„Pani wszystkiego, siła wymowy, jakże jest sławna i boska” – mawiał najsłynniejszy rzymski mówca Cyceron. Czuje się pan jego uczniem?
– To trochę odległa epoka. Bardziej czuję się uczniem moich mistrzów ze szkoły teatralnej: Zbigniewa Zapasiewicza i Gustawa Holoubka. Ich technika pracy z ciałem i słowem do tej pory mnie inspiruje. Mówienie tak, żeby ludzie słuchali, to trudna sztuka, wymaga wiedzy, determinacji, znakomitej techniki i pokory. Bo mówienie jest też słuchaniem, a mądre słuchanie najbardziej wysublimowaną formą mówienia. Większość występujących szuka sposobu, jak coś powiedzieć, dotrzeć do zabieganych ludzi i spowodować, żeby tu i teraz skupili się i posłuchali z uwagą. Podstawowy błąd to głębokie przekonanie o tym, że wiedza, którą chcemy przekazać, jest na tyle ważna, odkrywcza i fascynująca, iż słuchacze nocami marzą, by ją zgłębić. Menedżer przekonany o swojej nieomylności, mający – jego zdaniem – do przekazania prawdy istotne, niemal objawione, najczęściej wbrew własnym intencjom obraża audytorium.
Przygniata słuchaczy ciężarem informacji, których oni nie potrafią udźwignąć, wobec tego siedzą i milczą, cierpiąc.
– A ich procesy myślowe są równie dynamiczne jak w stanie śpiączki. Przecież nie o to chodzi. Dobry mówca ma dystans, wdzięczność i pokorę. Potrafi w kilka minut dotrzeć do najbardziej znudzonego słuchacza. Posługuje się m.in. szczególnym rodzajem gestykulacji i mimiki, ważny jest dla niego język ciała. Wyraz twarzy u większości słuchaczy po kolejnej prezentacji na konferencji jest podobny i komunikuje: „zrób to szybko i zostaw mnie w spokoju”. Jeżeli przyjmiemy podobny „zawodowy” wyraz twarzy, to między nami a słuchaczami nic się nie wydarzy.
Podczas prezentacji trzeba robić miny?
– Nie, ale trzeba uruchomić mimikę, to znakomity kanał komunikacji, wyrazisty i trudny do kontrolowania, zatem niebezpieczny dla prezentera, bo się odkrywa – ludzie widzą nasze emocje, myśli i stosunek do poruszanych tematów. Często lęk przed wystąpieniem powoduje, że szukamy „bezpiecznych” sposobów komunikowania się ze słuchaczami. Ukrywamy się za maską nie naszej twarzy (ubogiej mimiki), za faktami i prawami ogólnymi, oczekując w zamian otwartości i entuzjazmu. Tymczasem to nie działa. Istotą techniki, o której mówimy, jest dialog, w którym głównym – choć zazwyczaj milczącym – rozmówcą jest słuchacz. Mimika to ważny element tego dialogu. Ja zazwyczaj gimnastykuję twarz przed wystąpieniem. Bardziej wyrazista mimika poprawia i personalizuje kontakt.
Co z gestykulacją? Jest pan zwolennikiem pokazywania oooogroooomnego zysku i maciupkiej porażki?
– Jestem entuzjastą techniki kontrapunktu, czyli używania kontrastu. Gest w kontrapunkcie oznacza umiejętność gestykulowania w sposób niekoniecznie podkreślający wprost znaczenie słowa. W 99 na 100 podręczników do prezentacji będzie napisane: „Podkreśl szeroką gestykulacją wielkość sukcesu, wielkiej podwyżki, a malutką – małych kłopotów”. A to jest mechanizm określany mianem tautologii. Tak już nawet nie mówimy do dzieci.
Podam przykład z mojego życia: niedawno spotkaliśmy się z przyjacielem, który przeżywał rodzinną tragedię, zmarli mu rodzice. Podczas spotkania poinformował nas o tym, uśmiechając się. Dlaczego się uśmiechał? Bo mu nie zależało? Przeciwnie. Wiedział, że nie może wprost okazać żalu i ogromu straty, że żadne słowa i tak nie wyrażą głębi bólu i uczuć, że nie wytrzyma nadmiaru emocji. Wylałyby się z niego, rozpłakałby się i nie byłby w stanie się pozbierać. Uśmiechał się więc, ponieważ jego żal był głębszy niż sposób, w jaki mógłby go wyrazić. Tak pokazał szacunek do rodziców, do siebie, a my natychmiast go zrozumieliśmy i współczuliśmy mu. To był właśnie kontrapunkt. Gdyby pozwolił sobie na tautologię, pewnie byśmy to zrozumieli, ale nie byłoby to tak głębokie.
Co słuchaczom prezentacji daje kontrapunkt?
– Pokazuje, że szukamy głębszego sensu, że to, o czym mówimy, jest istotniejsze niż słowa, które to opisują. Kiedy przypomnimy sobie wyjątkowe przypadki z naszego życia, okazuje się, że w 9 na 10 przypadków działamy w kontrapunkcie. Przestrzegam przed banalnym komunikowaniem istotnych treści, mówieniem o sukcesach i uśmiechaniem się w tym samym czasie. Bywa, że jest to odbierane jako prosta technika i próba manipulacji. Co oczywiście nie oznacza, że nie powinniśmy się uśmiechać, mówiąc o pozytywnych emocjach i sukcesach. Większość ludzi tak robi i to wcale nie dlatego, że „tak czuje”, lecz dlatego, że „tak się powinno”. Wychodząc przed grupę ludzi, zazwyczaj się uśmiechamy (to też kontrapunkt).
