Armia USA rozpoczęła testy elektrycznego Humvee, czyli kultowego wojskowego pojazdu
Seryjna produkcja pojazdów Humvee rozpoczęła się w 1985 roku i choć od tamtej pory przeszły one oczywiście szereg modernizacji, to ich napęd ciągle bazuje na wielkich ośmiocylindrowych silnikach wysokoprężnych. Aktualnie jednak technologia nadal nie umożliwia stuprocentowego pozbycia się spalinowych układów napędowych w tego typu pojazdach taktycznych z jednoczesnym zachowaniem sensu, dlatego ten “elektryczny Humvee”, którym pochwaliła się Armia USA, jest tak naprawdę wersją hybrydową.
Czytaj też: Broń laserowa Armii USA trafiła na nieprzyjazny grunt. Zacznie chronić sojusznicze siły w Iraku
Nie od dziś wiemy, że wojsko USA chce pozbyć się największych wad silników spalinowych, ale jednocześnie zupełnie nie wierzy, że większe pojazdy opancerzone, a zwłaszcza czołgi, będą mogły porzucić te formy napędu. Stąd trwający już kilka lat pociąg do połączeń hybrydowych, a więc łączących spalinowy silnik z układem elektrycznym. Ma te sens, zważywszy na to, że wedle raportu opublikowanego w 2019 roku przez naukowców z Brown University wynika, że amerykańska armia jest jednym z większych emitentów gazów cieplarnianych na świecie, wytwarzając ich więcej, niż 140 mniej rozwiniętych krajów.
Czytaj też: Wielkie znalezisko opisuje historię Bliskiego Wschodu. To pieczęć bliska czasów Jezusa
W lutym 2024 roku amerykańskie RCCTO zaprezentowało publicznie operacyjne możliwości technologii hybrydowej w zmodyfikowanym Humvee. Ten pokaz miał “podkreślić niezwykłe cechy pojazdów hybrydowych […] skupiając się na ich rozszerzonym cichym wyczekiwaniu, cichej mobilności, zwiększonej generacji mocy oraz możliwościach eksportu mocy”. Amerykanie realizują zresztą dążenie do hybrydowej technologii poprzez specjalne programy, które potwierdzają ich sens i umożliwiają żołnierzom testowanie technologii hybrydowych w rzeczywistych wojskowych scenariuszach.
Od dawna wiemy, że elektryczne układy napędowe mają wiele zalet względem tych spalinowych. Pomijając już to, że są bardziej przyjazne środowisku, to na poletku wojskowym elektryczne układy napędowe zapewniają znacznie więcej strategicznych i logistycznych zalet. Zdecydowanie najważniejsze jest to, że uwolniłyby wojsko USA od potrzeby nieustannego dbania o paliwowe zaplecze, czyli regularne dostawy ogromnych ilości ropy. Prąd można znaleźć nawet w lekko zurbanizowanym terenie, a przynajmniej jest to zwykle łatwiejsze od znalezienia setek litrów ropy. Jeśli nie z oficjalnej sieci energetycznej, to przynajmniej polowych generatorów wszelakiej maści, a to zwłaszcza w dobie obecnej technologii jądrowej i planów stworzenia mobilnych miniaturowych reaktorów jądrowych.
Czytaj też: Przełomowy lek na raka! W USA podjęli decyzję, która wpłynie na życie tysięcy osób
Elektryczne układy napędowe zapewniają też strategiczne zalety. Generują praktycznie zerowe ilości ciepła względem wersji spalinowych, a to sprawia, że stają się niewidzialne w kamerach termowizyjnych. Są też znacznie cichsze, bardziej bezpieczne na wypadek skutku ostrzału, czy wybuchów, a zalety pokroju natychmiastowego momentu obrotowego tylko tę fenomenalną mieszankę uzupełniają. Wszystko więc sprowadza się do tego samego, na co narzekamy w przypadku samochodów BEV, czyli czasu ładowania i stosunku mocy do masy. W obu tych przypadkach płynne czarne złoto rozkłada na łopatki akumulatory, więc choć na ten moment elektryczne pojazdy wojskowe USA są pod znakiem zapytania, to z czasem elektryfikacja po prostu musi dotknąć obecną flotę pojazdów.
O sensie elektryzacji sprzętu wojskowego pisałem już wcześniej przy okazji ogłoszenia, jak to Unia Europejska chce skierować armie państw członkowskich ku wyższej ekologiczności. Najlepsze podsumowanie tego pomysłu zawarłem już na samym wstępie.
Wyobraźcie sobie samobieżną wyrzutnię z dostępem do kilkudziesięciu pocisków, które mogą zostać ot tak zesłane w niszczycielskiej salwie prosto na wroga, detonując materiały wybuchowe o wadze setek kilogramów. W takim ataku dochodzi do wyemitowania szeregu gazów i pyłów, które mają negatywny wpływ na środowisko. Tlenki azotu, tlenki węgla, dwutlenek siarki, amoniak, chlorowodór i cyjanowodór – takie gazy może wywoływać eksplozja byle pocisku, ale spokojnie. Ważne, żeby ciężarówka, która umożliwiła przyciągnięcie takiej wyrzutni na front, miała nie spalinowy, a elektryczny silnik. Wtedy wszystko będzie cacy i uda się obniżyć 5,5-procent globalnej emisji CO2 z powodu działalności wojskowej – cytat z Unia Europejska chce zazielenić nasze wojsko.