W najnowszym artykule naukowym opublikowanym w periodyku Earth and Planetary Science Letters zespół badaczy opisuje wnioski z analizy chemicznej ponad 100 odłamków tej dawnej planetoidy, odnalezionych na powierzchni Antarktydy. Badacze przekonują, że badane przez nich odłamki są pozostałością po najstarszej znanej detonacji planetoidy w trakcie lotu nad powierzchnią Ziemi. Na kolejnych miejscach podium znajdują się eksplozje sprzed 480 i 430 tysięcy lat.
Nie trzeba z pewnością nikogo uświadamiać, że w powierzchnię Ziemi oraz innych planet i księżyców bezustannie uderzają mniejsze i większe planetoidy i odłamki skalne. Doskonałym potwierdzeniem tego faktu jest podobieństwo w wyglądzie powierzchni takich obiektów jak Merkury, Księżyc, czy Mars. Na Ziemi tych śladów tak wiele nie ma ze względu na fakt, że erozja oraz tektonika płyt bezustannie je wymazują z powierzchni planety. Jedną jednak kwestią jest odkrywanie śladów uderzeń, a inną uzyskiwanie informacji o eksplozjach planetoid w atmosferze. Sama eksplozja wszak żadnych trwałych śladów geologicznych nie pozostawia po sobie.
Czytaj także: Czy syberyjskie jezioro to krater po katastrofie tunguskiej? Rozwiązanie zagadki wciąż wymyka się badaczom
Tymczasem same eksplozje planetoid w atmosferze potrafią być naprawdę niszczycielskie. Każda taka eksplozja, nawet jeżeli dochodzi do niej na wysokości kilkudziesięciu kilometrów nad powierzchnią Ziemi, uwalnia ogromną energię kinetyczną. Powstałe w tym momencie fale uderzeniowe oraz fale promieniowania cieplnego docierają do powierzchni i powodują ogromne zniszczenia. Doskonałym, choć mniejszym przykładem takiego zderzenia, była eksplozja niewielkiej, 19-metrowej planetoidy nad miastem Czelabińsk w Rosji. Szczątki planetoidy spadły daleko poza miastem. Nie zmienia to jednak faktu, że fala uderzeniowa powstała w eksplozji, spowodowała powstanie fali uderzeniowej, która w Czelabińsku wybiła tysiące okien, powodując uszkodzenia ciała u 1500 osób. Nieco ponad sto lat wcześniej, do większej eksplozji doszło nad Podkamienną Tunguską w Rosji, gdzie powstała w tym zdarzeniu fala uderzeniowa dosłownie położyła ponad 2000 kilometrów kwadratowych lasu. Tu jednak trzeba zaznaczyć, że krateru po planetoidzie nigdy nie odnaleziono, a więc do dnia dzisiejszego nie wiadomo, co tak naprawdę eksplodowało w tym odległym regionie Azji.
Czytaj także: W pyle z Czelabińska znaleziono nietypowe mikrokryształy. Pochodzą z tamtejszego meteoroidu
Autorzy wspomnianego wyżej artykułu dowodzą, że udało im się znaleźć dowody na eksplozję planetoidy w powietrzu, jakieś 2,3-2,7 miliona lat temu nad Antarktydą. Choć sama planetoida miała być sporych rozmiarów, to informacje o niej pozyskano ze 116 małych fragmentów o szerokości ludzkiego włosa, znalezionych w lodzie antarktycznym. W tychże fragmentach od strony chemicznej dominują minerały zgadzające się ze składem chemicznym chondrytów, najbardziej popularnych meteorytów. Co więcej, dokładny stosunek różnych form tlenu w skałach sugeruje, że powstały one w podmuchu powietrza, którego fala uderzeniowa weszła w interakcję z lodem i dlatego dotarł aż do ziemi.
Naukowcy zwracają uwagę, że w rzeczywistości Ziemia jest regularnie bombardowana skałami kosmicznymi. Takie obiekty jak planetoida znad Czelabińska wchodzą w atmosferę planety średnio raz na 50 lat. Obiekty takie jak znad Tunguski pojawiają się dziesięciokrotnie rzadziej. Odkrycie eksplozji obiektu nad Antarktydą 2,5 miliona lat temu nie może zatem szczególnie dziwić. Zaskakujące jest tylko to, że po raz pierwszy w historii udało się odkryć dowody na eksplozję planetoidy w trakcie lotu przez atmosferę ziemską.