Do 3 razy sztuka

Polska wcale nie jest państwem chrześcijańskim od 966 roku. Czy prawda została przekłamana, ponieważ była niewygodna?

Podobno wydarzyło się to 14 kwietnia 966 r., w Wielką Sobotę. I tu już rodzi się pierwsza wątpliwość. Wielka Sobota to dla chrześcijan czas głębokiego żalu i zadumy nad śmiercią Jezusa. Nie można zatem przeprowadzać ślubów, chrztów i pogrzebów. Wprawdzie pierwsze gminy chrześcijańskie dokonywały chrztów podczas święta Paschy, ale było to kilkaset lat wcześniej. Brak zatem logicznej przesłanki, żeby tego właśnie dnia odbył się uroczysty chrzest Mieszka I, władcy – i tu pojawia się druga wątpliwość –  kogo? Polan? Polaków? Licikaviciów? Schinesghenów? Wandali? Po raz pierwszy przecież użyto łacińskiego słowa „Polonia” dopiero w pierwszej połowie XI w. na określenie państwa Mieszka II. Trzecia z elementarnych wątpliwości to imię chrzestne, jakie otrzymał Mieszko I. Gall Anonim napisał przecież, że „Mieszko zrazu zwany był imieniem innym”. Czy należy przez to rozumieć, że imię Mieszko jest jakimś zniekształceniem chrzestnego imienia? A jeśli nosił inne, to z jakiego powodu nim się nie posługiwał jako chrześcijański władca? Dlaczego w jedynym zachowanym dokumencie użył imienia Dagome?

Wreszcie ostatnia wątpliwość związana jest z tym, gdzie sam chrzest się odbył. W Ratyzbonie? Gnieźnie? Poznaniu? Pradze? Kolonii? Leodium? Niedawno archeologowie odkryli na Ostrowie Lednickim resztki okazałego baptysterium. Nie zostało ono zbudowane po to, aby ochrzcić stacjonującą tam najemną drużynę książęcą. Należy zatem Ostrów dodać do tej długiej listy.

ŚWIĘTY MIESZKO?

Chrzest Mieszka I odbył się w 966 r., prawdopodobnie po dwudziestu latach rządów tego księcia. Kościół szybko uznał, że jest to rok wprowadzenia
chrześcijaństwa na ziemie polskie, a jednocześnie data ta stała się (niesłusznie) równoważna z rozpoczęciem polskiej państwowości. Obchodziliśmy zatem w XX w. Tysiąclecie Państwa Polskiego, które – zgodnie z zapisami naszych najstarszych kronikarzy – powstało jednak znacznie wcześniej. W trakcie kościelnych i państwowych obchodów tysiąclecia umknęło powszechnej uwadze ważne pytanie: dlaczego Mieszko I nie został świętym? Przecież w tamtym okresie za zasługi związane z wprowadzeniem i umacnianiem chrześcijaństwa każdy władca niemal automatycznie trafiał po śmierci na ołtarze. Natomiast Mieszko I, który zapisał św. Piotrowi całe swoje państwo, takiego zaszczytu nie dostąpił. Co stanęło na przeszkodzie?

Czy był temu przeciwny jego syn Bolesław, zawiedziony pominięciem go przez ojca w „Dagome iudex”? Taką hipotezę trzeba od razu odrzucić. Bolesław marzył o królewskiej koronie. Kraj, w którym nie było rodzimych świętych, bardzo rzadko stawał się wtedy królestwem. Dlatego książę tak gorliwie zabiegał o kanonizację św. Wojciecha i beatyfikację Pięciu Braci Męczenników. Jednak znacznie prościej byłoby kanonizować czy beatyfikować własnego ojca! Musiała występować jakaś istotna przyczyna, która zablokowała mu drogę na ołtarze. Na pewno nie było nią wielożeństwo Mieszka w pogańskich czasach. Chrzest zmywał wszystkie stare grzechy. A poza tym wystarczy popatrzeć na żywoty świętych (w tym Ojców Kościoła), by przekonać się, że modlitwą, pokutą i dobrymi uczynkami można było zmazać grzechy młodości i zostać wyniesionym na ołtarze. Pozostaje zatem jedno tylko wytłumaczenie takiego stanowiska Kościoła rzymskiego wobec kanonizacji księcia. Mieszko I wprawdzie ochrzcił się
osobiście w 966 r., ale chrześcijaństwo na jego ziemiach istniało już od dawna (jedną z żon księcia była duńska chrześcijańska królewna Geira, dla której prawdopodobnie zbudował kościół w Ostrowie Lednickim). Nie było więc żadnych podstaw, aby czynić z niego świętego tylko dlatego, że sam przyjął chrzest. I że zastąpił jeden obrządek chrześcijański drugim…

CHRZEST PO SŁOWIAŃSKU

 

