Dreame L10s Ultra był duży? No to nie widzieliście L20 Ultra
Może nie tyle sam Dreame L10s Ultra, co cały zestaw, wliczając w to przede wszystkim stację czyszcząco-ładująco-płukająco… itd. Była ona bardzo duża, znacznie większa niż w przypadku chyba wszystkich robotów sprzątających na rynku. Okazuje się, że stacja może być jeszcze większa, ale to na szczęście nie jest tylko samo powiększenie budy.
Dzięki powiększeniu obudowy we wnętrzu znalazły się większe pojemniki na wodę – czystą i brudną, większy pojemnik z detergentem i mam wrażenie, że jakby nico większy worek na kurz, obok którego znalazło się miejsce na przechowanie worka zapasowego. To właśnie wszystkie te elementy znajdują się w zamkniętej części konstrukcji.
W dolnej części mamy garaż dla robota oraz miejsce czyszczenia i suszenia podkładek mopa. Sam odkurzacz w dużym stopniu nie różni się od większości konstrukcji obecnych na rynku. Wystający czujnik Lidar na górze, amortyzowany przód, szczotka boczna, wyjmowany pojemnik na kurz, amortyzowane koła, ale wyróżniającym elementem jest ruchome mocowanie podkładek mocujących. Do czego jeszcze będziemy wracać.
Czytaj też: Xiaomi ma kłopoty. Operatorzy w tym kraju zaprzestają sprzedaży urządzeń producenta
To, jak Dreame L20 Ultra tworzy mapy to czysta poezja
Chyba nic nie zrewolucjonizowało robotów odkurzających, jak dodanie do nich czujnika Lidar. Dzięki niemu proces mapowania wnętrz przestał być męczący i czasochłonny. Ale po kolei, najpierw parowanie, choć to w przypadku Dreame L20 Ultra też jest prosta czynność. Wystarczy postępować według instrukcji w aplikacji Dreame Home w celu połączenia odkurzacza z domową siecią Wi-Fi.
Później czas na mapowanie. Pamiętam jak czasochłonny był to proces w odkurzaczach bez czujnika Lidar. W końcu sam od 2020 roku korzystam z Roomby i7+, która działa właśnie w ten sposób. Zmapowanie mieszkania oznacza w nim konieczność przeczesania każdego wnętrza, ściana po ścianie, mebel po meblu… A później wystarczy tylko lekko zmienić ich ustawienie i cały proces trzeba powtórzyć. Dzisiaj czujniki Lidar znajdziemy już w odkurzaczach za 1500 zł i to zdecydowanie zmieniło cały proces mapowania. Dreame L20 Ultra używałem w dwóch mieszkaniach. W jednym, na potrzeby nagrania wideorecenzji, która niedługo się u nas pojawi, mapowanie trwało mniej niż 10 minut. W moim mieszkaniu o katalogowej powierzchni ok 60 m2 trwało to… tyle samo.
Do stworzenia mapy Dreame L20 Ultra nie potrzebuje przejeżdżać całego mieszkania. On je dosłownie ogląda i na tej podstawie w czasie rzeczywistym tworzy dokładną mapę. Całe urządzenie, w połączeniu z szeregiem czujników, jest na tyle mądre, że nie musi dojeżdżać do końca korytarza, żeby zobaczyć ścianę na jego końcu. On bardzo dobrze widzi ją z kilku metrów, nie musi jej oglądać z bliska. Jedyne co, to czujniki niezmiennie głupieją przy lustrach, traktując widoczne w nich odbicie jako część mieszkania, ale to można w prosty sposób skorygować po zakończeniu mapowania.
