Lato 1968 roku było w Portugalii wyjątkowo upalne. 79-letni premier Portugalii António de Oliveira Salazar, którego rządy trwały nieprzerwanie od 1932 roku, schronił się przed skwarem w Forcie Santo António w Estoril, kilkanaście kilometrów od Lizbony. Upały łatwiej było znieść blisko morza. Kolejne dni mijały Salazarowi na pracy. Na początku sierpnia doszło jednak do brzemiennego w skutki wypadku. Salazar siedział na leżaku, czytał gazetę, a pedicurzysta zajął się pielęgnacją jego stóp. Niestety krzesło z jakiegoś powodu się złożyło, a polityk upadł i uderzył głową w kamienną posadzkę. Wstał bez żadnego problemu i wrócił do lektury. Któż mógł wtedy przypuszczać, że niefortunny upadek uruchomi lawinę zdarzeń, które zakończą najdłuższą niekomunistyczną dyktaturę XX-wiecznej Europy?
TITANIC TONIE, A BAL TRWA
Dr Eduardo Coelho, osobisty lekarz Salazara, dowiedział się o bagatelizowanym przez dyktatora uderzeniu dopiero kilka dni później. Nie stwierdził żadnych niepokojących objawów, ale ostrzegł, że mogą się pojawić w ciągu najbliższych tygodni. Rzeczywiście, dyktator zaczął wkrótce narzekać na luki w pamięci i bóle głowy. Gorzej władał też prawą nogą. W czasie następnej wizyty, 6 września, dr Coelho był pewien, że to krwiak mózgu i uznał, że potrzebna jest natychmiastowa operacja.
Traf chciał, że jak co roku do swojej portugalskiej posiadłości w Alcoitão (również w Estoril) przyjechał kilka dni wcześniej boliwijski milioner Antenor Patiño. I właśnie 6 września Patiño wydał przyjęcie, które zapamiętano w Portugalii jako „bal stulecia”. Nie dlatego, że był bardziej wystawny niż poprzednie, ale dlatego, że do dziś – obok upadku z krzesła – kojarzy się on Portugalczykom z początkiem końca rządów Salazara. W balu wzięli udział najbliżsi współpracownicy dyktatora, a także przedsiębiorcy, którzy najbardziej korzystali na istnieniu reżimu. Wszyscy bawili się w najlepsze jak na Titanicu, podczas gdy w odległości zaledwie kilkunastu kilometrów, w Szpitalu Czerwonego Krzyża w Lizbonie, Salazara właśnie przewożono na stół operacyjny.
Co ciekawe, Salazar podobno bardzo się interesował przebiegiem przyjęcia wydanego przez Patiño. Na chwilę przed operacją miał nawet zapytać o to, co dzieje się na balu. Zresztą, mimo że oficjalnie zabronił ministrom uczestniczenia w tego typu wydarzeniach, ponieważ trwała krwawa wojna w koloniach, na przyjęciu u Patiño aż roiło się od członków rządu. Jednak nie wszyscy wiedzieli o zdrowotnych kłopotach dyktatora.
DRAMAT CZY FARSA
Operacja uratowała Salazarowi życie, ale jego najbliżsi współpracownicy, m.in. prezydent Portugalii admirał Américo Thomaz, uznali dość szybko, że nie nadaje się już do rządzenia. 26 września 1968 roku chory Salazar został zastąpiony na stanowisku szefa rządu przez Marcello Caetano. Salazar nie był świadomy tej zmiany do samego końca! Jego współpracownicy do jego śmierci w 1970 roku nie zająknęli się przy nim słowem o nowym premierze. Otoczenie dyktatora przez prawie dwa lata odgrywało przed nim teatr, udając, że polityk nadal rządzi Portugalią. Stał się praktycznie więźniem reżimu, który sam wcześniej stworzył, odseparowanym od świata w premierowskim pałacyku São Bento.
