z datowaniem drzew, które zostały zachowane w lawie wyrzuconej w erupcji wulkanu.