Johnny razem z Barbarą postanawiają pomodlić się na grobie ciotki. Stojąc nad mogiłą, zauważają coś niepokojącego – w ich stronę chwiejnym krokiem zmierza człowiek o pustych, martwych oczach. Brat wraz z siostrą patrzą jak zahipnotyzowani na tajemniczego mężczyznę, gdy ten nagle zaczyna atakować Barbarę. John staje w jej obronie, lecz ginie z rąk niezbyt zwinnego, ale silnego przeciwnika.
Tak rozpoczyna się kultowy już horror George’a Romero z końcówki lat 60. „Noc żywych trupów”, w którym bohaterowie muszą stawić czoła gromadom zombie. Podobnych rzeczy można było od tej pory zobaczyć setki – ale tylko na kinowych ekranach. Jednak Kreml marzył, by tę hollywoodzką fikcję zamienić w rzeczywistość! Wszystko przy pomocy telepatii, parapsychologii i broni psychotronicznej, której zadaniem miała być kontrola ludzkich umysłów.
ZOMBIE GUN
Rosjanie zaczęli pracować nad tą niekonwencjonalną bronią jeszcze w pierwszej połowie XX w. (a więc na długo przed horrorem Romero). Żaden z decydentów aż do objęcia władzy przez Władimira Putina głośno o tym nie mówił. Oficjalnie pierwszy raz wspomniano o niej dopiero w 2007 r. „Nie minie 10 lat, jak broń psychotroniczna stanie się tak niebezpieczna jak atomowa lub jądrowa, dlatego że z jej pomocą można kontrolować miliony ludzi” – powiedział Borys Ratnikow, ówczesny generał Federalnych Służb Bezpieczeństwa.
Od tamtej pory musiało minąć kolejnych 5 lat, by minister obrony narodowej Anatolij Serdiukow ogłosił światu, że rosyjscy naukowcy pracują nad bronią mającą wywoływać nie tylko ogromny ból ofiar, ale również umożliwiającą uzyskanie częściowej kontroli na ludzkimi myślami i zachowaniami. Amerykańskie i brytyjskie media nazwały ją „zombie gun”, bo według Kremla może przeistoczyć cel w żywego trupa. Wszystko przy pomocy promieniowania elektromagnetycznego, podobnego do tego używanego w kuchenkach mikrofalowych. Ile w tym prawdy, a ile straszenia opinii międzynarodowej? Na to pytanie mogłaby odpowiedzieć jedynie rosyjska generalicja lub Putin. Skądinąd wiadomo że Amerykanie o testach własnej broni, zbliżonej być może do „zombie gun”, poinformowali opinię publiczną już w 2001 r.
ADS, czyli Active Denial System, to eksperymentalna mikrofalowa broń nieśmiercionośna, strzelająca promieniami elektromagnetycznymi. Powodują, że trafiona ofiara „przypieka” się od środka – czuje fizyczny ból, nie doznając jednak uszczerbku na ciele. Wszystko dzięki zastosowaniu wiązki mikrofal o częstotliwości 94 GHz (dłuższe niż w przypadku promieni rtg, ale krótsze od stosowanych w mikrofalówkach). Tyle że to broń mająca sprawić przeciwnikowi ból, nie zaś pozwolić przejąć kontrolę nad jego umysłem. A o to przecież chodziłoby w tajemniczym „zombie gun” Kremla! Czy kiedyś poznamy jego działanie i porównamy z ADS? Niewykluczone. „Rozwój broni opartej na odkryciach w dziedzinie fizyki, takiej jak broń wiązkowa, broń geofizyczna, broń genetyczna czy broń psychofizyczna i podobne, to część państwowego programu zamówień zbrojeniowych, przeznaczonego do realizacji na lata 2011–2020” – wyjaśnił dziennikarzowi „Kommiersanta” Serdiukow w 2012 r.
ARKTYCZNA PSYCHOZA
„Zombie gun” nie pojawił się znikąd. Rosjanie przez dekady pracowali nad sposobami uzyskania kontroli psychicznej i fizycznej nad wrogami. Ich starania – zwłaszcza w trakcie zimnowojennego wyścigu – nie przynosiły wymiernych rezultatów, dały jednak zwolennikom teorii spiskowych ogromne pole do popisu. Zaczęli tuż po I wojnie światowej od prób wykorzystania psychotroniki oraz parapsychologii. A więc dziedzin odrzucanych przez naukę, takich jak telepatia, telekineza, hipnoza itp. Przełomowy okazał się początek lat 20. XX w., kiedy to z inicjatywy pierwszego ludowego komisarza oświaty Anatolija Łunaczarskiego został powołany Rosyjski Komitet Badań Psychologicznych.
