Młody bohater powieści Iris Murdoch po pierwszym przypadkowym zetknięciu z człowiekiem o upodobaniach homoerotycznych usiłuje dociec natury tego rodzaju skłonności. Jednak fakt, że „w szkole uczył się łaciny, ale nie uczył się greki i jego wiedza o rozwiązłości starożytnych była bardzo fragmentaryczna”, stał się przyczyną jego jeszcze większej konfuzji. Cytat ten doskonale ukazuje dwa kluczowe problemy: z jednej strony odwieczną i jednoznaczną asocjację Greków z upodobaniem do osób tej samej płci, z drugiej zaś – określenie tego rodzaju preferencji mianem „rozwiązłych”. Bez wątpienia w każdym innym społeczeństwie na przestrzeni wieków także istniały osoby o preferencjach homoseksualnych, w wielu innych dopuszczano się ponadto rzeczywistej – najczęściej jednak zupełnie „heteroseksualnej” – rozwiązłości (by wytknąć palcem choćby Rzymian). Czy to niezmienne przekonanie o homoerotycznym rozpasaniu starożytnych Greków jest wobec tego uzasadnione?
Mos Graecorum: niezrozumiały obyczaj Greków
„Filozofia i paiderastia należą – czytamy w przypisywanym Lukianowi (II w. n.e.) dialogu „Bogowie miłości” – do najważniejszych wynalazków ludzkości”. Stwierdzenie to jest tym bardziej zadziwiające, że w czasach, w których powstało, praktyki homoerotyczne Greków spotykały się już z równie dużym niezrozumieniem, jak w stuleciach następnych. Nawet Rzymianie nie byli w stanie w pełni pojąć fascynacji Hellenów męskim ciałem, a uznawaną przez Greków pederastię określili mianem mos graecus – „greckiego zwyczaju”. Dziwacznego – dodajmy – dla nich obyczaju, ponieważ stanowiącego nieomal trzon greckiej kultury, greckiego wychowania i helleńskiego sposobu życia. Tym, co w greckim stosunku do seksualności człowieka wprawiało inne ludy i kolejne pokolenia w osłupienie oraz przyczyniło się do powstania licznych kąśliwych opinii, był fakt, że w starożytnej Grecji pederastia stanowiła fenomen nie tylko społecznie akceptowany, ale i zalecany!
Wypada jednak już na wstępie wyjaśnić, że użyty tu termin paiderastia oznacza w grece „miłość mężczyzny do chłopca”, a nie w ogóle „homoseksualizm” (na co greka nie ma żadnego terminu przynajmniej do II wieku n.e., kiedy pojawia się arrenomiksia). Nie zawiera też – co wyraźnie sugeruje uzus językowy współcześnie – aspektu seksualnego. Seksualnej sferze życia człowieka patronowała bogini Afrodyta (stąd na określenie stosunku seksualnego używano wyrażenia ta aphrodisia – „dzieła Afrodyty”), podczasgdy Eros był bogiem miłości, zakochania, a właściwie i personifikacją miłości. Przez długie lata uczeni w ogóle unikali – czy to z obawy przed posądzeniem o sympatie do „niecnych uczynków”, czy to z przekonania o błahości problemu – najmniejszej choćby próby refleksji nad istotą pederastii greckiej, zadowalając się ogólnymi i w swojej skrótowości niesprawiedliwymi frazesami. Uczucie wstydu jeszcze w początkach XX wieku mieszało się z zażenowaniem.
Wkrótce potem nastąpił przełom – zaczęły pojawiać się różnego rodzaju teorie tłumaczące powstanie i naturę pederastii Greków: że mieli ją rzekomo przynieść ze sobą Dorowie (byłaby więc pederastia „ciałem obcym” w greckiej kulturze); że była zaszłością społeczeństwa wojowników; że spełniała wyłącznie funkcję wychowawczą, a w końcu zupełnie na odwrót – że służyła seksualnemu spełnieniu dominujących i aktywnych mężczyzn. We wszystkich tych teoriach odbijają się lęki i fascynacje czasów, w których powstały. I choć dziś dużo lepiej rozumiemy istotę greckiego sposobu myślenia o seksualności, to przyczyna swego rodzaju instytucjonalizacji homoerotyki (a dodać tu należy, że istniały właściwie różne formy owych praktyk, zależnie od polis) była i pozostaje wciąż dla nas nierozwiązaną i w gruncie rzeczy nierozwiązywalną zagadką.
