KHRONOS i Mission Master wykażą, jak wiele sensu ma połączenie dwóch różnych dronów
Bezzałogowce narodziły się naturalnie w sektorze wojskowym i choć opinia publiczna zaczęła dowiadywać się o nich najwięcej dopiero w ostatnich latach, to nowoczesne drony wszelakiej maści są już wykorzystywane od kilku dekad. Ich rola jest z kolei niezmiennie ta sama – zastąpić załogowe systemy i udostępnić w konkretnych sektorach te możliwości, które są albo kompletnie niedostępne, albo zbyt ryzykowane dla platform załogowych. Mowa o lotach trwających kilkadziesiąt godzin, żmudnych patrolach, czy badania nieznanego terenu w poszukiwaniu wrogów, czy pułapek.
Czytaj też: Były szef Google’a tajnym konsultantem armii. Będzie odpowiadał za drony nowej generacji
Sprawa ma się dokładnie tak samo z koncepcją łączenia ze sobą różnych typów dronów, bo takie połączenia mają uzupełniać się i tworzyć tym samym komplementarny, ale jednocześnie możliwie najbardziej niezależny system. Przykład? Najnowszy owoc współpracy między firmą Elistar a Rheinmetall Canada, który wprawdzie bardzo ściśle połączył dwa różne sprzęty, ale w jego przypadku utrata drona nie oznacza zniszczenia całego systemu.
Czytaj też: Amerykański niszczyciel zestrzelił 14 wrogich dronów. Pokaz siły to mało powiedziane
Wspomniany projekt sprowadza się do połączenia kołowego bezzałogowca naziemnego z bezzałogowcem latającym typu quadkopter. W grę wchodzi w pełni zautomatyzowany dron KHRONOS, który to został dosłownie połączony za pośrednictwem łącza z 8-kołowym przedstawicielem rodziny Mission Master. W praktyce użycie takiego systemu jest proste. Pojazd naziemny wykorzystuje swój silnik diesla w formie generatora, który zapewnia energię akumulatorom i silnikowi elektrycznemu, aby rozpędzać się do 40 km/h i docierać do konkretnego miejsca w odległości do maksymalnie 450 km.
Czytaj też: To nie X-Wing z “Gwiezdnych wojen”, a dron kamikadze. Rosjanie planują użyć go już niebawem
Na tym pojeździe znalazł się “dron w pudełku”, czyli 30-kg KHRONOS firmy Elistair, który zamiast latać w pełni samodzielnie, robi użytek z przewodu, łączącego go z samym pojazdem. Dzięki temu dron uzyskuje ciągle dostęp do energii elektrycznej bez znacznego zwiększania swojej wagi, przekazuje dane znacznie potężniejszemu systemowi drona naziemnego oraz nie emituje żadnych częstotliwości radiowych. Wszystko to przy ciągłej możliwości podglądania najbliższego otoczenia w promieniu do 10 kilometrów bez względu na porę dnia. Wprawdzie w tego typu projektach ciągle problemem jest ryzyko zaplątania się uwięzi o przeszkody, ale problem ten mają niwelować wysoce zautomatyzowane systemy oraz potrzeba minimalnego udziału człowieka w operacjach z udziałem takiego duetu. Faktyczny sens tego połączenia zostanie wykazany dopiero w nadchodzących testach, ale sam dron zostanie dostarczony pierwszym klientom jeszcze w tym miesiącu.