Czytaj też: Test Tronsmart Bang Max, czyli imprezowego głośnika z funkcją karaoke
Liczba opcji sprzątania Dreame L20 Ultra przyprawia o zawrót głowy
Czasy odkurzaczy, w których wciskamy guzik i się odkurza są dawno za nami, ale to, co oferuje Dreame L20 Ultra to poziom, jakiego jeszcze nie widziałem. Zacznijmy od funkcji bardziej przyziemnych. Nie zabrakło tu opcji odkurzania według kolejności pomieszczeń, albo w wybranej strefie. Możemy odkurzać, mopować, albo mopować po odkurzaniu i do tego możemy wybrać poziom ssania lub ilość wykorzystywanej do mopowania wody. Oczywiście mamy możliwość ustawiania różnych harmonogramów sprzątania, o konkretnych godzinach, w wybranych pomieszczeniach itd. Dalej jest już tylko ciekawiej.
Dreame L20 Ultra ma trzy tryby sprzątania. Pierwszy to sprzątania niestandardowe, gdzie sami wskazujemy pomieszczenia lub powierzchnię do sprzątania i możemy ustawić poszczególne parametry. Do tego mamy dwa tryby w pełni automatyczne – codzienny oraz ostateczny. Tak, on faktycznie nazywa się trybem ostatecznym. Czym się od siebie różnią? Oczywiście dokładnością, ale i czasem sprzątania. Zazwyczaj w trybie ostatecznym sprzątanie trwa mniej więcej dwa razy dłużej, za to faktycznie jest dokładniejsze. Oprócz tego w trybie mopowania możemy wybrać, uwaga, materiał podłogi i ustawić kierunek jej ułożenia. Dzięki temu robot dopasuje styl mopowania do płytek lub parkietu i kierunku jego ułożenia i tak dopasuje sprzątanie, aby go nie uszkodzić. Kosmos! Możemy to ustawić osobno dla każdego pomieszczenia.
Przy tym wszystkim możliwość zdalnego sterowania robotem wraz z podglądem widoku z wbudowanej kamer wydaje się wręcz czymś oczywistym.
Nie tylko możliwości ustawień, sprzątanie Dreame L20 Ultra też robi wrażenie
Dreame L20 Ultra trafił do mnie w idealnym momencie. Było to tuż po targach IFA, gdzie przez tydzień moje mieszkanie służyło jako baza wypadowo-przeładunkowa dla dwóch osób, a głównym domownikiem był kot z długą sierścią. Nie ma co ukrywać – działo się. W zasadzie po dwóch przejazdach podłogi były perfekcyjnie czyste, wliczając w to wszystkie kąty, do których odkurzacz miał dostęp.
W kwestii odkurzania raczej niewiele da się na rynku poprawić i pod tym względem Dreame L20 Ultra spisuje się wzorowo. Automatycznie zwiększa moc ssania po wjeździe na dywan, ładnie wymiata kurz wzdłuż ścian i zaskakująco dobrze radzi sobie z małymi, rozsypanymi rzeczami. Nie rozrzuca ich na boki i np. rozsypany ryż wciąga na poziomie solidnego 9/10.
Znacznie więcej dzieje się w kwestii mopowania. Pomijając wspomniane dopasowanie kierunku, mamy tu świetną funkcję wysuwania podkładki do boku (jednej podkładki). Wygląda to trochę jak słynna poza Elżbiety Jaworowicz w Sprawie dla reportera, bo podkładka wysuwa się faktycznie bardzo mocno. Dzięki temu Dreame L20 Ultra nie tylko sięga mopem do trudniej dostępnych miejsce, ale jest w stanie dosłownie wyczyścić również listwy przypodłogowe. A to już zupełnie nowy poziom autonomicznego sprzątania. Do tego robot potrafi bardzo często czyścić podkładki mopujące. Przy ustawieniu dokładniejszego sprzątania robi to praktycznie po każdym pomieszczeniu, a przy większych lub bardziej zabrudzonych nawet dwukrotnie.
Wadą Dreame L10s Ultra było to, że zbyt nisko unosił podkładki mopujące przed wjazdem na dywan, przez co zdarzało mu się go zamoczyć. Szczególnie w przypadku dywanów z dłuższym włosiem. W Dreame L20 Ultra rozwiązano ten problem w najprostszy możliwy sposób. Robot przed wjazdem na dywan wraca do stacji, zostawia w niej podkładki mopujące i wraca do sprzątania. Genialne w swojej prostocie.
