Przekonywanie do elektrycznych rowerów trwa. Nie dajmy się jednak zwariować
Niedawno lekarz medycyny sportowej z University Orthopedic Center na Uniwersytecie Utah wypowiedział się w anglojęzycznym podcaście Let’s Get Moving with Maria na temat tego, jak jazda na elektrycznych rowerach może pozytywnie wpłynąć na nasze zdrowie. Temat ten jest o tyle ważny, że nawet dziś nadal wiele osób postrzega e-bike jako alternatywę dla motocykli, a nie tradycyjnych rowerów właśnie, ale w praktyce lepszy jest rower elektryczny, niż rower żaden. Przynajmniej wtedy, kiedy wiemy, że stanowią one formę mniej wymagających ćwiczeń.
Czytaj też: Nie uwierzysz, jakie to proste. Ten rower elektryczny zajmuje w bagażniku mniej miejsca niż wózek dziecięcy
Moim zdaniem każda forma aktywności to dobra aktywność. Nawet jeśli nie jest to tak intensywne. Wciąż uważam, że to tylko pozytywne, że ludzie wychodzą i coś robią – nie wspominając o tym, że przebywają na świeżym powietrzu – powiedział dr Cushman.
Lekarz wspomniał też o tym, że niebezpieczeństwo związane z jazdą na elektrycznych rowerach sprowadza się głównie do tego, że ich użytkownicy nie są przyzwyczajeni do tak wysokich prędkości. Ma to dużo sensu, bo tak jak zwykle na rowerze ograniczają nas własne mięśnie, tak na e-bike jeździmy znacznie szybciej, mając dostęp do elektrycznego silnika. To z kolei skraca czas reakcji na zagrożenia, wydłuża drogę hamowania, a do tego zwiększa skutki ewentualnego uderzenia. Dlatego też wspomniany lekarz podkreśla też konieczność rozsądnego korzystania ze wspomagania i ustawiania go tak, aby utrzymywać rozsądną prędkość, a przy tym nieco się na tym rowerze zmęczyć.
Czytaj też: To nie jest zwykły plecak dla rowerzysty. W razie wypadku może uratować życie
Osobiście przyznam, że tego typu “racjonalne korzystanie z e-bike” w myśl prozdrowotnego podejścia, nie jest wcale łatwe. Zwłaszcza kiedy czas podróży ma kluczowe znaczenie, a plany obejmują nie byle przejazd z punktu A do punktu B, a nieco dłuższą wycieczkę. Dlatego też przez dwa ubiegłe sezony “rowerowo” się rozleniwiłem. Częściej sięgałem po rower elektryczny niż ten pozbawiony napędu, bo mogłem pokonać na nim znacznie większe odcinki w krótszym czasie i zwiedzić tym samym więcej leśnych ścieżek. Skutki tego odczułem zwłaszcza podczas łącznie 160-kilometrowej podróży rozbitej na dwa dni z licznymi wzniesieniami, które wymuszały na mnie jazdę z poziomu ~330 metrów nad poziomem morza aż do prawie 900 metrów n.p.m.
Czytaj też: Tym elektrycznym rowerem przejedziesz pół Polski. Engwe LE20 zachwyca jeszcze czymś
Powiedzieć, że łatwo nie było, to jakby nie powiedzieć nic, bo w tej wycieczce postawiłem na e-bike, którego akumulator padł mniej więcej po przejechaniu 30 kilometrów ze względu na liczne wzniesienia. Efekt? Konieczność jechania z dodatkowymi 4-6 kilogramami bez szans na jakiekolwiek wspomaganie. Była to jednak pouczająca wpadka, bo wtedy dopiero poczułem na własnej skórze spadek formy ze względu na przesadne uzależnienie się od elektrycznego roweru. Dlatego też dziś wiem, że jeśli już mam traktować jazdę na rowerze, jako jedną z głównych aktywności sportowych w życiu, to z regularnym sięganiem po e-bike po prostu muszę się pożegnać. Nawet jeśli równa się to z częstszym obieraniem mniej satysfakcjonujących tras. Innymi więc słowy, jeśli nie chcecie środka transportu, a tylko sprzęt do ćwiczeń, to e-bike może nie być dla was najlepszym wyborem. No, chyba że wykażecie się sporym rozsądkiem.