Komfort cieplny czujemy, gdy na zewnątrz panuje temperatura około 20–22 st. C. Jeżeli jest zimno, musimy się czymś zaizolować. Tym czymś są ubrania. One nie tyle grzeją, ile przytrzymują energię, którą produkuje nasze ciało. Im jest zimniej, tym lepszej izolacji potrzebujemy. Ale dlaczego to nie działa w drugą stronę? Dlaczego w czasie afrykańskich upałów nie nosimy – dla izolacji – grubego futra?
Ono rzeczywiście odizolowałoby nas, ale także zapchało naturalny system klimatyzacyjny – czyli pocenie się. Skóra pokryłaby się warstwą potu, a ten nie miałby gdzie parować. To uruchomiłoby lawinę. Byłoby
nam coraz cieplej, a ciało coraz bardziej by się pociło.
Dotychczas natura nie stworzyła takiego pokrycia skóry, które działałoby jak dobry izolator zarówno ciepła, jak i zimna. Dlatego nie ma zwierząt „uniwersalnych”, które równie dobrze funkcjonowałyby w ciepłym i zimnym klimacie. Te, którym jest za zimno, często zimą chowają się pod ziemię. Tym, którym jest za ciepło, pozostaje nocny tryb życia.
Jak mogłoby wyglądać futro idealnie izolujące? Musiałoby równocześnie być przewiewne (czyli pozwalać na odparowanie potu z powierzchni skóry) i izolujące (czyli przytrzymywać nieruchomą warstwę powietrza przy powierzchni skóry), a to sprzeczność.