Eksperci NASA twierdzą, że chmura dymu, który dostał się do stratosfery, okrąży Ziemię i ponownie powróci nad Australię. Niewykluczone, że takich „rund” będzie więcej niż jedna.
To ważne nie tylko dla Australii, ale dla wszystkich kontynentów. Zawieszony w powietrzu dym będzie wpływał na zmianę warunków atmosferycznych krajów, nad którymi będzie akurat przepływał.
– Dym znajdujący się w stratosferze może przemieszczać się tysiące kilometrów od swojego źródła, wpływając na warunki atmosferyczne na całym świecie – twierdzi NASA.
Wszystko dlatego, że niespotykana skala pożarów doprowadziła do zaburzeń pogodowych i powstania tzw. pirokumulonimbusów.
„Duża ilość ciepła emitowanego znad płomieni porusza masy powietrzne w górę, powodując zmiany w atmosferze. W efekcie tworzy się tzw. pirokumulonimbus, czyli masywna chmura, która może potencjalnie wywoływać deszcz. (…) Niestety, na styku nowo powstałej chmury i powietrza poza nią, istnieje duże ryzyko wyładowań atmosferycznych, które mogą powodować kolejne pożary” – podaje portal ecoreactor.org.
Schemat powstawania pirokumulonimbusów (fot. Bureau of Meteorology, Victoria)
Zgodnie z obserwacjami amerykańskiej agencji chmury dymu w okolicach Nowego Roku znajdowały się nad Ameryką Południową, 8 stycznia przesunęły się w rejon równika, a obecnie znajdują się nad Nową Zelandią.
NASA ostrzega, że skala pożarów w Australii nie pozostanie bez wpływu na zmiany klimatyczne i zapowiada dalsze obserwacje skutków kataklizmu.
– Skutki tych zdarzeń, niezależnie od tego, czy dym zapewnia ochłodzenie, czy ocieplenie, jest obecnie przedmiotem intensywnych badań – zapewniają.
Wideo, na którym możecie zobaczyć przepływ chmur dymu znajdziecie tutaj.