Późnym wieczorem w sobotę, drugiego marca na wyspie Fernandina doszło do rozległej erupcji wulkanu La Cumbre. Jest to wulkan tarczowy wznoszący się na wysokość 1476 m n.p.m oraz jednocześnie najwyższy punkt całej wyspy. Erupcja z tego wulkanu nie powinna być zaskoczeniem. Naukowcy monitorujący wulkany doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jest to wulkan aktywny. Wielokrotnie przykuwał o ich uwagę na przestrzeni ostatnich sześćdziesięciu lat. Znajdująca się w centrum wulkanu kaldera ma imponujące rozmiary 5 × 7 kilometrów. Po erupcji, do której doszło w 1968 roku, zapadła się ona o dodatkowe 350 metrów, a dwadzieścia lat później zniszczeniu uległa cała jej wschodnia ściana. Do ostatniej istotnej erupcji doszło tam w 2018 roku (do nieco słabszej doszło także w 2020 roku). Jak jednak widać, na kolejną nie trzeba było czekać przesadnie długo.
W okolicach północy z soboty na niedzielę ze szczelin wulkanu zaczęła wypływać rozpalona do czerwoności lawa. Poświata tego spektakularnego wypływu rozświetliła nocne niebo, które bardzo szybko pokryło się chmurami wulkanicznego pyłu, które sięgnęły na wysokość niemal trzech kilometrów nad szczytem wulkanu.
Już teraz wulkanolodzy przyznają, że jest to erupcja znacznie silniejsza niż te z 2017 i 2018 roku. To szczególnie istotne, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że obecna erupcja wciąż trwa i jeszcze się nie zakończyła. Ilość zgromadzonej pod powierzchnią magmy jest jak na razie trudna do oszacowania.
Z pewnością nie jest to ostatnia erupcja, którą będzie dane nam oglądać z tego wulkanu. Jak podają bowiem badacze, na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci wulkan La Cumbre dał o sobie znać już trzydzieści razy. To najwyższy wskaźnik częstotliwości erupcji spośród wszystkich wulkanów znajdujących się na archipelagu Galapagos. Jeżeli dodamy do tego fakt, że La Cumbre jest najmłodszym spośród wszystkich tych wulkanów, to możemy być pewni, że to nie jego ostatnie słowo.
Erupcja wulkanu a endemiczne gatunki flory i fauny
Wyspy Galapagos stanowią naprawdę unikalny ekosystem. Ze względu na odległość od innych ekosystemów lądowych, naukowcy szacują, że ponad 80 proc. ptaków lądowych i aż 97 proc. gadów i ssaków lądowych stanowią gatunki endemiczne, które nie występują gdzie indziej na świecie. W tym kontekście każda silna erupcja wulkanu i spowodowane przez nią zniszczenia na powierzchni mogą stanowić zagrożenie dla licznych gatunków, np. żółwi słoniowych. Naukowcy zajmujący się ochroną zwierząt i roślinności w archipelagu uspokajają jednak, że przynajmniej jak na razie trwająca erupcja nie zagraża żadnemu gatunkowi. O ludzi natomiast nie trzeba się martwić, dzięki temu, że na wyspie Fernandina nikt na stałe nie mieszka.
Jeżeli zatem erupcja nie będzie się przesadnie przedłużała, a sytuacja nie ulegnie pogorszeniu, także i tę erupcję żółwie przetrwają. Niestety nikt nie jest w stanie obecnie ustalić, co się stanie w przyszłości.