Dowodów na wcześniejsze wprowadzanie Krzyża na nasze ziemie dostarczają wykopaliska archeologiczne i zapisy annalistów z otaczających nas krajów. Ziemie pomiędzy Wartą a Wisłą nawiedzały liczne misje ewangelizacyjne z zachodniej Europy. Co więcej, w początkach X w. funkcjonował już w Krakowie ważny ośrodek chrześcijaństwa.Tyle że słowiańskiego, czyli cyrylo-metodiańskiego. Chrześcijaństwo to narodziło się z pilnej potrzeby szerzenia nowej wiary wśród Słowian. Do czasów Cyryla i Metodego, nawet jeśli już ochrzczono jakieś słowiańskie plemię, to nowa religia z racji swej liturgii w języku łacińskim była niezrozumiała dla neofitów. Z reguły po odejściu misjonarza Słowianie wracali do starej religii. Dlatego książę wielkomorawski Rościsław zwrócił się do cesarza bizantyjskiego Michała III [ok. 861 r. – przyp. red.] z prośbą o przysłanie nauczycieli, którzy mogliby z łaciny i greki „wyłożyć słowa ksiąg i ich znaczenie”. Cesarz wyznaczył do spełnienia tej roli na Morawach dwóch misjonarzy: Konstantyna (zwanego później Cyrylem) i Metodego.

Wielką mądrością wykazał się też papież Hadrian II, który – nie chcąc być gorszy od bizantyjskiego cesarza – zezwolił tym dwóm misjonarzom na opracowanie słowiańskiego alfabetu (zwanego później głagolicą) i przetłumaczenie liturgii na język słowiański. Tak próbował oddzielić to nowe
chrześcijaństwo od wpływów obrządku wschodniego. Temu też służyło nadanie sakry biskupiej św. Metodemu. Kościół słowiański nie zamknął się w obrębie wielkomorawskiego państwa, lecz starał się z powodzeniem oddziaływać na sąsiadów. Jego misje ewangelizacyjne miały większe szanse powodzenia właśnie z powodu przełamania bariery językowej. Tam gdzie ich skuteczność była zbyt mała, wkraczały zbrojnie oddziały książęce. W „Żywocie świętego Metodego” znajduje się przecież bardzo charakterystyczny zapis, potwierdzający tę zasadę. Otóż św. Metody miał w taki sposób zwrócić się do księcia Wiślan, który w swoim księstwie nie dopuszczał do misji ewangelizacyjnych: „Dobrze będzie dla ciebie, synu, ochrzcić się z własnej woli na swojej ziemi, abyś nie był przymusem ochrzczony na ziemi cudzej”. Rzeczywiście w niedługim czasie książę wielkomorawski Świętopełk najechał ziemie Wiślan. Zapewne wprowadził tam chrześcijaństwo słowiańskie. Sam książę Wiślan (Wisz?) został ochrzczony prawdopodobnie w Nitrze. Podobnie działo się z plemieniem Ślężan.

Jeśli później uznajemy ziemie Wiślan (Małopolskę) i Śląsk za ziemie pod władztwem Mieszka I, to chrzest w jego państwie odbył się już w końcu IX w. Wtedy za chrztem poszło budownictwo sakralne na tych terenach. Zachowane resztki kościołów w Krakowie, Sandomierzu, Przemyślu, Wiślicy, Lublinie i Zawichoście pochodzą z końca IX oraz 1. poł. X w. Powstawały też słowiańskie biskupstwa – np. we Wrocławiu, zastąpione później rzymskokatolickim. Świadczyć to może, że mimo wydanej przez papieża Stefana VI bulli „Quia te zelo fidei”, uznającej chrześcijaństwo słowiańskie za heretyckie, u nas się ono rozwijało. I zapewne dlatego za datę wprowadzenia naszych ziem do chrześcijańskiej Europy polski Kościół wolał uznać dzień chrztu Mieszka I. Dla wielu mieszkańców jego państwa był to jednak chrzest po raz drugi, trudny do zaakceptowania przez już raz ochrzczonych. Trzeba przyznać, że ochrzczony książę z gorliwością neofity przystąpił do upowszechniania Krzyża na swoich ziemiach. Krzyża rzymskiego. Liczył, że wraz z nim wprowadzi do swojego państwa wiedzę przydatną także do wszechstronnego rozwoju. Jednak to, co władcy i cudzoziemskim duchownym wydawało się słuszne, zupełnie inaczej było odbierane przez mieszkańców księstwa.

BUNT ANTYCHRZEŚCIJAŃSKI

Brutalne niszczenie wszelkich śladów pogańskich kultów, nakaz bezwarunkowego wypełniania zasad nowej wiary (podawanej w dodatku w niezrozumiałym dla odbiorców języku), obowiązek świadczeń na rzecz powstających i wyraźnie bogacących się kościołów, surowe kary za nieprzestrzeganie postów i pracę w dniu świątecznym musiały wywoływać sprzeciwy. W drugiej dekadzie rządów Bolesława Chrobrego doszło nawet do pierwszej większej rebelii pogańskiej. Została bardzo szybko i bardzo krwawo stłumiona. Przed kolejnym dylematem, w co i komu wierzyć, postawiono ludność Polski w czasie półrocznych rządów księcia Bezpryma. Kiedy książę ten zagarnął władzę – z pomocą wojsk kijowskich Jarosława Mądrego – w opuszczonym przez Mieszka II kraju próbował zapewne wprowadzić chrześcijaństwo obrządku wschodniego. Sam przeszedł na ten obrządek w Kijowie. Spowodowało to absolutny zamęt religijny, gdyż po powrocie do władzy Mieszka II znowu przywracano wyznanie rzymskie.