Jego motorem napędowym stali się naukowcy pracujący w placówkach w Moskwie i Leningradzie: prof. Leonid Wasiliew, Bernard Kaziński, Władimir Biechtieriew oraz Aleksander Barczenko. Mieli za zadanie zbadać możliwości manipulowania ludźmi. Biechtieriew znany był z tego, że obsesyjnie analizował zjawisko tzw. arktycznej psychozy (czyli występujących u ludów Północy masowych halucynacji oraz stanów hipnozy). Cieszył się przy tym pełnym wsparciem bolszewików. Biologa Aleksandra Barczenkę wyznaczył na szefa tajnej misji, która wyruszyła w 1921 r. na Półwysep Kolski.
Nie pozostało po niej zbyt wiele śladów (poza kilkoma zdjęciami), nie jest jasny jej cel. Mówiło się nawet, jakoby młody Rosjanin poszukiwał śladów… Szambali – legendarnego zaginionego wschodniego królestwa. Tam miały czekać na przybyszów niesamowite odkrycia i technologie, mające ułatwić Leninowi panowanie nad masami!
Trudno w to uwierzyć, niemniej zaraz po powrocie z Laponii biologiem zainteresowała się OGPU (Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny, w 1934 r. włączony do NKWD) – policja polityczna, zajmująca się także wywiadem i kontrwywiadem. Pod jej kuratelą oraz przy wsparciu samego Feliksa Dzierżyńskiego, w ramach Moskiewskiego Instytutu Energetyki stworzono dla Barczenki Laboratorium Neurogenetyki. Tam jako szef pionu naukowego zajął się wykorzystaniem telepatii do zdobywania cennych informacji dla wywiadu.
SOWIECKA TELEPATIA
Barczenko nie zrezygnował przy tym ze współpracy z Biechtieriewem. Próbowali skonstruować hełm telepatyczny (dziwaczną konstrukcję ze stopów kilku metali). Miał umożliwić komunikację ludziom bez zdolności parapsychicznych. A nie był to najbardziej spektakularny projekt naukowców. Biechtieriew do współpracy zaprosił znanego trenera zwierząt Władimira Durowa. Podczas doświadczeń treser miał przekazywać swym podopiecznym komendy za pośrednictwem myśli. Efekty eksperymentu zostały nawet uwiecznione kamerą!
Do dziś w rosyjskim muzeum Durowa można zobaczyć archiwalny film, gdzie psy, borsuki i indyki na jednej ze stacji kolejowych… zachowują się jak ludzie. Ze spokojem przesiadują w poczekalni, następnie ustawiają się na peronie, wchodzą do pociągu, a gdy ten odjeżdża, wychylają się przez otwarte okna. Trudno o lepszy pokaz manipulacji, jeszcze nie ludzką, ale zwierzęcą psychiką. Czy jednak nie było to zwyczajne kuglarstwo? Czy zwierząt po prostu nie wytresowano? Nie sposób dziś odpowiedzieć na to pytanie. Prace obydwu naukowców brutalnie przerwały komunistyczne służby. Jako pierwszy w 1928 r. został otruty Biechtieriew. Barczenko zginął w trakcie stalinowskich czystek 10 lat później.
Pojawili się jednak inni badacze ludzkiego mózgu, którzy mieli przyczynić się do stworzenia broni psychotronicznej: Leonid Wasiliew i Bernard Kaziński. Ten pierwszy uchodził za ucznia Biechtieriewa, jednak już w latach 30. przeprowadzał doświadczenia na własną rękę. Chciał udowodnić, że do łączności telepatycznej może dojść za pośrednictwem fal elektromagnetycznych. Kaziński rzekomo potwierdził w swych eksperymentach, że to możliwe, nawet pomimo fizycznych barier.
KRÓLIK W TRANSIE
Wybuch II wojny przerwał sowieckie prace nad metodami opanowania ludzkich umysłów. Jednak zaraz po zakończeniu działań frontowych, wrócono – głównie za sprawą Wasiliewa – do mrożącego krew w żyłach pomysłu. Sowieci dysponowali w tamtym czasie nie tylko wynikami własnych testów, ale w trakcie wojny wzbogacili się także o archiwa Ahnenerbe, nazistowskiej organizacji zajmującej się m.in. badaniami paranaukowymi. Pierwsze sygnały o niepokojących działaniach sowieckich naukowców dotarły na Zachód po 1954 r., gdy na drugą stronę żelaznej kurtyny przeszedł oficer KGB dr Mikołaj Kokow. Utrzymywał, że ZSRR przeprowadza próby, których celem było wykorzystanie zdolności paranormalnych do niszczenia pocisków, oślepiania systemów radarowych i zakłócania
pracy komputerów. Brzmiało to jak fantastyka, ale zaniepokoiło Amerykanów.