Eros dikaios, czyli miłość pochwalana
Grecy wodzili za chłopcami wzrokiem niemal od zawsze. Choć w najstarszych dziełach europejskiej literatury: w „Iliadze” i „Odysei” Homera nie znajdujemy jednoznacznego nawiązania do miłości
pederastycznej, przypuszczać można, że niezwykle bliska zażyłość Achillesa i Patroklosa mogła mieć – w zamierzeniu poety czy w odczuciu słuchaczy – bardziej lub mniej wyraźny odcień erotyczny. Bez wątpienia ich relację za tego rodzaju związek uważano już w czasach Ajschylosa (V wiek p.n.e.), na co wskazuje jego tragedia „Myrmidonowie”. A i sto lat później podzielano powszechnie tę opinię – polityk Ajschines mówi o tym wprost w pewnej mowie sądowej z 345 roku p.n.e. Problemem dla potomnych było jednak przede wszystkim to, który z dwóch herosów był kochającym, a który ukochanym. Te dywagacje starożytnych autorów wskazują na rzecz niezwykle istotną: wedle wzoru miłości pederastycznej starszy partner – nazywany erastesem – opiekował się młodzieńcem, czyli ukochanym (eromenos). Z wersów tragedii Ajschylosa wynika, że to Achilles był erastesem, a Patroklos eromenosem, jednakże już Fajdros w „Uczcie” Platona zaprzecza temu, mówiąc, że to Achilles był młodszy, on zatem musiał być ukochanym. Ta asymetria wiekowa miała wynikać i służyć celom wychowawczym – poprzez przebywanie przy boku dojrzałego erastesa młodzieniec miał się przygotowywać do wejścia w rządzący się swoimi prawami świat dorosłych mężczyzn. Temu służyło zarówno uczestnictwo w różnego rodzaju aktywnościach towarzyskich arystokracji, np. polowaniach czy biesiadach, jak i udzielanie istotnych rad młodemu chłopcu przez jego starszego partnera (czego wyrazem są zachowane do dziś dydaktyczne utwory poety Teognisa z radami dla młodego Kyrnosa). W okresie archaicznym (VIII–VI w. p.n.e.) pederastia była bowiem – z konieczności – fenomenem, w którym brała udział jedynie najwyższa warstwa społeczeństwa greckiego, a więc osoby, które miały tak czas, jak i zasoby finansowe, by móc oddawać się tego rodzaju aktywności.
Wróćmy jednak jeszcze do idealnego wyobrażenia archaicznej paiderastia: wypadałoby bowiem zapytać w tym miejscu o dopuszczalny wiek tak kochających, jak i ukochanych. Ci pierwsi – nierzadko już żonaci – mężczyźni zawsze przedstawiani są w ikonografii wazowej z zarostem na twarzy, podczas gdy obiekt ich uczuć nie ma widocznych śladów dojrzałości fizycznej. Wśród zebranych w „Antologii Palatyńskiej” epigramów znajdują się również utwory piszącego w II w. n.e. Stratona z Sardes, który w jednym z nich w ten sposób przedstawia kategorie wiekowe młodzieńców: „Raduję się rozkwitem dwunastolatka, ale jeszcze bardziej / Godny jest pożądania ten, kto ma lat trzynaście. / Czternastolatek najsłodszym jest kwiatem miłości, / Urokliwszym, gdy wchodzi w rok piętnasty. / Wiekiem dla bogów jest rok szesnasty, nie mnie już starać się / o siedemnastolatka – Dzeusa to zadanie. / Jeśli jednak ktoś starszego pożąda, nie bawi się już, / Wtedy szuka już tego, kto mu tym samym odpowie”.
Znamienne, że zdaniem Stratona dopuszczalne były związki homoerotyczne pomiędzy ludźmi starszymi – kwestia ta jest o tyle ważna, że już w okresie klasycznym mamy pewne poświadczenia związków pomiędzy starszymi mężczyznami, co więcej, nawet pomiędzy rówieśnikami! Tak czy inaczej zgodnie z kulturowym wzorcem homoerotyki greckiej starszy mężczyzna może pozostawać w relacji z młodzieńcem aż do czasu, gdy temu ostatniemu pojawi się zarost na twarzy. Ma przy tym być dla eromenosa wzorem, kształtując jego charakter czy pielęgnując cnotę, powściągającjednocześnie swoje własne pragnienia. Tego rodzaju relacje właściwe są bowiem dla ludzi kaloi kai agathoi – pięknych i dobrych – słowem: dla arystokracji. Relację pomiędzy erastesem a eromenosem uważano powszechnie za najwyższą i najpiękniejszą formę miłości, do której niezdolne były kobiety.