Chaos religijny spowodował, że po śmierci Mieszka II wybuchła w Polsce z niezwykłą siłą i brutalnością rebelia neopogańska. Jan Długosz tak o niej pisał: „Znęcano się nad księżmi, zabijając ich różnymi sposobami. Jednych przebijano nożami lub dzidami, innym podrzynano gardła, jeszcze innych… kamienowano jakby jakieś ofiary” (notabene polski Kościół nigdy nie wystąpił o wyniesienie na ołtarze ofiar tej rebelii, skądinąd męczenników za wiarę). Do buntu dołączył także następca Mieszka II na królewskim polskim tronie Bolesław II Zapomniany [postać wciąż budząca wątpliwości – przyp. red.]. Jego skrytobójcza śmierć w 1038 r. nie przerwała neopogańskiej ofensywy. Spotęgował ją najazd czeskiego księcia Brzetysława I. Ten nie tylko rabował i niszczył kościoły i klasztory, lecz wywiózł także do Czech szczątki św. Wojciecha, jego brata bł. Gaudentego oraz Pięciu Braci Męczenników. Po czym ogłosił, że Polska nie jest krajem chrześcijańskim, ponieważ nie posiada ani jednego swojego świętego i żadnych relikwii.

Miał wiele racji i nie tylko z tego powodu. Odwrót od chrześcijaństwa stał się faktem. Oto w „Rocznikach z Hildesheim”, odnotowując śmierć Mieszka II, napisano wprost: „Chrześcijaństwo tamże [w Polsce] przez jego poprzedników dobrze zaczęte, a przez niego bardziej umocnione, żałośnie upadło”. Inne niemieckie kroniki wspominały, że śmierć polskiego króla oznaczała wydanie kraju na pastwę pogan. Kolejnym dowodem na ówczesny upadek chrześcijaństwa w naszym kraju była bulla papieża Benedykta IX. Zezwalając na wyjście z klasztoru księcia Kazimierza Karola (zwanego później Odnowicielem) i objęcie władzy w Polsce, nałożył na cały naród takie oto obowiązki wobec Kościoła: „Corocznie płacić będą Polacy kurii papieskiej zwyczajny pieniądz od każdej głowy, wyłączając głowy szlacheckie, nie będą zapuszczać włosów na głowie i brodzie, zwyczajem barbarzyńskim, ale będą je starannie podstrzygać. Wielkiego Postu przestrzegać o trzy tygodnie dłużej niż w innych krajach. W uroczystych zaś świętach Chrystusa i Panny Marii matki Jego, ubierać się będą w chustę płócienną białą, na kształt szaty u szyi związaną, wiecznie też będą obowiązani, aby w Bogu i w Wierze Chrześcijańskiej wdzięczniejszymi i gorliwszymi byli”. Takimi karami i nakazami Kościół rzymskokatolicki uwalniał wtedy od interdyktu rzuconego za szerzenie lub powrót pogaństwa. Zwolennicy tezy o trwałości chrześcijaństwa na naszych ziemiach uważają tę bullę za falsyfikat, tylko nie odpowiadają na pytanie, po co w takim razie powstał…

POWRÓT NOWEJ WIARY

Kazimierz Odnowiciel robił wszystko, aby sprostać wymogom papieskiej bulli. Rozpoczął odbudowę kościołów i klasztorów. Jednakże stan kasy państwowej nie sprzyjał intensyfikacji tych prac, gdyż w zrujnowanym kraju trzeba było także myśleć o inwestycjach zapewniających jego bezpieczeństwo. Praktycznie ponownego umocnienia chrześcijaństwa na naszych ziemiach, swoistego „chrztu po raz trzeci”, dokonał dopiero król Bolesław Śmiały, syn Kazimierza Odnowiciela. Dzięki skutecznym wojnom i odnoszonym w nich korzyściom materialnym mógł fundować kościoły i klasztory. Uzyskał zgodę na ponowne mianowanie arcybiskupa gnieźnieńskiego, tworzył na polskich ziemiach nowe biskupstwa. Jego zasługi na tym polu były powszechnie znane w kurii papieskiej. Nie przypadkiem zakon benedyktynów na wniosek swojego klasztoru w Ossiach – gdzie król Bolesław Śmiały miał ponoć zakończyć życie – wystąpił (choć nieskutecznie) o jego beatyfikację. A na wieść o królewskiej śmierci odbyła się uroczysta msza żałobna w katedrze krakowskiej…