Tym liderem jest Norwegia. Z jednej strony kraj kojarzący się z nowoczesnością i wdrażaniem nowych technologii. Z drugiej natomiast należy mieć na uwadze fakt, iż jego mieszkańcy dosłownie śpią na paliwach kopalnych. Z tego względu rzeczony kraj jest jednym z najważniejszych producentów ropy naftowej i gazu. Paradoksalnie, tamtejsze władze dążą do sytuacji, w której od przyszłego roku w sprzedaży będą dostępne wyłącznie samochody o zerowych emisjach gazów cieplarnianych.
Unia Europejska, choć jako wspólnota całkiem nieźle radzi sobie w prowadzeniu zielonej transformacji, ma poważny problem z terminami. Plan zakłada odejście od spalinówek do 2035 roku, ale nie wydaje się, by był to realny termin. Oczywiście niektóre kraje członkowskie zapewne dotrzymają założeń, lecz inne – z Polską włącznie – wydają się dalekie od tego typu realiów.
W Norwegii, dla porównania, wśród zarejestrowanych we wrześniu nowych aut aż 96,4% stanowiły elektryczne Tesle. Jak wyglądało to w skali całego Starego Kontynentu? Jak się zapewne domyślacie, zdecydowanie mniej imponująco. Dość powiedzieć, że europejska średnia w tej kategorii wyniosła 17,3 procent. Ale nie można udawać, iż Norwegom taki niskoemisyjny sukces spadł z nieba.
Norwegia jest zdecydowanym liderem w Europie jeśli chodzi o wprowadzanie elektryków. Tamtejsze władzy zastosowały metodę kija i marchewki
Najlepiej świadczy o tym inna statystyka: jeszcze w 2012 roku elektryki odpowiadały tam za zaledwie 2,8 procent rynku motoryzacyjnego. To szczególnie imponujące ze względu na brak rodzimych producentów elektryków. I choć norweskie władze podejmowały próby stworzenia własnych, liczących się graczy, to ich efekty były dość mizerne. Pojawia się więc pytanie: na czym polega norweski przepis na sukces na rynku elektrycznych samochodów?
Chodzi rzecz jasna o ceny. I nie ma się co oszukiwać: wyznacznik ekonomiczny jest bardzo istotny i stanowi jeden z kluczowych wyznaczników co do wyborów podejmowanych przez konsumentów. A tak się składa, że w Norwegii nowi posiadacze elektrycznych pojazdów są przyciągani między innymi atrakcyjnymi cenami wynikającymi ze zwolnień podatkowych. W efekcie samochody całkowicie elektryczne wypadają bardzo kusząco w zestawieniu z wysoce opodatkowanymi autami wyposażonymi w silniki spalinowe.
Czytaj też: Napięcia na linii UE-Chiny. Spór o samochody elektryczne nabiera tempa
Cecilie Knibe Kroglund, przedstawicielka ministerstwa transportu, wyjaśnia, że zastosowana została metoda kija i marchewki. Ten pierwszy dotyczył samochodów spalinowych, natomiast druga – elektrycznych. Jak podkreśla polityk, być może inne kraje – ze względu na własne realia – będą musiały zastosować niego inne rozwiązania. Ale te przytoczone sprawdziły się w Norwegii. Poza tym warto zwrócić uwagę na inne benefity dla posiadaczy elektryków (również finansowe), takie jak darmowe parkingi czy zwolnienia z opłat miejskich. Jak widać, zastosowana strategia zdecydowanie się sprawdza.