Gdy przyglądamy się światu, nasz mózg lubi odnajdywać znane kształty, zwłaszcza twarze. Widzimy je także tam, gdzie wcale ich nie ma, a jedynie układ elementów czy cieni przypomina rozmieszczenie oczu, nosa, ust. Badania wykazały, że choć byśmy patrzyli np. na plamy na obrusie, w takich chwilach uaktywnia się część mózgu odpowiedzialna właśnie za rozpoznawanie twarzy. Dzieje się tak dlatego, że umiejętność rozpoznawania twarzy i sylwetek pomagała naszym przodkom przeżyć, np. na czas zauważyć wroga lub groźne zwierzę.
Niemowlęta, reagując na oblicza dorosłych, zjednywały ich i zapewniały sobie opiekę. Internet jest pełen zdjęć ilustrujących to zjawisko (zwane pareidolią) – mamy wśród nich szczerzące zęby i łypiące oczami maski samochodów, „kościoły, które udają kury” i mnóstwo cudownych wizerunków, takich jak Matka Boska na pniu drzewa, twarz Jezusa na tostach czy profil Lecha Kaczyńskiego w oknie zamieszkiwanej przez niego dawniej kamienicy. W kosmosie niewyczerpanym źródłem pareidolii jest Mars.
Po przypominającej maskę Marsjańskiej Twarzy zauważonej na fotografii zrobionej przez sondę Viking 1 w 1976 roku, na zdjęciach Czerwonej Planety wypatrzono m.in. piramidy, samotną kobietę, jaszczurkę, yeti i parę innych twarzy. I choć na kolejnych fotografiach, często o wiele lepszej jakości, wizerunki te wyglądają znacznie mniej sugestywnie lub zupełnie znikają, nie brakuje osób wierzących, że to tylko kolejne przypadki ukrywania przed nami dowodów na istnienie kosmitów.