WOJNA W KOLONIACHZaczęła się od rewolty w Angoli w 1961 roku, gdzie Unia Ludów Angoli (po port. UPA, przemianowana później na FNLA) zaczęła atakować portugalskich osadników. W 1963 r. wojna przeniosła się do Gwinei, a rok później do Mozambiku. W międzyczasie, w grudniu 1961 roku, Indie siłą zajęły Goa, Damão i Diu (od 450 lat portugalskie enklawy nad Morzem Arabskim), których zwrotu domagały się od Portugalii od dawna. Salazar chciał bronić portugalskich posiadłości do końca. Wojna w koloniach trwała zresztą nawet po jego śmierci, pochłaniając co roku połowę budżetu Portugalii. W 1973 roku w armii zawiązał się Movimento das Forças Armadas, który rok później doprowadził do obalenia reżimu. Wkrótce skończyła się też wojna w koloniach. Niepodległość zyskały: Angola, Mozambik, Gwinea Bissau, Wyspy Zielonego Przylądka i Wyspa św. Tomasza, a do Portugalii wróciło kilkaset tysięcy osadników.
Byli ministrowie przychodzili do niego po instrukcje, a kiedy pielęgniarki czytały Salazarowi gazety, pomijały fragmenty, w których mogła być mowa o nowym rządzie. Według francuskiego dziennikarza gazety „L’Aurore” Rolanda Faure, który spotkał się z dyktatorem rok po operacji, Salazar nie mógł nawet oglądać TV i słuchać radia. Politycy tłumaczyli mu, że to dla jego dobra i że wymaga tego terapia.
W pałacyku pojawiali się też jego bliżsi i dalsi krewni, jego przyjaciel kardynał Cerejeira, a nawet francuska pisarka Christine Garnier, która wcześniej napisała o dyktatorze książkę pt. „Wakacje z Salazarem”. Wszyscy mieli jednak zakaz wyjawienia Salazarowi prawdy na temat jego sytuacji i – o dziwo – trzymali się tej strategii do końca. Nie mógł się za to z nią pogodzić osobisty lekarz Salazara dr Coelho. Jak się okazało, sporządzał szczegółowe notatki z przebiegu rekonwalescencji Salazara, z rozmów, które z nim przeprowadzał, i ze spotkań, które odbywały się w pałacu.
Lekarza António Macieira Coelho w książce „Salazar. Koniec i śmierć”. Rzucają nowe światło na ostatnie miesiące życia dyktatora i demaskują obłudę i tchórzostwo jego dawnych współpracowników. Dr Eduardo Coelho nie waha się oskarżyć ich o co najmniej złą wolę i zdradę przyjaciela, bo – jak wspominał – sam Salazar nie miał zamiaru rezygnować ze stanowiska. Kiedy więc wrócił do jakiej takiej formy, należały mu się według Coelho przynajmniej jakieś wyjaśnienia. Sam walczył o zdrowie swojego pacjenta jak lew i dlatego pisze wprost, że 6 września to on wymusił na otoczeniu Salazara przeprowadzenie operacji. „Tamtej nocy to ja uratowałem Salazara” – czytamy w jego notatkach, sporządzanych od września 1968 roku do śmierci dyktatora, czyli do lipca 1970 roku.
Ze wspomnień lekarza wyłania się obraz spanikowanego reżimu, który działa bez planu i robi wszystko, żeby dyktator nie mógł już wrócić do władzy. Ten obraz mocno różni się od dotychczasowego dość powszechnego w Portugalii przekonania, że Salazara oszukiwano z litości, żeby go nie załamać w i tak trudnej dla niego sytuacji. Jego lekarz najwyraźniej w taką wersję zdarzeń mocno wątpił.