Zwłaszcza gdy dowiedzieli się o urządzeniu LIDA. Oficjalnie miało pomagać osobom z zaburzeniami neurotycznymi czy cierpiącym na bezsenność, lecząc ich impulsami wysyłanymi na odległość. LIDA – operując sygnałami radiowymi niskiej częstotliwości 40 MHz – miała wywoływać w ludziach stan przypominający trans. Być może została zastosowana już podczas wojny na Półwyspie Koreańskim w latach 50.! Potwierdzałyby to relacje amerykańskich jeńców, poddawanych torturom przez Koreańczyków.
Z opowieści weteranów wynikało, że mieli do czynienia z maszyną, która powodowała, że przesłuchiwany w danym momencie żołnierz był w pełni świadomy, słyszał i mówił, natomiast nie mógł zapanować nad odpowiedziami, których udzielał… Ostatecznie maszyna ta (albo to, co Sowieci chcieli, by na nią wyglądało) dostała się w ręce Amerykanów w latach 80. i to dzięki… wymianie medycznej pomiędzy ZSRR i USA! Do przetestowania otrzymał ją dr Ross Adey z kalifornijskiego Pettis Memorial Veterans Hospital. Ponieważ nie mógł sprawdzić działania urządzenia na człowieku, postanowił w miniaturowej klatce zamknąć kota i włączyć tajemnicze pudełko naszpikowane elektroniką.
Naukowiec był przerażony, gdy po 2 minutach spojrzał w oczy zwierzęcia. Były kompletnie puste, a kot przestał się ruszać. Gdyby nie wyłączył urządzenia, zwierzę mogłoby trwać w transie w nieskończoność. Po przerwaniu eksperymentu zaczęło zachowywać się normalnie. Trudno znaleźć wiarygodne źródła potwierdzające moc LIDA (patrz TAP2C). Jednym z niewielu jest informacja podana przez agencję Associated Press z maja 1983 r., opisująca eksperyment Adeya…
STRASZENIE ŻABĄ
Od lat 60. badania nad zdolnościami paranormalnymi prowadzono w ZSRR w 14 wyspecjalizowanych placówkach (za najbardziej strategiczne uchodziły Akademgorodok koło Nowosybirska, a także przyuczelniane w Moskwie czy Leningradzie). Najbardziej efektowne doświadczenia wykonywały pod okiem naukowców dwie kobiety – Ałła Wingradowa oraz Nina Kułagina. Zasłynęła szczególnie ta druga. „Eksperymenty z nią przeprowadzane były w warunkach laboratoryjnych, w pełnym świetle, a ich przebieg był filmowany. Kułagina, poruszając dłońmi, powodowała z odległości kilkunastu centymetrów odchylenie igły magnetycznej, przemieszczanie się niewielkich lekkich przedmiotów (np. zapałek, pudełek, kulek), również osłoniętych przezroczystym plastikowym pojemnikiem, wstrzymywała pracę serca żaby z odległości ok. 1 m” – pisze Krzysztof Boruń w „Tajemnicach parapsychologii”.
10 marca 1970 r. w leningradzkim laboratorium odbył się jeden z najbardziej znanych eksperymentów Kułaginy. Po tym, jak kobieta rzekomo posiadła umiejętność poruszania przedmiotami, naukowcy byli ciekawi, czy uda jej się sterować żywymi organizmami. Jak pisze Thelma Moss w dotyczącej parapsychologii książce „The body electric”, Rosjanka podobno próbowała wykorzystać swoją energię, aby zatrzymać pracę serca żaby pływającego w roztworze. Swoją wytężoną koncentracją miała sprawić, że mięsień zwierzęcia pracował raz szybciej, raz wolniej. Ile w tym prawdy? Owszem, zachowały
się filmy dokumentujące rzekome nadprzyrodzone umiejętności Kułaginy, ale już w 1965 r. zaczęły być podważane przez samych Rosjan. Instytut Metrologii im. D.I. Mendelejewa w Sankt Petersburgu zaprosił ją do powtórzenia eksperymentów. Zakończyły się totalnym blamażem kobiety, której nie pomagała nadprzyrodzona siła, ale… kawałki magnesu ukrytego w ubraniu. Nie przeszkodziło to władzom wysyłać na Zachód sygnały, że dysponują kolejną potężną bronią.
