Niczym Iron Dome 2.0, czyli nowatorski pomysł Trumpa na ochronę USA
Prezydent Donald Trump zapowiedział właśnie nowy ambitny projekt obrony przeciwrakietowej o nazwie Iron Dome, ale nie myślcie, że to ot plan integracji izraelskiego systemu na ziemiach USA. Wersja amerykańska to znacznie większa koncepcja, bo wielowarstwowa tarcza oparta na satelitach, która ma chronić Amerykanów przed nowoczesnymi zagrożeniami. Plan koncentruje się bowiem na zagrożeniach związanych z pociskami balistycznymi, hipersonicznymi i manewrującymi, ale nie obejmuje dronów, które w ostatnich latach stały się kluczowym elementem nowoczesnej wojny. Nie jest to również tylko gadanie, bo dekret wykonawczy Trumpa wyznaczył już osiem kluczowych elementów, które mają stanowić podstawę nowej tarczy przeciwrakietowej.
Czytaj też: Przeleci nad frontem i rozstawi siatkę dronów. Armia USA ma wyjątkowy plan
W dekrecie znajdziemy informacje, że nowy system ma:
- gwarantować ochronę przed pociskami balistycznymi, hipersonicznymi i manewrującymi
- przyspieszyć rozmieszczenie kosmicznych sensorów do śledzenia i przechwytywania zagrożeń
- rozwinąć kosmiczne systemy przechwytujące o zdolności niszczenia rakiet w fazie startu.
- rozbudować naziemne systemy obrony przeciwrakietowej
- wzmocnić zdolności walki elektronicznej i cybernetycznej
- opracować technologie bojowe nowej generacji pokroju systemów laserowych
- zabezpieczyć łańcuch dostaw komponentów wojskowych
- zintegrować systemy walki elektronicznej
Innymi słowy, prezydent USA mniej więcej zebrał do kupy wszystko w zakresie wojskowości, o czym mówi się od kilku ostatnich lat. Nie ma być to jednak puste gadanie, bo Trump wymaga szybkiej realizacji tego projektu. Widać to po tym, że sekretarz Obrony Pete Hegseth ma 60 dni na przedstawienie planu działania, a budżet na niego zostanie uwzględniony w projekcie obronnym na rok 2026. W ogólnym rozrachunku to “tumpowe Iron Dome” przypomina Strategic Defense Initiative (SDI) Ronalda Reagana z 1983 roku, które to miało stworzyć kosmiczny system laserów, satelitów i pocisków przechwytujących do neutralizowania ataków nuklearnych. Jednak program napotkał gigantyczne wyzwania technologiczne i finansowe, przez co został porzucony w 1993 roku, a więc po wydaniu… równowartości 56 miliardów dolarów. Dziś technologia jest znacznie bardziej zaawansowana, ale i tak krytycy ostrzegają, że Trump ryzykuje powtórzenie tych samych błędów, bo sama budowa i utrzymanie kosmicznego systemu obronnego będzie ekstremalnie kosztowna i może wywołać nowy globalny wyścig zbrojeń.
Czytaj też: Takich samolotów jeszcze nie było. Lotnictwo USA chce pokazać światu, jak zmienić lotnictwo na lepsze
Najbardziej kontrowersyjnym elementem planu jest rozmieszczenie systemów przechwytujących w przestrzeni kosmicznej. Chociaż Stany Zjednoczone od dawna rozwijają technologie obrony przeciwrakietowej w kosmosie, to oficjalne rozmieszczenie broni orbitalnej byłoby przełomem w strategii wojskowej. Zwłaszcza że może to także naruszać międzynarodowe traktaty, które ograniczają militaryzację kosmos, co jest o tyle ważne, że Rosja i Chiny już wcześniej potępiły próby uzbrojenia przestrzeni kosmicznej przez USA. Jeśli jednak Amerykanie tego dokonają, to inne mocarstwa mogą odpowiedzieć własnymi projektami, podejmując rękawicę w nowym wyścigu zbrojeń.
Czytaj też: USA ostrzega. Złamali zasady, na których zbudowaliśmy pokój
Z drugiej jednak strony musimy pamiętać, że pomysł nowego prezydenta USA odnosi się do realnego problemu – rosnącego zagrożenia pociskami hipersonicznymi. Te nowoczesne rakiety mogą osiągać prędkości ponad Mach 5 (6175 km/h) i wykonywać manewry unikania, co czyni je praktycznie nieprzechwytywalnymi dla obecnych systemów obronnych. Tak się z kolei składa, że Chiny, Rosja i nawet Korea Północna intensywnie rozwijają hipersoniczne pociski manewrujące i szybujące pojazdy hipersoniczne (HGV), więc zagrożenie w potencjalnej wojnie jest wręcz ogromne.