„Mam dość. Składam wypowiedzenie – powiedziała Kasia.- Ktoś inny dostał awans, na który ja czekam już kilka lat”. W firmie była odpowiedzialna za skomplikowane projekty z udziałem klientów zewnętrznych. Kontaktowała się z nimi głównie przez telefon. Do tego dochodziły tony raportów, które wypełniała każdego tygodnia. Czy lubiła swoją pracę? „Była OK” – stwierdziła, chociaż część związana z tak zwaną papierologią ogromnie ją nużyła. Zawsze wtedy mówiła sobie: „Wytrzymaj jeszcze trochę. Gdy awansujesz, będzie to robił ktoś inny, a ty będziesz pracować w terenie, z ludźmi”.
Kasia, chociaż twierdziła, że podjęła już decyzję o opuszczeniu firmy – zdecydowała jednak wpaść na chwilę do pokoju coachingowego „żeby wylać z siebie frustrację”. Zapytałam, jak często w przeszłości bywała zadowolona z decyzji, którą podjęła pod wpływem emocji. Ile lat znosiła pracę, która jest tylko „OK”. Co dotychczas zrobiła, żeby dostać awans i jaka jest opinia przełożonej na temat jej możliwości wejścia na kolejny szczebel kariery. Odpowiedzi brzmiały kolejno „raczej rzadko”, „no, sporo”, „daję z siebie wszystko” i „nie wiem”.
W taki sposób rozpoczęłyśmy cykl 10 sesji, które objęły okres 8 miesięcy. Każdy chyba zna przestrogę, by upewnić się, czy drabina kariery, po której się wspina, oparta jest o właściwy budynek. To był początek, a wraz z nim praca nad poszerzeniem perspektywy i umiejscowieniem pracy w życiu Kasi. Kolejnym elementem było skonfrontowanie wyobrażeń o stanowisku z jego realnym zakresem. Kasia postanowiła, że spotka się z koleżankami, którym „już się udało” i odbędzie parę konwersacji z osobami na LinkedIn.
Nie mogło się też obyć bez pracy na wartościach. Kasia oczywiście wiedziała, jakimi wartościami kieruje się w życiu. Ale jakie są jej TOP 3 wartości i jaki mają związek z pracą – już mniej. Wcześniejsze spotkania z koleżankami i konwersacje w sieci bardzo przydały się na etapie tworzenia listy kompetencji, które już ma, oraz tych, które powinna zdobyć.
Każda pozycja na jej liście, jak np. „doszlifowanie angielskiego” opatrzona została dokładnym planem działania, a także szczegółowym opisem częstotliwości. W ten sposób duży cel „Awans w pracy w ciągu najbliższych 12 miesięcy” został podzielony na mniejsze zadania. Znalazł się wśród nich także pomysł na zamianę niektórych rozmów telefonicznych z klientami na spotkania – przynajmniej dwa–trzy w kwartale.
Największą trudność sprawiała jej komunikacja z przełożoną. Szefowa mogła się tylko domyślać, jakie są zawodowe ambicje Kasi, bo nigdy o nich nie rozmawiały. Kasia nie przekazywała jej pozytywnego feedbacku od klientów, „bo nie lubiła się chwalić”, oprócz raportów nie dzieliła się refleksjami na temat pracy i wprowadzanych ulepszeń, „bo przecież opisywała wszystko w papierach”. Temu elementowi musiałyśmy poświęcić najwięcej czasu. Ustalenie aktywnej komunikacji mailowej było dość proste. Znacznie trudniejsze były rozmowy, a już wizja mówienia o potrzebie rozwoju i chęci awansu sprawiała, że zasychało jej w gardle. Dzięki technikom wizualizacji, licznym ćwiczeniom, polegającym na wcielaniu się przez Kasię w rolę menedżerki, nie tylko zrozumiała, czego oczekuje od niej przełożona, ale także oswoiła się z samymi spotkaniami.
Nie zmieniło to faktu, że po wyjściu z rozmowy, podczas której powiedziała szefowej o chęci dalszego rozwoju, nie mogła opanować łez. Po pierwszej rozmowie nie dostała awansu. Po trzeciej, kilka miesięcy później, już tak. Kiedy zadzwoniła do mnie, powiedziała „Nie uwierzysz – udało mi się”. Odpowiedziałam „nie udało ci się, bo to nie jest kwestia przypadku. Wytrwale pracowałaś i dostałaś zasłużony awans”.
Niektóre szczegóły zostały zmienione w taki sposób, aby chronić tożsamość bohaterów.