Odkurzacz w trybie mopowania zaskakująco dobrze radzi sobie z usuwaniem plam. Nie mówię tu o zbieraniu np. rozlanego soku, bo to nie do tego służy. Ale jeśli już taki sok zostawi po sobie zaschniętą plamę, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie ona w całości wytarta. To zasługa bardzo szybko wirujących podkładek.
Czytaj też: Ta ustawa może zmienić branżę smartfonów na zawsze. Kalifornia dąży do poważnych zmian
Krótko o hałasie i czasu pracy
Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy Dreame L20 Ultra jest głośny. Na dwóch najwyższych poziomach mocy ssania tak, wyraźnie hałasuje, natomiast w trybie standardowym jest to poziom porównywalny z innymi robotami i spokojnie można np. w trakcie odkurzania oglądać film. Mopowanie jest niemal bezgłośne, a w jego trakcie największy hałas pojawia się wtedy, kiedy robot przejeżdża z pomieszczenia do pomieszczenia.
Czas pracy jest wzorowy. Jednorazowe odkurzenie i mopowanie podłóg w 60-metrowym mieszkaniu ani razu nie rozładowało mi akumulatora poniżej 60%.
Jak Dreame L20 Ultra radzi sobie z przeszkodami i czy ma jakieś wady?
Dreame L20 Ultra na ogół bardzo dobrze rozpoznaje przeszkody i oznacza je na mapie w trakcie sprzątania, a także może nam wysyłać zdjęcia wykrytych obiektów i możemy oznaczyć, czy rozpoznał je prawidłowo. Dzięki temu robot stale się uczy. Zdarza mu się jednak czasem pociągnąć za sobą pojedynczy kabel i dosłownie raz zdarzyło mi się, że za mocno przyrumakował w kierunku dywaniku w łazience, zawijając go pod siebie. Poza tym z przeszkodami radzi sobie bardzo dobrze i co najważniejsze, nie zawiesza się na nich. Stara się je ominąć, a kiedy widzi, że nie jest w stanie tego zrobić, zwyczajnie odpuszcza sprzątania obszaru znajdującego się za obiektem zagradzającym drogę.
W mediach społecznościowych dostałem pytanie o to, jak Dreame L20 Ultra radzi sobie z rozsypanymi klockami. Jeśli mówimy o małych klockach LEGO, to pojedynczy klocek zazwyczaj zostanie wciągnięty. Ale już przy rozsypanej większej kupce, robot na ogół ją omija. Powinien też w podobny sposób postąpić ze zwierzęcymi odchodami, ale na szczęście mam pod tym względem bardzo ułożonego kota, więc nie miałem okazji tego sprawdzić.
Dreame niestety nadal nie poradził sobie z problemem suszenia podkładek. To znaczy są suszone bardzo dobrze i dokładnie, do tego możemy wybrać, w jakim czasie mają się suszyć, ale miejsce suszenia lubi się brudzić i warto raz na jakiś czas wyjąć znajdującą się tam podkładkę i ją umyć, podobnie jak zawór, za pomocą którego robot wymienia wodę. Co warto dodać, robot sam informuje nas co jakiś czas, że warto to miejsce wyczyścić.
Dreame L20 Ultra to odkurzacz bardziej ostateczny, niż jego poprzednik
Bardzo chwaliłem Dreame L10s Ultra, ale jego następca jest zwyczajnie lepszy. Na tyle, że zamieniając starszy model na nowszy na pewno od razu poczujecie różnicę. Choć do takiej zmiany może zniechęcać cena, bo ta nadal jest bardzo wysoka i wynosi 5499 zł. Dużo, to nie jest sprzęt dla każdego, ale też nie jest to najdroższy robot odkurzający na rynku, a te droższe niekoniecznie bywają lepsze. Niemniej jest to świetny sprzęt z najwyższej półki dla najbardziej wymagających, który powinien sprostać zdecydowanej większości stawianych mu wymagań.