Niektórzy ze zwykłego samochodu chcą zrobić wyścigowy, inni luksusowe auto przerabiają na starego grata. Tuning ma wiele twarzy
Ostatni krzyk mody to tzw. rat style cars i rosts – żargonowo pojazdy zardzewiałe, graty. To propozycja dla tych, którzy nie boją się wytykania palcami na ulicy i uwag „o jaki wstrętny zardzewialec”. W tej odmianie tuningu właściwie wszystko jest dozwolone: dziurawe poszycie, wykwity rdzy wychodzącej spod puchnącego ze starości lakieru, ba, można mieć karoserię całkowicie pozbawioną farby i podkładu. To zupełne przeciwieństwo maszyn ze spoilerami i wychuchaną tapicerką. Samochody tego typu bywają malowane matowym czarnym lub szarym lakierem, mają zaniedbane kabiny, ale zawsze są w pełni sprawne technicznie!
TUNINGOWY HEIMAT
Wciąż jednak większość amatorów tuningu woli ulepszać i upiększać swoje auta niż je postarzać. Ojczyzną dostrajania samochodów są Niemcy. Cały ten proceder zaczął się od wymiany zderzaków na takie, które wyglądają bardziej „rasowo i wyczynowo”. W latach 80. XX wieku można było na tym zbić majątek, czego dowodem jest Zender – niegdysiejsza firma tuningowa z małej miejscowości Mülheim-Kärlich, która zyskała pieniądze i sławę dzięki… dobrym zderzakom do VW Golfa.
Wśród najważniejszych „tunerów” na pewno warto wymienić firmy Carlsson (modyfikacje Mercedesów), Hamann Motorsport (poprawki BMW, Range Roverów, Porsche, Aston Martinów, a nawet Lamborghini), Oettinger (zmiany w autach grupy VW) czy Steimetz (specjalizacja: Opel). Każda z nich ma wiernych klientów, którzy w swoich nowych autach wymieniają zderzaki, grille, dokładają spoilery, metalowe nakładki na pedały, a zwykłe koła zamieniają na alufelgi z oponami o niskim profilu, ale dużej średnicy. Proste zmiany to koszt kilkuset euro, bardziej skomplikowane zabiegi są znacznie droższe. Dość powiedzieć, że auta ekspozycyjne z Hamann Motorsport kosztują od 129 do nawet 300 tysięcy euro (ceny dotyczą samochodów marki Porsche i to bez przebiegu). Bardzo dużo, ale na wymarzone auto Niemcy potrafią wydać jeszcze więcej. Wystarczy, że zamówią poprawki mechaniczne u Brabusa czy w AMG. Te dwie firmy specjalizują się w poważnym tuningu Mercedesów (Brabus poprawia nawet Maybachy). Tuning AMG jest uznawany przez centralę ze Stuttgartu – Mercedes udziela oficjalnej gwarancji na wszystkie operacje wykonywane przez mechaników z małej manufaktury z Affalterbach.
Mercedesy ze znaczkiem AMG lub auta z logo Brabusa to marzenie wielbicieli mocy. Z prostego powodu – każdy AMG czy Brabus ma naprawdę dużo koni pod maską. Taki na przykład Mercedes AMG klasy C dysponuje ośmioma cylindrami i osiąga moc… 457 KM, a to przecież zwykłe auto klasy średniej. Sportowy AMG SL65 Black Series ma 670 koni i generuje 1000 niutonometrów momentu obrotowego. Na co dzień takie auta można spotkać na wyścigach Formuły 1 – AMG pełnią rolę tzw. safety cars (aut bezpieczeństwa).
Przyda się również informacja o kilku rekordach Brabusa. Przerobiony przez tę firmę Mercedes CLS jest obecnie najszybszym seryjnym, dopuszczonym do ruchu sedanem – auto o nazwie Brabus Rocket może rozpędzić się aż do 366 km/godz. Nieco wolniej jeździ poprawiony przez Brabusa Maybach – piękna i superwygodna limuzyna dzięki dodaniu sprężarek jeździ 330 km/godz.
Wady AMG i Brabusa? Znowu wracamy na Ziemię i mówimy – cena. To naprawdę drogie auta. Nas zaszokował Brabus SLR McLaren: kosztuje ponad pół miliona euro.
MARZENIA DRIFTERÓW
Co to jest drifting? W ten sposób nazywa się jazdę kontrolowanymi poślizgami, w czym mistrzami są podobno Japończycy. Wizja szalonego palenia gum na zakrętach nieco kłóci się z naszym stereotypem, że za kółkiem Japończycy są spokojni i delikatni, ale faktom nie da się zaprzeczyć – obywatele Kraju Kwitnącej Wiśni kochają szybką i niebezpieczną jazdę bokami. Ci najlepsi startują w zawodach i zyskują sławę godną profesjonalnych sportowców, reszta – tuninguje swoje auta w stylu sportowym. Co to znaczy? A to, że Japończycy bardzo chętnie dodają mocy do swoich silników, stosują specjalne sportowe układy dolotowe, montują klatki bezpieczeństwa i sztywne niby-rajdowe pasy. Przeróbki zawieszenia i hamulców uzupełnia specyficzny wygląd – japoński tuning to jaskrawy „neonowy” lakier, wypolerowane felgi, szerokie opony i obniżone zawieszenie.
WIEJSKI CZY POLSKI?
Na koniec można byłoby zadać sobie pytanie: czy i jaki jest tuning po polsku? Też lubimy dostrajanie i dajemy zarobić zachodnim firmom tuningowym. Kłopot jednak w tym, że z pieniędzmi u naszych fanów tuningu bywa różnie. Tym można wytłumaczyć fenomen „wiejskiego tuningu”, czyli – w skrócie – tandetnego przerabiania tanich aut za zbyt małe pieniądze. Efekty są tragiczne i do obejrzenia na prawie każdej ulicy. Czy polski-wiejski tuning może się podobać? Dlaczego nie: brzydota też może mieć klasę.