AMERYKANIN W LIZBONIE
6 września dr Coelho otrzymał od Salazara zgodę na zorganizowanie zespołu, który zaopiekuje się chorym. Specjaliści, których cenił dr Coelho, byli niestety na wakacjach, udało mu się za to skontaktować z dr. António Vasconcelos Marquesem. Okazało się jednak, że ten neurochirurg z Lizbony po zbadaniu chorego nie chciał podjąć się operacji. Być może obawiał się związanej z nią odpowiedzialności, głośno wyraził jednak opinię, że diagnoza Coelho jest błędna. W obecności członków rządu, którzy stanęli po stronie dr. Marquesa, wywiązała się między lekarzami karczemna awantura. Co ciekawe, do tej pory Portugalczycy uważali, że to dr Marques zdiagnozował krwiaka. Tymczasem neurochirurg nie dość, że grał na zwłokę, to jeszcze domagał się za operację gigantycznego wynagrodzenia, co osobistemu lekarzowi Salazara wydawało się co najmniej niehonorowe. Co kierowało członkami rządu i prezydentem, którzy z ulgą przyjęli opór Marquesa i niechętnie odnieśli się do propozycji natychmiastowego przeprowadzenia operacji? Dr Coelho nie rozstrzyga, czy chcieli skorzystać z nadarzającej się okazji i pozbyć się szefa, jest jednak ich postawą głęboko poruszony…
Tamtej nocy sprowadzono do Salazara kolejnego neurochirurga, który doszedł do wniosku, że premier cierpi na zakrzepicę tętnicy szyjnej i też wykluczył operację. Dr Coelho uparł się jednak i udało mu się wywalczyć zgodę prezydenta na zabieg. Liczyła się każda godzina, dlatego nie dano Salazarowi czasu na sporządzenie testamentu. Operacja potwierdziła obawy dr. Coelho. Gdyby nie jego upór, Salazar zmarłby tej samej nocy, co napisał w swoim raporcie również amerykański neurochirurg prof. Houston Merritt, który z inicjatywy portugalskiego rządu badał później Salazara.
Po operacji Salazar dość szybko wracał do formy. Minął zaledwie tydzień i lekarze spodziewali się, że będzie mógł opuścić szpital. Niestety 16 września dostał wylewu i zapadł w śpiączkę. Zaczęły się kolejne nerwowe konsultacje prezydenta z lekarzami. Równocześnie do Lizbony zjechali dziennikarze z całego świata, spodziewając się – jak zapisał dr Coelho w notatkach – antyreżimowej rewolucji. Nic się jednak takiego nie zdarzyło. Salazar nadal walczył o życie, a 26 września jego miejsce zajął Marcello Caetano, znany konstytucjonalista od początku związany z Estado Novo [patrz Kim był Salazar]. Jeszcze w latach 50. zyskał reputację reżimowego liberała. Z Caetano wiązano więc nadzieje na zmiany.
DYKTATOR OCENZUROWANY
W listopadzie chory obudził się ze śpiączki. Salazar zadziwiająco szybko dochodził do siebie, za to w tym samym czasie kłopoty zaczął mieć dr Coelho. Wpływowym politykom zależało najwyraźniej, by go zdymisjonować. Ostatecznie dr Coelho interweniował u prezydenta i zachował stanowisko, mimo to intrygi wokół jego osoby nie ustały. Jego telefon był podsłuchiwany. Tymczasem Salazar – co sam wielokrotnie powtarzał w obecności innych znajomych – ufał już tylko jemu.
Przez kolejny rok dr Coelho obserwował odgrywaną przed Salazarem polityczną farsę. Prezydent Thomaz w czasie wizyt straszył dyktatora, opowiadając o rozmiarach wylewu, którego doznał, a równocześnie byli ministrowie spędzali u niego po kilka godzin, dyskutując na temat reorganizacji rządu (Salazar planował ją jeszcze przed wypadkiem). Tymczasem rząd ograniczył kontakty dr. Coelho z prasą i zakazał upubliczniania biuletynów, które mogłyby informować opinię publiczną o wyraźnych postępach w rekonwalescencji pacjenta. Nawet amerykański neurochirurg Merritt przewidział, że Salazar będzie mógł znów chodzić, ale nie nagłośniono jego diagnozy. Jak zanotował dr Coelho 15 stycznia 1969 roku, Salazar „padł ofiarą… cenzury”. Zresztą specyficznej, ponieważ rządowi nie chodziło najwyraźniej o to, aby ukryć informacje o chorobie dyktatora – tak jak choćby wielu komunistycznym reżimom – tylko wręcz ją wyolbrzymić. I tak, w dzień 80. urodzin Salazara, 28 kwietnia 1969 roku, telewizyjne wiadomości pokazały go na balkonie, podtrzymywanego przez pielęgniarki, a później nadały jego przemówienie, które odczytał bardzo słabym głosem, siedząc w fotelu. Według Jaime’a Nogueiry Pinto, dziennikarza publicznej telewizji, który pamięta tamte czasy, była to makiaweliczna próba pokazania słabości dyktatora, co miało przekonać opinię publiczną, że Salazar już nie wróci. Udała się. Wielu portugalskich historyków uznaje emisję orędzia Salazara z 1969 roku za symboliczny koniec jego politycznej kariery.
