Disneyland po chińsku

Dziesięć tysięcy Chińczyków wyposażonych w piły, dłuta i żelazka buduje co roku wspaniałe lodowe miasto, które topi się z nadejściem wiosny

Sfinks naturalnych rozmiarów, dwumetrowa głowa Mao Zedonga i olbrzymia figura Buddy, replika Świątyni Światła w Pekinie i rzymskiego Koloseum, chińskie pagody i liczne bajkowe pałace. Wybudowane ze śniegu i lodu, podświetlone po zmroku, mienią się wszystkimi kolorami przy dźwiękach popularnych melodii. To atrakcje tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Śniegu i Lodu w Harbinie na północy Chin. Co roku powstaje tu największe na świecie lodowe miasto, nazywane lodowym Disneylandem. Choć te niezwykłe budowle stoją zaledwie trzy miesiące, nad ich przygotowaniem trudzi się 10 tys. ludzi.

KRYSTALICZNIE CZYSTE

Podczas festiwalu pokazywano już ikony światowej architektury i tradycyjne chińskie budowle. W 2005 roku konstrukcje prezentować miały przyjaźń między Chinami a Rosją – można było zobaczyć m.in. plac Czerwony i Pałac Zimowy, a w ubiegłym – kościoły i zamki z krajów, które były gospodarzami zimowej Uniwersjady; obok repliki katedry w Chartres stanął warszawski kościół św. Krzyża. W tym roku pokazano wszystkiego po trochu, a zwiedzających witała… Myszka Miki w tradycyjnym… chińskim stroju.

W Harbinie stanął m.in. 50-metrowy Zamek Marzeń, który przez ponad dwa tygodnie wznosiło dwa tysiące robotników – najwyższy zbudowany z lodu budynek świata. Lodowe miasto zajęło powierzchnię 600 tysięcy metrów kwadratowych. Do jego budowy zużyto 150 tysięcy metrów sześciennych lodu i 100 tysięcy metrów sześciennych śniegu. Najpierw jednak za pomocą dźwigów ustawiono stalowe rusztowania, podtrzymujące ogromne konstrukcje z lodowych bloków. Lód do budowy wydobywa się z rzeki w pierwszym tygodniu grudnia. To ważne, bo na początku zimy lód jest cieńszy – łatwiej wykroić i przewieźć bloki. Prostopadłościenne bryły ważą po 300 kg i mierzą około 1×2 x 1,5 metra.

Chińscy lodowi budowniczowie wykorzystują też dwa razy mniejsze bloki, wytwarzane sztucznie. W przeciwieństwie do lodu z rzeki są one zupełnie przejrzyste – stanowią wdzięczny materiał rzeźbiarski.

Sztuczny lód produkuje m.in. wrocławska firma Ice Art, której przedstawiciele podczas festiwalu w 2006 roku zajęli trzecie miejsce w konkursie rzeźby lodowej. „Bloki powstają w specjalnych urządzeniach, w których woda zamarza od dołu. Woda musi być idealnie czysta, odfiltrowana z wszelkich zanieczyszczeń, zarówno tych widocznych, jak i niewidocznych gołym okiem. Przechodzi więc przez stację uzdatniania i podlega procesowi odwróconej osmozy” – mówi Jagoda Witukiewicz z Ice Artu. Aby powstał lód o krystalicznej przejrzystości i dużej wytrzymałości, należy usunąć z wody pęcherzyki powietrza: „Przede wszystkim trzeba spowolnić sam proces zamrażania. Woda musi być w ciągłym ruchu. W tym celu używa się pompek akwariowych” – wyjaśnia Witukiewicz. Temperatura w urządzeniach wynosi –20 stopni C, a powstały w ten sposób lód ma jeszcze jedną zaletę – wolniej topnieje.

SCHODY I ZJEŻDŻALNIE

 

Bloki lodowe najprościej połączyć ze sobą za pomocą rozgrzanej metalowej płyty, palników lub… żelazka! W ujemnej temperaturze mokre powierzchnie momentalnie przywierają do siebie, tworząc solidną konstrukcję.

W skomplikowanych realizacjach wykorzystuje się także specjalnie przygotowaną zamarzniętą wodę: spoiwo nazywane snice (snow + ice), które wygląda jak śnieg, ale ma fizyczne cechy lodu.

Aby nadać lodowym blokom pożądany kształt, wykorzystuje się najróżniejsze narzędzia – oprócz dłut, skrobaczek i szlifierek, także tasaki, piły łańcuchowe i tarki do jarzyn.

W Harbinie z lodu wykonane są nie tylko ściany budowli, ale i posadzki, dlatego na terenie całego parku stoją specjalne urządzenia, z których wydobywa się para wodna – zamarzając w powietrzu, tworzy na ziemi antypoślizgową powłokę z maleńkich kryształków. Sporym wyzwaniem jest zaprojektowanie lodowych schodów, a tych w całym kompleksie pojawia się wyjątkowo dużo. Stopnie są co prawda szerokie, ale warto pamiętać o odpowiednim obuwiu. Na szczęście po schodach nie trzeba schodzić, co w tych warunkach jest dużo trudniejsze niż wchodzenie. Prawie z każdego obiektu prowadzi w dół lodowa zjeżdżalnia. Niektóre mają wysokość nawet kilku pięter, inne wiją się łagodnie przez kilkadziesiąt metrów. Na terenie znajduje się też lodowisko, lodowe labirynty, bary oraz lodowy hotel.

To zimowe królestwo nie byłoby nazywane Disneylandem, gdyby nie jego oświetlenie. Tysiące wielokolorowych neonowych jarzeniówek rozświetla przezroczyste bloki, nadając im fluorescencyjną barwę. Od zeszłego roku stosuje się także diody LED, które nie tylko zużywają o wiele mniej energii i sprawdzają się w temperaturze dochodzącej do –30°C, ale też nie wydzielają ciepła. Jest to o tyle ważne, że oświetlenie wraz z całym oprzyrządowaniem jest często „zatopione” w lodowych blokach. Budynki, na których umieszczono diody, mogą teraz też zmieniać kolor.

Lokalna tradycja każe wywodzić festiwal od pochodzącego z XVII w. obyczaju wytwarzania lodowych lampionów. Wodę w wiadrach wystawiano na mróz, a kiedy zamarzła po bokach, resztę wylewano. Do powstałej w ten sposób lodowej skorupy można było włożyć lampę albo świeczkę. Takich latarni używano podczas świąt i do ozdabiania zewnętrznych ścian domów.

Bardziej prawdopodobne jednak, że sztuka tworzenia lodowych dzieł w Harbinie ma rosyjskie korzenie. Od czasów budowy Kolei Wschodniochińskiej w mieście żyło wielu Rosjan, Polaków i Żydów (europejskie wpływy widać zresztą do dziś w harbińskiej architekturze). Podczas prawosławnego święta Jordanu, przypadającego 19 stycznia, wierni podążali nad brzeg rzeki, by dokonać Wielkiego Poświęcenia Wody. W krze wycinano przerębel w kształcie krzyża i trzykrotnie zanurzano w wodzie krucyfiks. Stawiano też lodowy ołtarz lub nawet całą cerkiew ze śniegu i lodu (często barwionego na kolorowo).