Nie setki – jak naukowcy sądzili do tej pory – ale zaledwie kilkudziesięciu najbliższych współpracowników księcia wraz z rodzinami mieszkało w poznańskim grodzie tysiąc lat temu
W początkach X w. gród składał się z kilku oddzielonych od siebie części. Profesor Hanna Kóčka-Krenz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, która od lat prowadzi badania na tym terenie, wspomina, że w X w. wznosił się tu kilkuczłonowy gród obronny. Główna jego część, zajmująca północno-zachodnią stronę Ostrowa, to miejsce przeznaczone dla księcia. Tutaj, pod osłoną wałów, znajdowała się rezydencja połączona z kaplicą, zbudowana w latach 60. Od wschodu przylegała do niej część „katedralna”, w której umieszczono stację misyjną biskupa Jordana. Ostatnie lata X w. to okres wzmożonej aktywności inwestycyjnej księcia w Poznaniu. Na miejscu dawnej stacji misyjnej Mieszko zaplanował budowę katedry, która rozmachem miała przewyższyć kościoły w Gnieźnie czy na Ostrowie Lednickim.
Tuż obok świątyni, w drewnianych domostwach, mieszkali członkowie książęcego dworu. Północna część Ostrowa przeznaczona była zatem dla ludzi możnych, tych, którzy mieli prawo do korzystania z książęcego systemu dystrybucji dóbr. Archeolodzy odkopali tu cenne przedmioty, na które tylko ówcześni bogacze mogli sobie pozwolić: srebrne monety, formę do odlewania metalowych sztabek – grzywien, ozdoby z kamieni szlachetnych, złota, srebra i brązu – paciorki, pierścionki, zausznice i zawieszki, grzebienie i przedmioty codziennego użytku czy wreszcie bogato zdobioną ceramikę, którą śmiało można brać za odpowiednik dzisiejszych eleganckich zastaw stołowych.
Gdyby przedostać się przez głęboki bagnisty parów na południową stronę wyspy (tzw. Zagórze), znaleźlibyśmy się w obronnej osadzie, którą można określić mianem podzamcza. Tutaj, w drewnianych chatach, mieszkali ludzie, którzy świadczyli usługi dla książęcego dworu. – O tym, że tę część osady zajmowała ludność usługowa, świadczy rodzaj znalezisk – tłumaczy prof. Kóčka-Krenz – ot, choćby szczątki zwierzęce. Tam, gdzie mieszkał książę, znajdujemy kości zwierząt łownych (w tym np. łapy niedźwiedzia) czy z lepszych partii zwierząt hodowlanych. W części południowej zaś żywiono się mięsem pośledniejszej jakości. Książę dbał więc o menu swojego dworu, poddani zaś musieli zadowolić się takimi kontrowersyjnymi smakołykami jak świńskie kopytka i głowizna.
Latem tego roku, podczas wykopalisk poprzedzających prace budowlane, oczom badaczy ukazały się pozostałości dębowego mostu, który za czasów pierwszych Piastów łączył gród na wyspie z osadą położoną już na stałym lądzie, nad brzegiem rzeki Cybiny. Most solidny i szeroki na tyle, że swobodnie mijały się na nim dwa wozy, prowadził na Śródkę – jak później nazwano tę część miasta – do osady przygrodowej, gdzie odbywał się targ. Targowisko, rzecz jasna poddane kontroli księcia, jak wszystko, co znajdowało się w tej okolicy, leżało na szlaku handlowym prowadzącym do Gniezna.
Dolina Cybiny w tym miejscu jest bardzo wąska, a jej brzegi strome – mieszkańcy musieli zatem koniecznie wybudować most łączący Ostrów z lądem, by móc swobodnie korzystać z dobrodziejstw targowiska. Druga strona wyspy, oblewana przez Wartę, nie wymagała takich przedsięwzięć komunikacyjnych – przez rzekę przeprawiano się brodem, bowiem leżało tu kilka małych piaszczystych wysepek, które ułatwiały dojście na drugi brzeg niemal suchą nogą. Sam most był kilkakrotnie reperowany – woda świetnie konserwuje drewno, jednak te części konstrukcji, które wystawały nad powierzchnię, od czasu do czasu wymagały wymiany. – Z odkrytej dotychczas partii mostu wynika, że po raz ostatni naprawiano go w latach 20. XI wieku. Na jego miejscu zaś poznaniacy budowali później kolejne mosty – ostatni z nich został zniszczony podczas drugiej wojny światowej.
Nie wiemy, niestety, ilu stałych mieszkańców liczył wczesnopiastowski zespół grodowy. Profesor Kóčka-Krenz ostrożnie szacuje, że mogło w nim żyć około 200 osób. – Książę nie mieszkał sam – oprócz jego najbliższej rodziny znajdowali się tutaj rozmaici urzędnicy, w tym zatrudnieni w kancelarii – ludzie wykształceni, którzy potrafili formułować dokumenty, o czym świadczą znaleziska tłoków pieczętnych i ołowianej bulli. Na dworze przebywali także duchowni – biskup i diakoni – w owym czasie Kościół nie miał jeszcze własnych majątków i był całkowicie zależny od księcia. Funkcjonowały tutaj także różne pracownie, których wytworów potrzebował dwór, takie jak złotnicza, kowalska, snycerska czy tkacka. W każdej z nich pracowało co najmniej kilka osób.
Wreszcie nie mogło zabraknąć tu wojów książęcej drużyny, sprawujących osobistą ochronę nad władcą. – Oczywiście wiele z tych osób nie mieszkało bezpośrednio w grodzie, lecz w pobliskich osadach – mówi profesor Kóčka- -Krenz. – Stałych mieszkańców było pewnie znacznie mniej niż ludzi kręcących się w jego obrębie. To w pewnym sensie pierwociny współczesnego modelu miasta, w którym przedmieścia często zajmują przestrzeń znacznie większą niż samo centrum, a mieszkanie w poszczególnych dzielnicach oznaczać może inny status materialny mieszkańców – żartuje.