Im więcej w naszym życiu technologii i im mniej natury, tym bardziej mechanistycznie myślimy o nas samych. Koncept człowieka-maszyny może jednak ograniczyć umysł, jak zdaje się sądzić XIX-wieczny angielski filozof John Stuart Mill. Maszyna to automat do wykonywania określonych czynności, czyli znacznie mniej niż człowiek. Znacznie mniej nawet niż drzewo.
Czy na pewno jesteśmy tego dzisiaj świadomi? Czy przypadkiem nie oceniamy siebie i nie jesteśmy oceniani na podstawie jednego kryterium: skuteczności, z jaką wykonujemy nasze zadania? I to nie tylko w pracy, ale także w domu. W rozmaitych badaniach, w których pytano Polki o pożądane cechy ich partnerów życiowych, na czołowym miejscu do niedawna znajdowała się zaradność, wyrażona takimi parametrami jak umiejętność naprawy cieknącego kranu w kuchni (pokolenie dzisiejszych trzydziestolatek podobno bardziej ceni umiejętność aktywnego słuchania, ufff).
Szczególnie łatwo przyjąć mechanistyczną perspektywę w korporacji. Skutki bywają marne. Choćby takie, że niektóre korporacje wypełnione są ludźmi, których większość werbalnej aktywności służy przekonaniu innych, jak dużo i jak ważnych zadań mają na głowie. Są tak zajęci tym przekonywaniem, że nie starcza im czasu, by porozmawiać o tym, jak te zadania wykonać. Nie mogą być szczęśliwi. Nie mogą być nawet na dłuższą metę skuteczni. Bo człowiek to nie maszynka do zadań, a jednak korporacyjny młyn często tak go traktuje. Gorzej niż rośliny, których do tego stopnia nie doceniamy, że spece od psychologii percepcji i antropologii kulturowej ukuli nawet termin „ślepota na roślinność”. W korporacyjnym tartaku częściej jesteśmy ściętymi balami niż rosnącymi swobodnie drzewami.
Jak to zmienić? Jak zwykle, najlepiej od wewnątrz. Pomyślmy czasem o sobie jako o drzewie, a nie jak o maszynie. Dzięki temu lepiej zniesiemy swoje słabości i szybciej wybaczymy sobie, że nie zawsze wszystko nam się udaje. Bo drzewo, jak pisze Mill, wzrasta na wszystkie strony, w zgodzie z wewnętrzną witalnością, a nie wymogami otoczenia. Wzrasta swobodnie, trochę chaotycznie, a jego gałęzie wcale nie układają się w proste geometryczne wzory. Drzewo nie służy też tylko do rodzenia owoców. Czasem daje cień. Czasem oparcie dla nóg ptaka. A czasem nie daje nikomu nic. Po prostu jest i to mu wystarczy. Nie musi usprawiedliwiać swojego istnienia pożytkiem dla kogokolwiek. Jego ostatecznym usprawiedliwieniem jest to, że jest. Że stanowi część wielkiego procesu życia.
Perfekcjonizm dlatego tak wyniszcza psychikę, prowadząc choćby do wypalenia albo depresji, że jest serią prób zaspokojenia niezaspokajalnej potrzeby usprawiedliwiania swojego istnienia. Tymczasem człowiek nie musi usprawiedliwiać tego, że jest. „Tak jak drzewa i gwiazdy masz prawo być tutaj” – pisze autor Dezyderaty. Jesteś jak drzewo, rośnij jak drzewo. Nie ucinaj swoich własnych gałęzi tylko dlatego, że przeszkadzają innym w ich koncepcji tego, jak ma wyglądać krajobraz. Dostrój się do procesu życia, a nie do zachcianek innych. Bo proces życia płynie także w tobie. Będąc drzewem, nie kalecz siebie samego, ale także nie trać czasu na podlewanie martwych gałęzi. Traktuj się z czułością najdelikatniejszego ogrodnika, który kocha swoje rośliny i wie, że czasem trzeba przyciąć coś, co obumarło. Czy możliwa jest czułość wobec siebie samego bez patosu i ckliwości?.
Natura człowieka nie jest taka jak maszyny (…), ale taka jak natura drzewa, które wymaga od siebie samego wzrastania i rozwoju na wszystkie strony John Stuart Mill