Przyjaźń Achillesa i Patroklosa miała dla Greków w V–IV wieku p.n.e. wyraźny odcień erotyczny, nie była to jednak bynajmniej jedyna „heroiczna” para homoseksualnych kochanków znana przeciętnemu Ateńczykowi. Na co dzień „spotykał” inną, nieco bardziej „swojską”, parę: Harmodiosa i Aristogejtona, których posąg znajdował się w widocznym miejscu na ateńskiej agorze. Obaj stali się bohaterami narodowymi, wychwalanymi w skoliach (pieśniach biesiadnych) i różnych opowieściach; czczono ich ponadto w kulcie heroicznym jako „tyranobójców” (choć zabili w 514 r. p.n.e. nie samego tyrana, ale jego brata). Pewna tradycja głosiła, że – jak podaje historyk Tukidydes – „zamach dokonany przez Aristogejtona i Harmodiosa miał swój początek w sprawie miłosnej”.
Oto bowiem Harmodios stał się obiektem uczuć Hipparcha (brata tyrana Hippiasza Pizystratydy), ale namiętności tej nie odwzajemnił (był bowiem w związku z Aristogejtonem). To doprowadziło do odwetu Hipparcha i upokorzenia rodziny Harmodiosa – jego siostrze odmówiono pełnienia zaszczytnej funkcji kanephoros („niosącej kosz”) podczas procesji panatenajskiej.
Taka zniewaga wymagała rekompensaty: zmycia jej krwią Hipparcha. Oto jak para homoseksualnych kochanków stała się nie tylko wzorem wzajemnego oddania, ale i symbolem bezgranicznego poświęcenia dla spraw ojczyzny.
Spektakl uczuć
Z homeryckiego „Hymnu do Afrodyty” wynika, że to ta właśnie bogini budzi w sercach i ludzi, i bogów glykys himeros – słodkie pragnienie. Także nieśmiertelni nie są więc wedle Greków w stanie ochronić się przed silnymi emocjami, bo i ich pociąga piękno (kallos) ludzi. Jako przykład służy w tym utworze władca Olimpu Dzeus, który – wedle późniejszej wersji mitu – zafascynowany pięknem trojańskiego królewicza Ganimedesa porywa go ze sobą na Olimp i czyni podczaszym. Ganimedes występuje już w „Iliadzie”, ale w eposie zostały przemilczane najmniejsze nawet akcenty erotyczne w relacji chłopca i Dzeusa.
Jednak opowieść o porwaniu trojańskiego królewicza mogła nieco później (jeszcze w epoce archaicznej) nabrać wydźwięku pederastycznego, by uzasadnić występowanie pederastii jako ważnej instytucji, wychowawczej i inicjacyjnej, poniekąd symetrycznej do związków małżeńskich. Ukochany staje się bowiem towarzyszem życia kochającego: Dzeus zachował Ganimedesa na zawsze, dał mu nieśmiertelność i nadał status daimona. Historia Ganimedesa pokazuje, że wstęp do świata nieśmiertelnych dać może śmiertelnikowi jego uroda, bo bogowie podobnie jak ludzie cenią piękno. Pindar, grecki poeta liryczny z VI/V wieku p.n.e., w swojej I Odzie olimpijskiej wspomina Pelopsa, „którego potężny pokochał Posejdon Ziemionośca”, by dalej wspomnieć o Ganimedesie porwanym, aby służyć na ucztach Dzeusowi. Wyraźnie widoczna jest paralela w stosunkach między Pelopsem i Posejdonem a Ganimedem i Dzeusem. Być może w podaniach tych odbijają się pewne cechy praktyk inicjacyjnych, odgrywających w Grecji archaicznej i klasycznej ważną rolę w procesie formowania przyszłych obywateli.