Używając kontrapunktu do zbudowania wyrazistego obrazu w głowach słuchaczy, opartego na wyobraźni i świecie osób, z którymi rozmawiam, ja tylko daję impuls, jestem wyzwalaczem procesu. To zazwyczaj budzi zainteresowanie, ludzie mają poczucie „własności procesu”, wolności wyboru; to oni są mądrzejsi, nie muszą się konfrontować z egotycznym światem prezentera, który ma na wszystko receptę.
Mało co tak dynamizuje pracę wyobraźni jak używanie kontrapunktu. Technicznie wygląda to np. tak, że opisuję jakiś element, używając intensywnego tempa w sferze werbalnej i jednocześnie zwalniam tempo wykonywania gestu.
A jakby pan opowiedział o wieeeeeelkim sukcesie w kontrapunkcie?
– Jeżeli zależałoby mi na osiągnięciu efektu „dużego” sukcesu, użyłbym kontrapunktu w geście i sferze werbalnej, zacząłbym od porażki, od błędu, który np. ja popełniłem, użyłbym techniki „wpadka”. Zacząłbym narracyjnie od sytuacji trudnej, konfliktowej, w czasie teraźniejszym, z konkretną datą i okolicznościami. Może opowiem o moich początkach mówcy: „Warszawa, gmach Politechniki: stoję przed audytorium, ale nie potrafię wydusić z siebie słowa, bardzo chcę, wiem, że muszę i… nie mówię nic. Drżą mi nogi, w końcu wyduszam z siebie nieporadne, kanciaste zdania, po chwili orientuję się, że nikt mnie nie słucha”.
Pauza, zatrzymuję historię w momencie najbardziej dramatycznym: „Jest 12. minuta mojego wystąpienia, trzy osoby wychodzą. Czuję, że to koniec” – tutaj robię lukę czasową. „To było kilka lat temu. Teraz stoję przed wami. Chcę wam podziękować za radość, jaką dają mi wystąpienia publiczne, i za wasze wsparcie, dzięki któremu ta radość jest możliwa”. Technika „wpadki” jest metodą narracyjną, a do niej jesteśmy przyzwyczajeni, znamy ją z książek, telewizji, filmów. Zastosowana potem „technika serialowa”, czyli upływ czasu i postawienie bohatera w innym miejscu, także ubarwia, dynamizuje wypowiedź i jest dobrze przyjmowana.
A co z tymi 3 minutami na dotarcie do słuchacza?
– To czas dostrojenia. Tak jak w filharmonii sekcja smyczkowa dostraja się do pierwszych skrzypiec i odwrotnie. Proszę zwrócić uwagę, że zawodowcy, z których większość ma słuch absolutny, przed koncertem słuchają się nawzajem, dostrajają do siebie, żeby zagrać razem. W biznesie dostrojenie odbywa się często przed wystąpieniem lub na samym jego początku, od czasu do czasu zresztą warto wracać do tej techniki. Jeżeli w ciągu półtorej minuty po rozpoczęciu prelekcji nie nastąpi jakaś wyraźna interakcja (śmiech, pytanie ze strony publiczności, życzliwy komentarz), to zły znak. Jeżeli nastąpi, oznacza to: jesteśmy dostrojeni, gramy w tej samej tonacji.
Kolejnym krokiem jest zawarcie kontraktu psychologicznego z audytorium, który określa głębokość relacji, pokazuje, na ile jesteśmy otwarci i czego oczekujemy. To chyba najdelikatniejsza część wystąpienia – powinna nastąpić najpóźniej do trzeciej minuty od rozpoczęcia. Wielu prezenterów popełnia błąd zbytniego dystansowania się od słuchaczy lub wręcz przeciwnie: ujawniają intymne fakty ze swojego życia, ocierając się o ekshibicjonizm. Tymczasem chodzi o jasny sygnał: jestem otwarty i oczekuję tego samego od was. Przyznanie się do lęku obniża jego uciążliwość, zbliża nas do słuchaczy i buduje więź. Większość ludzi tego nie robi, dając silny sygnał: „Ja czegoś od was chcę, ale sam jestem zamknięty i przestraszony”.
Jak zakończyć wystąpienie?
– Na przykład czymś, co nazywam „pomostem na przyszłość”. Technika ta pozwala przenieść słuchaczy „back to the future”. Jest pokazaniem tęsknoty za rozwiązaniami, których pragniemy. Jeżeli mówimy o finansach, warto powiedzieć, jak chcielibyśmy, żeby nasze dzieci radziły sobie z instytucjami finansowymi, rzecz jasna – lepiej niż my.
ROZGRZEWANIE APARATU MOWY
Ta sekwencja 25 ćwiczeń twarzy to tzw. rozgrzewka logopedyczna. Przed wystąpieniem należy przed lustrem wykonać całą sekwencję w ciągu 3-4 min. W ten sposób przygotowujemy mięśnie i ścięgna twarzy do pracy.
OTWARTOŚĆ
Swobodna postawa, nogi w lekkim rozkroku, łokcie są blisko ciała, dłonie wyciągnięte w stronę słuchacza, to postawa idealna do „dostrajania się” z publicznością.
TOCZENIE KULI
Układamy ręce w taki sposób, żeby „uformowały” idealną kulę. Toczymy ją wolno, l icząc przy tym dwa razy szybciej , niż „toczymy” kulę. i na odwrót: toczymy gestem kulę szybko, a liczymy dwa razy wolniej. Podobnie już podczas wystąpienia, jeżeli chcemy opowiedzieć o jakimś dramatycznym wydarzeniu, np. wypadku samochodowym. Wtedy pokazujemy szybką jazdę w zwolnionym tempie, mówiąc bardzo szybko, a kończymy bardzo wolno, ale przyśpieszając gest.