Wielkim problemem dla badaczy zajmujących się naszą własną galaktyką jest to, że… jesteśmy jej częścią. Może to brzmieć nieco absurdalnie, lecz ma solidne podstawy, ponieważ astronomowie – chcąc przyjrzeć się Drodze Mlecznej – musieliby mieć teleskopy rozmieszczone poza jej granicami. Ze względu na ograniczenia dotyczące podróży kosmicznych jest to niemożliwe, a naukowcy muszą szukać innych sposobów na poznawanie tajemnic naszej galaktyki.
Czytaj też: Teleskop Jamesa Webba odkrywa setki bezdomnych planet. Ile ich tam jest?
Jednym z takowych jest śledzenie innych, wykazujących podobieństwo. Jedną z nich jest właśnie ceers-2112. Mowa o galaktyce spiralnej z poprzeczką, co przywodzi na myśl strukturę Drogi Mlecznej. Zdaniem astronomów owa poprzeczka kieruje gaz do centrum naszej galaktyki, co ma korzystny wpływ na napędzanie zjawiska narodzin młodych gwiazd.
Członkowie zespołu badawczego stojący za publikacją, która trafiła niedawno na łamy Nature próbowali wyjaśnić, czy galaktyki spiralne z poprzeczkami były powszechnie spotykane już przed miliardami lat czy też zaczęły powstawać dopiero stosunkowo niedawno. Szukając odpowiedzi na to pytanie, autorzy wykorzystali Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.
Droga Mleczna to galaktyka spiralna z poprzeczką. Ceers-2112 wydaje się identyczna, choć powstała wkrótce po Wielkim Wybuchu
Jak zauważa Luca Costantin z Centro de Astrobiología w Madrycie, galaktyki podobne do naszej istniały już 11,7 miliarda lat temu. Wszechświat miał wtedy zaledwie 15 procent swojego życia. Dzięki zaawansowaniu technologicznemu JWST, którego naukowa misja rozpoczęła się w lipcu ubiegłego roku, naukowcy mogli zebrać znacznie więcej światła wyemitowanego przed miliardami lat. Ceers-2112, obserwowana przy przesunięciu ku czerwieni wynoszącym 3, stanowi kluczowy dowód w śledztwie poświęconym galaktykom spiralnym z poprzeczkami.
Skoro z modeli kosmologicznych wynika, że takie struktury nie powinny istnieć na pierwszych etapach istnienia wszechświata, a rzeczywistość sugeruje coś zgoła odmiennego, to najwyraźniej trzeba zmienić wykorzystywane modele. Albo przynajmniej wprowadzić do nich poprawki. I właśnie nad tym zastanawiają się badacze, którzy będą próbowali wyjaśnić, jaki składnik był do tej pory pomijany.
Czytaj też: Nie Księżyc i nie Mars. To na Enceladusie powinniśmy skupić najwięcej uwagi
Może się okazać, że przy okazji dojdzie do istotnych zmian w kontekście badań nad ciemną materią. Ta, choć niemożliwa do bezpośredniego zaobserwowania, może odpowiadać za nawet 85% masy całego wszechświata. Skąd w ogóle wiemy o jej istnieniu? Dzięki grawitacyjnemu wpływowi ciemnej materii na tę widzialną. I choć do tej pory zakładano, że ta pierwsza odegrała kluczową rolę w napędzaniu ewolucji wszechświata, to ostatnie doniesienia sugerują, jakoby było odwrotnie. Innymi słowy, to zwykła materia najprawdopodobniej była najważniejsza dla kształtowania wydarzeń następujących po Wielkim Wybuchu.