Porywanie młodych chłopców już w starożytności kojarzono z Kretą. Ten rytuał w wyraźny sposób ukazuje rolę pederastii w doryckiej (kreteńskiej) wspólnocie: po powrocie z odosobnienia, podczas którego oddawali się polowaniom i ucztom, erastes obdarowywał swojego podopiecznego czarą, uzbrojeniem oraz wołem, którego ten składał w ofierze, a mięsem z niej uzyskanym dzielił się ze swoim erastesem i jego towarzyszami (hetairoi). W ten oto sposób młodzieniec stawał się członkiem świata dorosłych – ucztujących i wojujących – mężczyzn. Nie wszędzie jednak porwanie było dopuszczalną formą zdobycia chłopca. Zazwyczaj należało uzyskać jego przychylność przez serię zalotów i obdarować go podarkami. Świadczy o tym ogromna ilość waz, na których przedstawiono wręczanie ukochanemu zająca, koguta, sakiewki z pieniędzmi czy atletycznych utensyliów. Często zalotnik chwyta młodzieńca jedną dłonią za podbródek, drugą zaś za genitalia, co w języku ikonografii wazowej może zrównywać zalotnika z błagalnikiem. Oto starszy mężczyzna błaga młodzieńca o okazanie mu swych wdzięków.
Nierzadko jednak sytuacja wymagała jeszcze większego poświęcenia ze strony mężczyzn – częstego nagabywania chłopca, chodzenia za nim, wznoszenia modłów czy układania wierszy i pieśni dla niego. Te ostatnie zyskały nawet odrębną nazwę – pieśń taką zwano paraklausithyron, czyli utworem śpiewanym pod drzwiami ukochanego. Codzienność greckiego chłopca (o ile był urodziwy) mogła być ze względu na zakusy wrażliwych na urodę mężczyzn dość ciężka. Dlatego też chłopcom poza domostwem często towarzyszył paidagogos – niewolnik czuwający nad tym, by dziecko zachowywało się jak należy. W przypadku spotkania ze starszym wielbicielem wypadało, by młodzieniec z wahaniem i powściągliwością przyjmował zaloty swych erastai (lmn. od erastes) i ich podarki, tym bardziej że stąpał często po dość cienkim lodzie – nie mógł bowiem dopuścić, by ktoś uznał jego zachowanie za przejaw prostytucji.
Prawdziwe oblicza rzeczywistości
Uczniom czytającym w szkole „Antygonę” Sofoklesa zapewne nawet przez myśl nie przejdzie pomysł, by bliżej przyjrzeć się postaci autora. A szkoda, bo Sofokles wielkim poetą był, ponadto zaś – wielkim miłośnikiem chłopców (i to mimo że miał żonę – Nikarete). Wedle pewnej anegdoty jeszcze w wieku 55 lat (co wedle starożytnych standardów było wiekiem bardzo, bardzo zaawansowanym) Sofokles nie potrafił odmówić sobie przyjemności obcowania z chłopcem: wyprowadził go za mury miejskie, by wraz z nim spocząć na swoim rozłożonym na trawie płaszczu. Namiętność piękna rzecz, ale historia ta dała się we znaki Sofoklesowi – natychmiast po stosunku chłopiec wziął nogi za pas, rabując przy okazji kosztowne odzienie poety! Można przypuszczać, że w swoim zainteresowaniu chłopcami Sofokles nie różnił się wielce od swych współobywateli. Niecałe sto lat później także polityk i mówca Ajschines zażarcie przekonywał trybunał sędziów, że i on jest wciąż (a ma w momencie
wygłaszania tych słów 45 lat) bardzo kochliwy (erotikos) i miewał (i miewa dalej) tego rodzaju miłostki z chłopcami.
Ludzie w gruncie rzeczy – niezależnie od epoki historycznej – zawsze byli tacy sami. Niezmiennie gotowi na miłość i skłonni do uwiecznienia swych uczuć i towarzyszących im emocji – czy to w wierszach, czy to w postaci graffiti na ścianach domów. Nie inaczej było w starożytności. Przestrzeń miejską greckich poleis wypełniały różnego rodzaju graffiti, a wśród nich znajdują się i takie, które dziś nazwalibyśmy obscenicznymi. Graffiti z Tery, ze wzgórz attyckiego Hymettosu czy z Kalami na wyspie Tazos najlepiej pokazują, że pederastia od czasów archaicznych była nie tylko istotną i w pełni akceptowaną społecznie, ale i widoczną w przestrzeni częścią życia codziennego starożytnych Greków.
Niezliczona ilość naczyń ceramicznych przygotowanych na użytek arystokratycznych biesiad (sympozjon) pokrytych jest wyznaniami „X jest piękny” (X kalos). Niekiedy deklaracje te są bardziej dosadne – wśród pochodzących z przełomu VI/V wieku p.n.e. fragmentów ceramiki, odnalezionych na ateńskiej agorze, znajdujemy też i takie, na których widnieje wyryty napis: „Wycierpiał to Sydromachos o zadku szerokim niczym cysterna” czy też „Titas, zwycięzca olimpijski, to analny lubieżnik”.