Reżim rozdzierały wówczas konflikty między zwolennikami relatywnie postępowego Caetano i ultrakonserwatystami, dlatego ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, był polityczny powrót Salazara. Jak mówi „FH” Miguel Pinheiro, autor książki „Najdłuższa noc” (port. A Noite Mais Longa), opisującej głośne przyjęcie Patiño i zawirowania polityczne związane z chorobą premiera, jeśli premier Caetano miał nocne koszmary, z pewnością występował w nich powracający do zdrowia dyktator. Zresztą wbrew temu, co twierdzą współcześni portugalscy politycy, Salazar cieszył się olbrzymią popularnością w społeczeństwie. Pamiętano przede wszystkim dyplomatyczną zręczność, z jaką uchronił kraj przed wojną. Niewielu Portugalczyków życzyło mu więc źle. Nie wiedzieli, że dni dyktatora są policzone.
KIM BYŁ SALAZAR?Urodził się w ubogiej rodzinie w 1889 roku we wsi Vimeiro, w północnej Portugalii. Jak sam mówił, pochodził „z nizin, z ludu”. Wstąpił do seminarium duchownego i przyjął niższe święcenia, ale zrezygnował z kariery duchownego i zaczął studia ekonomiczne i prawnicze na Uniwersytecie w Coimbrze. W 1918 roku został uznanym profesorem tej uczelni. W 1921 roku związał się z Partią Chrześcijańsko-Demokratyczną i został wybrany do Zgromadzenia Narodowego, ale szybko złożył mandat, zdegustowany parlamentaryzmem. Ówczesna republikańska Portugalia mogła zresztą zniechęcić nawet największych zwolenników demokracji. W ciągu kilkunastu lat jej istnienia rządziło 10 prezydentów, powołano 52 gabinety, doszło do 24 rewolt i powstań. Być może właśnie tamte doświadczenia sprawiły, że w stworzonym przez Salazara Estado Novo władza ustawodawcza była słaba, pełniła tylko rolę doradczą dla rządu. W 1928 roku Salazar został ministrem finansów, a w 1932 roku premierem. Udało mu się w latach 30. zlikwidować inflację, zrównoważyć budżet i spłacić długi. W ten sposób na długo umocnił swoją pozycję. Właściwie samodzielnie podejmował wszystkie ważne dla kraju decyzje (w Portugalii istniał również urząd prezydenta, który pełnił funkcję wyłącznie reprezentacyjną). Salazar był katolickim konserwatystą, antykomunistą, antydemokratą, korporacjonistą i nacjonalistą. Bronił portugalskiego dziedzictwa kolonialnego do końca. Fanatycznie wręcz strzegł niezależności Portugalii na arenie międzynarodowej, odrzucając m.in. plan Marshalla, w obawie przed ograniczeniem suwerenności kraju. W czasie wojny podejrzewano go zarówno o sprzyjanie Hitlerowi, jak i o faworyzowanie Brytyjczyków. Czas wojny to jednak okres największych sukcesów dyplomatycznych Salazara, któremu po ogłoszeniu neutralności (2 września 1939 roku) udało się uchronić Portugalię przed zniszczeniami.
NIE CHCIELI SPRAWIAĆ PRZYKROŚCI
Czy Salazar mógł więc paść ofiarą zamachu stanu? Dr Coelho nie znalazł na to dowodów. Inna sprawa, że nie byłaby to pierwsza próba pozbycia się dyktatora. Wiosną 1961 roku minister obrony gen. Júlio Botelho Moniz planował przegłosowanie wniosku o wotum nieufności wobec premiera w czasie posiedzenia Rady Obrony (w Angoli trwała już wtedy rewolta). Jednak Salazar nie pojawił się na posiedzeniu i wkrótce to on zdymisjonował generała. Historycy uważają, że był to jeden z najniebezpieczniejszych momentów w karierze dyktatora. Trudno znaleźć jednak jakieś dowody na to, że kilka lat później ktoś próbował np. przyspieszyć koniec Salazara. „Odsunięcie Salazara od polityki zostało sprowokowane przez naturalny bieg rzeczy. Dla wszystkich było jasne, że Salazar nie był już fizycznie w stanie rządzić i nie chcieli mu po prostu sprawiać przykrości” – tłumaczy za-chowanie współpracowników dyktatora Pinheiro. Podobnie myśli pisarz i historyk prof. Paulo Otero z Uniwersytetu w Lizbonie, który w 2008 roku wydał książkę „Ostatnie miesiące Salazara” (port. Os Últimos Meses de Salazar). Otero uważa, że prezydent Thomaz po prostu nie znalazł w sobie odwagi, żeby powiedzieć Salazarowi prawdę. „Nie chciał mu odbierać nadziei na wyzdrowienie” – tłumaczy profesor. Być może więc współpracownicy Salazara wybrali strategię na przeczekanie – tym bardziej że dyktator nie miał wcześniej silnych konkurentów, nie wyznaczył też żadnego następcy. Teoretycznie nikt mu nie zagrażał. „Jedyną osobą, która mogła mieć interes w zawiązaniu jakiegoś spisku, był Marcello Caetano, ale akurat on nie był na tyle silny i wpływowy, żeby coś takiego przeprowadzić” – uważa Pinheiro.
