Czym jest druga fala?
Jeśli liczba nowych zakażeń spada, a następnie znowu rośnie, to pojawia się fala. Ale nie każdy taki skok to od razu nowa fala epidemii. Co prawda nie ma oficjalnej i jednej konkretnej definicji dla drugiej fali, jednak wirusolodzy i epidemiolodzy są zgodni, że głównym wyznacznikiem jest opanowanie początkowej sytuacji.
Aby móc powiedzieć, że pierwsza fala epidemii się skończyła, trzeba opanować wirusa. A krzywa zachorowań powinna się wypłaszczyć. Dopiero po tym czasie, gdy ponownie będziemy mieć do czynienia ze stałym codziennym wzrostem nowych przypadków, będzie można mówić o nadejściu drugiej fali.
Z drugą falą nie borykają się Nowa Zelandia czy Pekin, gdzie po kilkudziesięciu dniach bez nowych zakażeń potwierdzono kilka odosobnionych nowych przypadków. Niektórzy twierdzą, że Iran może byś pierwszym krajem, który spełnia warunki do ogłoszenia drugiej fali zachorowań.
Czy druga fala na pewno się pojawi?
Odpowiedź w większości zależy od naszych decyzji i zachowania tzw. reżimu sanitarnego. W związku z tym, że obostrzenia w większości krajów są coraz bardziej śmiało znoszone, istnieje duże ryzyko, że druga fala faktycznie nadejdzie.
Potencjał jest wyraźnie widoczny, bo wirus wciąż istnieje i jest nie mniej śmiercionośny lub zakaźny niż na początku 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia. Wciąż nie wiadomo, jak wielu ludzi zostało zakażonych i uzyskało odporność oraz na ile silna i jak długotrwała jest ta odporność.
– Dowody wskazują, że ogromna większość ludzi jest nadal podatna na zakażenie – mówi dr Adam Kucharski z London School of Hygiene and Tropical Medicine. Nie wyklucza, że będziemy musieli zaczynać walkę z koronawirusem od nowa.
Co może wywołać drugą falę?
Przede wszystkim zbyt szybko zniesione ograniczenia i zbytnie poluzowanie zakazów. Blokady spowodowały ogromne problemy na całym świecie – problemy gospodarcze, lawinowo rosnące bezrobocie, zamknięte szkoły i uniwersytety. Wiadomo, że taka sytuacja nie mogła być utrzymywana zbyt długo. Jednak tam, gdzie to możliwe nada powinno stosować się dystans, pracę zdalną i unikanie kontaktów w zbyt dużych grupach.
Środki ostrożności są stopniowo zmieniane – obostrzenia łagodzone, za to wprowadzane śledzenia kontaktów lub obowiązek zakrywania twarzy.
Ważne jest szybkie reagowanie i w razie nowych wybuchów regionalne i tymczasowe ponowne wprowadzanie blokad i zakazów. W przeciwnym razie przyczyniają się do drugiej fali.
Czy druga fala będzie taka sama jak pierwsza?
Jeśli tak, to będzie znaczyło, że światowe wysiłki w walce z pandemią były niewystarczające. Wartość R, czyli współczynnik zakażeń obrazujący ile nowych osób zakaża średnio jeden chory, na początku epidemii wynosił 3. Co za tym idzie – rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
Ale dzięki wprowadzonym zmianom, a także naszemu rozsądkowi – dbaniu o higienę, dystans i unikanie tłumów – współczynnik R znacząco spadł.
Zdaniem doktora Kucharskiego żaden kraj nie wróci do etapu, na którym R wynosiło 3 punkty. Jeśli liczba przypadków zacznie ponownie rosnąć, prawdopodobnie będzie to stosunkowo powolny wzrost.
Jednak druga fala – teoretycznie – może być większa niż pierwsza. Z dwóch powodów – wciąż wielu ludzi jest podatnych na zakażenia oraz czujność społeczna została uśpiona, bo przyzwyczailiśmy się do koronawirusa.
Kiedy nastąpi druga fala? Czy zima pogorszy sytuację?
Dr Kurcharski twierdzi, że druga fala epidemii nie jest „gwarantowana”, choć rozumie obawy, że może nadejść wraz z jesienią lub zimą. Inni eksperci twierdzą, że w niektórych rejonach druga fala może pojawić się jeszcze w sierpniu bądź na początku września.
Teoria, że chłodna pogoda wpłynie na większe rozprzestrzenianie się koronawirusa SARS-CoV-2 jest oparta na obserwacji innych koronawirusów, które łatwiej przenoszą się zimą i jesienią – porach roku charakterystycznych też dla sezonowej grypy.
– Wiosna niewątpliwie nam pomogła. Druga fala jest prawie nieunikniona, szczególnie gdy zbliżamy się do miesięcy zimowych. Wyzwaniem dla rządu jest upewnienie się, że szczyt zachorowań nie będzie tak duży, żeby przeciążyć system opieki zdrowotnej – ocenia z kolei prof. Jonathan Ball, wirusolog z University of Nottingham.
Czy wirus stanie się łagodniejszy i nie będzie już problemem?
Jednym z argumentów na łagodzenie wirusa ma być twierdzenie, że koronawirus staje się mniej niebezpieczny, ponieważ ewoluuje. Teoria głosi, że wirusy będą się dalej rozprzestrzeniać, dopóki nie zabiją swoich gospodarzy. A zatem stają się łagodniejsze, aby dłużej „żerować” na ludziach.
Ponad sześć miesięcy od wybuchu epidemii w Wuhan, nie ma wyraźnych dowodów na to, że wirus zmutował, aby łatwiej się rozprzestrzeniać lub stać się mniej śmiertelnym.
– Myślę, że wirus ma się w tej chwili bardzo dobrze. Ludzie często mają bardzo łagodne lub bezobjawowe zakażenia. Jeśli może się przenosić, nie ma powodu, aby wyobrażać sobie, że koronawirus powinien stać się łagodniejszy – podkreśla prof. Ball.