Źródła te pokazują relacje homoerotyczne w sposób zupełnie różny niż teksty literackie, często propagujące ich „idealną” formę. Jak bardzo codzienność odbiega od żywionych ideałów, pokazują jednak nie tylko archeologiczne pozostałości, ale i niektóre mowy sądowe, jak na przykład pewna, zachowana jedynie w drobnym fragmencie, mowa autorstwa Lizjasza. Czytamy w niej, że młodzieniec Teisis ćwiczył w tej samej palestrze z niejakim Archipposem. Chłopcy posprzeczali się ze sobą w dość ostry sposób i – powodowani wzajemną niechęcią – zaprzestali kontaktów. Teisis opowiedział o kłótni Pyteasowi, swojemu erastesowi i jednocześnie opiekunowi (kyrios) ustanowionemu w testamencie przez ojca chłopca.
Ten natomiast, „chcąc mu się przypodobać, a zarazem sprawić na nim wrażenie mężczyzny zdecydowanego i zaradnego”, namówił Teisisa, aby spróbował spór zażegnać, ale szukać „sposobności, by go gdzieś dopaść bez świadków”. Młodzieniec, gnany żądzą zemsty, wykonał zalecenia swojego erastesa, zwabił Archipposa do domu, przywiązał do słupa i wysmagał go wielokrotnie biczem. Biczowanie powtórzył również kolejnego dnia. Autor mowy zaznacza, że Teisis czynił to, co i najgorsi młodociani rozbójnicy w Atenach, ale nas najbardziej szokuje w tej sprawie zachowanie erastesa – z pewnością nie jest on tutaj wzorem, raczej zgoła odwrotnie.
Tak jak i w kwestii relacji erastes – eromenos, która wcale nie ograniczała się jedynie do funkcji wychowawczej (ale dopuszczała także stosunki seksualne pomiędzy nimi i obopólne czerpanie z nich przyjemności), tak i co do wieku partnerów – uczeni polegali często na przedstawieniach propagujących pewien – daleki od rzeczywistości – ideał homoerotyki greckiej. Nie wydaje się bowiem, by Ateńczycy żywili jakiekolwiek wrogie uczucia wobec osób, które żyły w stałych związkach homoseksualnych. Najlepszym przykładem takiej pary są sportretowani w „Uczcie” przez Platona Agaton i Pauzaniasz, którzy z całą pewnością obaj dawno przekroczyli wiek młodzieńczy. Ich przypadek nie świadczy w żadnej mierze o powszechności tego rodzaju życiowych związków, jest jednak dowodem na to, że – wbrew pokutującej tu i ówdzie opinii – pederastia nie stanowiła jedynej dopuszczalnej formy relacji homoerotycznych w Atenach okresu klasycznego.
Jałowi Grecy?
„Nie masz Erosa w tym, co szpetne jest i złe” – twierdzi ów Agaton w „Uczcie”. Charakterystyczne dla umysłowości i mentalności greckiej jest przekonanie, że to właśnie bóstwo – Eros – pomaga mężczyznom dążyć do doskonałości. Zakochanie (eran) jest samo w sobie stanem pięknym i pochwalanym, więcej nawet – to dzięki Erosowi doszło do najbardziej patriotycznych czynów w dziejach Aten – dokonanego przez homoseksualnych kochanków zamachu na „tyrana” Hipparcha. Erotyka w świecie greckim była pod wieloma względami istotna nie tylko dla życia jednostki, ale i dla dobrobytu całej społeczności. Choć trudno dziś dowieść, w jaki sposób narodziła się pederastia, to nie ulega wątpliwości, że szerokie przyzwolenie dla różnego rodzaju relacji homoerotycznych mogło wynikać poniekąd z ograniczonego kontaktu z porządnymi kobietami – ich przyzwoitość brała się bowiem z zamknięcia na świat zewnętrzny, a nikt przecież nie chciał afiszować się z kobietą powszechnie uważaną za nieprzyzwoitą.
Cała kultura Greków – z ich fascynacją sportem, przesycona współzawodnictwem i dbałością o paideia (wychowanie) chłopców – jest wynikiem i nosi wyraźne ślady oddania się namiętności homoerotycznej. Czy wskutek tego byli Grecy jałowi? Bynajmniej.