Mamy to szczęście, że nasza planeta chroniona jest przez swoiste pole magnetyczne. Docierając w pobliże Ziemi, naładowane cząstki napotykają linie pola magnetycznego i nie uderzają w powierzchnię naszej planety, a wzdłuż tych linii kierują się ku biegunom magnetycznym naszej planety, gdzie opadając ku powierzchni, uderzają w cząsteczki naszej atmosfery, prowadząc do powstania wielobarwnej zorzy polarnej widocznej z powierzchni naszej planety, szczególnie w obszarze okołobiegunowym.
Nie wszędzie jednak pole magnetyczne naszej planety jest równie silne, a tym samym nad pewnymi regionami naszej planety zorze polarne są wyraźnie słabsze.
Czytaj także: Pomarańczowe zorze polarne nad Wielką Brytanią. To prawdziwa rzadkość
Takim regionem jest tzw. anomalia południowoatlantycka, która obejmuje część południowego Oceanu Atlantyckiego oraz Ameryki Południowej. Różnica jest tam na tyle duża, że to właśnie tam naładowane cząstki ze Słońca przedzierają się przez magnetosferę i znajdujący się znacznie bliżej powierzchni Ziemi wewnętrzny pas Van Allena i docierają w głębsze warstwy atmosfery Ziemi. Doskonale zresztą odczuwają to satelity znajdujące się na niskiej orbicie okołoziemskiej i przelatujące nad tym regionem. Zainstalowane na ich pokładzie instrumenty rejestrują tam zwykle wyższe poziomy promieniowania jonizującego.
W najnowszym artykule naukowym opublikowanym w periodyku Geophysical Research Letters zespół naukowców z Uniwersytetu Pekińskiego opisuje dowody na to, że słabsze pole magnetyczne w rejonie anomalii południowoatlantyckiej wpływa także na intensywność zórz polarnych widocznych w okolicach okołobiegunowych na półkuli południowej.
Dowodami są w tym przypadku dane obserwacyjne zebrane za pomocą instrumentu ACMag zainstalowanego na pokładzie krążącego 836 km nad powierzchnią Ziemi chińskiego satelity Fengyun-3E, który trafił na orbitę okołoziemską w 2021 roku. Głównym zadaniem tego instrumentu jest monitorowanie zmian pola magnetycznego Ziemi.
Czytaj także: James Webb odkrywa zorze polarne na… samotnym brązowym karle. Jak to możliwe?
Prowadzone przez ostatnie niemal dwa lata obserwacje wskazują wyraźnie, że południowe zorze polarne (aurora australis, odpowiednik aurora borealis na północy) są znacznie słabsze w rejonie zarysowanym przez kształt anomalii. To samo widoczne jest zresztą w danych zbieranych przez inne satelity np. w zakresie promieniowania ultrafioletowego, np. instrument SSUSI na satelicie meteorologicznym DMSP. Niewykluczone zresztą, że to osłabienie intensywności zorzy polarnej jest widoczne także w zakresie promieniowania widzialnego i jest widoczne z powierzchni Ziemi. Wniosek ten opiera się na tym, że zwykle w zorzach polarnych promieniowanie ultrafioletowe i widzialne zachowują się bardzo podobnie.
Wbrew pozorom jednak jest tutaj wciąż więcej pytań niż odpowiedzi. Naukowcy wskazują bowiem, że interakcje między magnetosferą a materią docierającą do orbity Ziemi ze Słońca nie są wyłącznie jednostronne. Całkiem możliwe także, że odchylenia w zachowaniu magnetosfery naszej planety wpływają na strumień wysokoenergetycznych cząstek ze Słońca. Dokładniejsze zbadanie tych interakcji wciąż jeszcze przed nami.