DZIĘCIOŁ PUKA DO DRZWI AMERYKI
Skandal na skalę międzynarodową wybuchł jednak dopiero w 1976 r. po tym, jak Rosjanie uruchomili siedem ogromnych nadajników na Ukrainie zasilanych przez elektrownię jądrową w Czarnobylu. Nadajniki o mocy 10 megawatów emitowały sygnał skrajnie niskiej częstotliwości 10 Hz, który skierowano na Zachód. Już po kilku miesiącach „New York Times” donosił o tym sygnale jako mającym negatywny wpływ na centralny układ nerwowy człowieka. Ruszyła lawina spekulacji i domysłów. Dodatkowo wzmocniła je publikacja znanego wówczas aktywisty ekologicznego Iry Eihorna, który straszył, że Rosjanie wdrożyli eksperyment związany z kontrolą umysłów.
Amerykanin starał się wykazać, że istnieje związek między falami mózgowymi a sygnałem wysyłanym z terenu dzisiejszej Ukrainy, nazwanym przez krótkofalowców „rosyjskim dzięciołem” (sygnał słyszalny w odbiornikach radiowych przypominał stukot dzięcioła). Eihorn ze swoimi spiskowymi teoriami został jednak szybko spacyfikowany, kiedy okazało się, że jest… mordercą (w 1977 r. zabił swoją partnerkę, jej ciało schował do szafy i pozostawił na kilka miesięcy). Ale nie był to koniec psychozy wokół rzekomych rosyjskich eksperymentów. W międzyczasie pojawił się bowiem nowy wątek. W 1976 r. media poinformowały, że od 15 lat Rosjanie „bombardują” ambasadę USA w Moskwie mikrofalami.
Celem ataku miały być urządzenia monitorujące usytuowane na dachu budynku, cierpieli jednak i ludzie. Zbiorowa histeria doprowadziła do tego, że Departament Stanu zlecił przeprowadzenie badań wszystkich pracowników placówki dyplomatycznej, którzy przewinęli się przez nią od 1960 r. Część z nich miała się uskarżać na dokuczliwe bóle głowy, dodatkowo wskazywano, że dwóch ambasadorów zmarło w tym czasie na raka. Coraz więcej osób było też przekonanych, że nadajniki stanowią rozwinięcie urządzenia LIDA.
Strona radziecka nigdy nie wyjaśniła, co działo się z amerykańską ambasadą. O sygnałach emitowanych z Ukrainy Kreml milczał aż do 1989 r. Wtedy w oficjalnym komunikacie Rosjanie stwierdzili, że to tylko system Duga-3 – część instalacji wczesnego ostrzegania przed rakietami balistycznymi. Ten „rosyjski dzięcioł” został wyłączony po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Także w krajach zachodnich prowadzono badania nad „bronią psychotroniczną”. Na przykład Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) wdrożyła brutalny program badań na ludziach MKULTRA, który wiązał się z wykorzystaniem różnych metod manipulowania ich stanami psychicznymi. „Jak wspomniano w publicznie dostępnych dokumentach, program do pewnego stopnia był motywowany analogicznym programem NKWD i korzystał z podobnych substancji psychotropowych i urządzeń technicznych” – pisze Serge Kernbach z Research Centre of Advanced Robotics and Environmental Science w Stuttgarcie.
Amerykanie korzystali m.in. z LSD, leków psychotropowych (temazepam), hipnozy. Na cały program składało się aż 149 projektów, aczkolwiek trudno byłoby wszystkie dokładnie opisać, ponieważ większość dokumentacji związanej z MKULTRA została zniszczona przez Richarda Helmsa, szefa CIA, prawdopodobnie
w 1973 r. (czyli tuż przed końcem jego urzędowania na tym stanowisku). W odróżnieniu od projektów Amerykanów prawdziwe działania Sowietów długo pozostawały dla historyków zagadką. Zmieniła to dopiero publikacja raportu wspomnianego Kernbacha „Niekonwecjonalne badania w ZSRR i Rosji” (2013).
Autor przedstawił istotę zjawiska na podstawie zebranych artykułów z czasopism technicznych oraz dokumentów odtajnionych w latach 90. Według naukowca badania prowadzone w Związku Radzieckim, a następnie Rosji mogły pochłonąć nawet 1 mld dolarów. Jego zdaniem zakończyły się w 2003 r.; pozostało
500 osób zaangażowanych w rozwój psychotroniki. Czy rzeczywiście okazały się skuteczne w zdobyciu władzy nad ciałami i umysłami? Czy Rosja będzie chciała ich użyć przeciw swoim oponentom? W wywiadzie udzielonym w 2007 r. dziennikowi „Komsomolskaja Prawda” gen. FSB Borys Ratnikow straszył wprawdzie bronią psychotroniczną, ale przyznał, że nigdy jej nie widział. Może więc wszystkie doniesienia są tylko kontynuacją propagandy z czasów zimnej wojny, a Putin nie zamieni nas w zombie?