Według historyków zmiany w Portugalii musiały zresztą prędzej czy później nastąpić, ponieważ wojna w koloniach stawała się wśród Portugalczyków coraz bardziej niepopularna. Jej koszty pochłaniały połowę budżetu państwa, ginęło coraz więcej żołnierzy. W wojsku powstał lewicowy ruch dążący do zakończenia kolonialnej jatki. W 1974 roku to właśnie wojsko rozpoczęło rewolucję.
Salazar do końca bronił – jak mówił – portugalskiego dziedzictwa w Afryce. Często rozmawiał o tym ze swoim lekarzem, podkreślając m.in., że różni się od Amerykanów w ocenie tego, co dzieje się w Angoli i Mozambiku. Dr Coelho wspomina te rozmowy z rozmysłem, ponieważ Salazar wykazywał się w nich jasnością umysłu i dobrą pamięcią. Kiedy polityk czuł się lepiej, pracował nawet przy biurku, a ze swoim osobistym lekarzem prowadził polityczne dysputy. Komentował m.in. roszczenia Hiszpanów, którzy domagali się od Brytyjczyków zwrotu Gibraltaru. Salazar zauważył, że jeśli się im uda, to on głośno upomni się o Olivençę, małe miasto leżące na spornym terytorium portugalsko-hiszpańskim w prowincji Badajoz. Zdarzało się, że rozważał drugowojenne błędy popełnione przez Amerykanów, którzy – jego zdaniem – powinni byli dotrzeć do Berlina przed Sowietami.
TAK SIĘ NIE ROBI…
Rząd podtrzymywał tymczasem swoją strategię nieinformowania społeczeństwa o lepszej kondycji zdrowotnej Salazara i utrzymywania go w przekonaniu, że to on wciąż decyduje o losach kraju. Więcej informacji przekazywała prasa zagraniczna, m.in. „L’Aurore” – francuska gazeta dostępna również w Portugalii. Jej dziennikarze ujawnili rządową mistyfikację. Z tekstu Rolanda Faure, który spotkał się z Salazarem, wynikało, że nadal czuje się on premierem. Gazeta przytoczyła też słowa prezydenta Thomaza, który o byłym premierze mówił: „człowiek przeszłości”.
Farsa trwała do samego końca. Pałac, w którym rezydował Salazar, stał się twierdzą. Mogły tam wchodzić tylko osoby autoryzowane przez prezydenta, który notabene, mimo próśb Salazara, odwiedzał go coraz rzadziej. Dopiero w czerwcu 1970 roku, kilka tygodni przed śmiercią, Salazar dał do zrozumienia, że zaczyna rozumieć całą sytuację. „Nie mówią mi już o sprawach polityki, nic mi nie mówią. Postąpili ze mną bardzo źle. Jeśli wykorzystali moją chorobę, żeby się ode mnie odsunąć… Tak się nie robi” – miał wyznać pod koniec życia swojej… gospodyni. Salazar, opuszczony i bardzo samotny, umarł w lipcu 1970 roku. Dr Coelho zanotował wtedy w swoim dzienniku, że „dawni ministrowie Salazara, ludzie, których osobiście awansował na najwyższe państwowe stanowiska, nie udzielili mu potrzebnego wsparcia, zostawili go i właśnie to skróciło mu życie. Zrobili z niego więźnia samego siebie”.