Jeżeli już dopuszczamy do myśli jakąś zmianę dotyczącą gwiazd na nocnym niebie, to zniknięcie gwiazdy np. wskutek eksplozji supernowej, do której dochodzi w ostatnim momencie życia masywnej gwiazdy. Rzadko do takich sytuacji dochodzi, ale jednak od czasu do czasu do takich sytuacji dochodzi. Ostatnia supernowa obserwowana w Drodze Mlecznej eksplodowała w 1604 roku, znacznie jaśniejsza była widoczna 550 lat wcześniej, w 1054 roku.
Zaskakująca w tym kontekście może być zapowiedź nie tyle zniknięcia, ile pojawienia się na niebie nowej gwiazdy. O ile bowiem eksplozja supernowa jest gwałtownym końcem życia gwiazdy, o tyle gwiazdy nie powstają w sposób wybuchowy, a w długim procesie akrecji materii wewnątrz ciemnych, nieprzezroczystych obłoków chłodnego gazu.
Czytaj także: Z centrum galaktyki M87 wystrzelił długi dżet materii. Wzdłuż niego eksplodują gwiazdy
Sytuacja jest jednak inna. Nie tyle bowiem powstanie na naszych oczach żadna nowa gwiazda, ile gwiazda już istniejąca zwiększy swoją jasność na tyle, że stanie się widoczna gołym okiem. Za całe zamieszanie odpowiada obiekt skatalogowany jako T Coronae Borealis widoczny na co dzień za pomocą teleskopów w gwiazdozbiorze Korony Północnej w bezpośrednim sąsiedztwie gwiazdozbiorów Herkulesa i Wolarza.
Oddalony od nas o około 3000 lat świetlnych obiekt to w rzeczywistości układ podwójny składający się z czerwonego olbrzyma i białego karła. Układ ten jest jednym z pięciu odkrytych dotąd w naszej galaktyce układów generujących eksplozje nowe. Obie gwiazdy tego układu znajdują się na tyle blisko siebie, że gdy z powierzchni czerwonego olbrzyma wskutek wzrostu temperatury i ciśnienia odrywają się zewnętrzne warstwy, znajdujący się w pobliżu biały karzeł ochoczo przyciąga tworzącą je materię i gromadzi ją na swojej powierzchni. W efekcie owa materia na powierzchni białego karła osiąga temperaturę umożliwiającą rozpoczęcie reakcji termojądrowej i dochodzi do eksplozji nowej.
Tak się składa, że obiekt jest na tyle blisko nas, że o ile na co dzień jest za ciemny dla ludzkiego oka (nawet najbystrzejszego), o tyle po eksplozji nowej stanie się dla ludzkiego oka widoczny. Mówiąc inaczej, jego jasność wzrośnie z poziomu +10 magnitudo do +2 magnitudo, a więc osiągnie jasność zbliżoną do jasności Gwiazdy Polarnej.
Czytaj także: Setki miliardów razy jaśniejsza od Słońca. Tajemnicza eksplozja w przestrzeni kosmicznej
Po raz ostatni układ ten eksplodował w 1946 roku. Naukowcy szacują, że do kolejnej eksplozji dojdzie między lutym a wrześniem 2024 roku. Będzie to jedyna okazja w naszym życiu, aby zjawisko to obserwować, bowiem, po eksplozji układ uspokoi się na kolejne osiemdziesiąt lat.
Warto tutaj jednak śledzić doniesienia astronomiczne, bowiem T CrB pozostanie widoczny na niebie gołym okiem jedynie przez kilka dni, po czym znów pozostawi po sobie pustkę (przez kilka dni dłużej będzie widoczny także przez lornetkę). Jeżeli nie zobaczymy tego tym razem, to nie zobaczymy wcale. Zważając na to, że nie trzeba będzie wyciągać nawet teleskopu czy lornetki z domu, a wystarczy spojrzeć w niebo, szkoda by było ominąć taką okazję.