Według najnowszego opracowania w momencie erupcji, która została uznana za najpotężniejszą erupcję, jaką kiedykolwiek zarejestrowano za pomocą nowoczesnego sprzętu pomiarowego, z ujścia wulkanu skały, popiół i gaz wydostawały się z prędkością 122 kilometrów na godzinę. Samo zdarzenie wywołało także zgubne w skutkach tsunami oraz wywołało powstanie najszybszych prądów podwodnych, jakie dotąd udało się zarejestrować. Niejako przy okazji ten silny przepływ materii na dnie oceanu uszkodził znajdujące się tam m.in. kable telekomunikacyjne łączące Tonga z resztą świata.
Czytaj także: Erupcja Hunga Tonga sięgnęła mezosfery? Nieprawda! Wybuch wulkanu „poczuły” maszyny w kosmosie
Paradoksalnie to właśnie uszkodzenie tych kabli pozwoliło obliczyć prędkość przepływów wody po dnie tuż po erupcji. Naukowcy z Narodowego Centrum Oceanografii w Wielkiej Brytanii wykorzystali do tego precyzyjnie liczony czas i lokalizację miejsc, w których doszło do uszkodzenia kabli.
Tuż po erupcji kłęby materii, pyłu i gazu utworzyły nad wulkanem pióropusz, który w najwyższym miejscu sięgał na wysokość 57 kilometrów nad powierzchnię. Opadając w dół, cała ta materia spadła bezpośrednio do wody i zaczęła się zsuwać po podwodnych zboczach, niszcząc wszystko, na co się natknęła na długości kolejnych stu kilometrów. Według badaczy impet sunącej po dnie oceanu materii był większy, niż ma to miejsce w przypadku trzęsień ziemi, powodzi, czy huraganów.
W swojej pracy naukowcy wskazują na fakt, że na dnie oceanów znajduje się wiele wulkanów, które w ogóle nie są monitorowane. Do erupcji któregoś z nich może przez to dojść w każdej chwili. Problem w tym, że do erupcji Hunga Tonga nie wiedzieliśmy zbyt dużo o tym, z czym taka erupcja się wiąże. Wiedza wulkanologów skupia się przede wszystkim na skutkach erupcji na lądzie. Wiemy całkiem sporo o przepływach lawy, dynamice pyłu wulkanicznego i gazów oraz o spływach piroklasytcznych. Hunga Tonga była jednak pierwszą okazją do tego, aby zobaczyć co się dzieje z materią wyrzuconą z wulkanu, która następnie trafia z powrotem bezpośrednio do oceanu.
Mimo tego, że do erupcji wulkanu doszło na dnie oceanicznym, istotnie wpłynął on także na atmosferę Ziemi. Jakby nie patrzeć, pył i gaz w eksplozji trafił na wysokość kilkudziesięciu kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Czy jednak mogło mieć to jakiś długofalowy wpływ na atmosferę?
Czytaj także: Wybuch Hunga Tonga był silniejszy od największej detonacji bomby jądrowej w historii świata! O jakiej bombie mowa?
Nie tylko ocean. Rekordowo duża dziura ozonowa to też wina Hunga Tonga
Zupełnie inny zespół naukowców wskazuje, że erupcja Hunga Tonga może odpowiadać za to, że w tym roku dziura ozonowa nad Antarktydą otworzyła się znacznie wcześniej niż zwykle. To właśnie woda, która w takiej erupcji przedostaje się do stratosfery, może wydajnie niszczyć warstwę ozonową. W przypadku Hunga Tonga szacuje się, że do atmosfery trafiło 50 milionów ton pary wodnej. Automatycznie szacuje się, że zawartość pary wodnej w stratosferze wzrosło o 10 proc. rok do roku, powodując znaczne ochłodzenie tej warstwy atmosfery, a to już jest bardzo zła wiadomość dla naukowców monitorujących poziom ozonu.
Efekt? Zawartość ozonu nad Antarktydą spadła do ekstremalnie niskiego poziomu już na początku lipca. Tak szybko ozon zniknął tylko kilkanaście razy na przestrzeni ostatnich czterdziestu trzech lat, czyli od początku pomiarów jego ilości.
Dane z sierpnia 2023 roku wskazują, że dziura ozonowa ma powierzchnię 16 milionów kilometrów kwadratowych i ciągle rośnie. Według szacunków będzie ona jeszcze rosła do końca września, kiedy to rozpocznie się wiosna na półkuli południowej. Zazwyczaj dziura powinna zniknąć do końca listopada, ale w tym roku może przetrwać znacznie dłużej.
Następstwa erupcji Hunga Tonga to zupełnie nowe terytorium dla naukowców, ponieważ żadna wcześniejsza erupcja wulkanu w udokumentowanej historii nie wstrzyknęła do atmosfery tak dużej ilości wody i nie wpłynęła tak bardzo na podwodny ekosystem. Monitorowanie skutków tego zdarzenia w najbliższych latach powinno znacząco poprawić naszą wiedzę o tym, co się dzieje ze środowiskiem naturalnym po tak gwałtownej i silnej erupcji.