Wszystko zaczął Netflix, a teraz inni idą jego śladem
Od dobrych kilku lat Netflix eksperymentował z ograniczeniem współdzielenia kont i w końcu mu to wyszło. W kwietniu serwis wprowadził nowe zasady, które szybko zaczęły obowiązywać na całym świecie. Udostępnianie hasła osobom spoza naszego gospodarstwa domowego zawsze było wbrew regulaminowi, ale teraz jest to właściwie niemożliwe, bo dostęp szybko jest blokowany. Z tej sytuacji są więc tylko dwa wyjścia – wykupienie własnej subskrypcji albo dopłacanie 9,99 zł za dostęp do czyjegoś konta. Wcześniej takie dzielenie się opłatami było bardzo korzystne, bo przy najdroższym planie miesięczny koszt na osobę wynosił zaledwie 15 złotych. Teraz wzrósł on do niecałych 25 złotych, choć nie można powiedzieć, by całkowicie pozbawiło to sensu takiego współdzielenia kont. Nadal zostaje kwestia jakości wideo, bo w planie Standard mamy do dyspozycji tylko HD, podczas gdy lepsza jakość zarezerwowana jest dla droższych planów. Jeśli jednak zależy nam tylko na kosztach oraz wygodzie, założenie własnego konta jest raczej rozsądniejszą opcją.
Śledząc na bieżąco działania Netfliksa w ostatnich latach, a także monitorując nieco nastroje użytkowników z całego świata, wypowiadających się w sieci na temat platformy, spodziewałam się, iż ten pomysł nie wypali. Cóż, tak to wyglądało – ludzie mocno narzekali na słabą jakość produkcji i twierdzili, że tylko przyzwyczajenie i niska cena przy dzieleniu się kontem trzyma ich jeszcze przy serwisie. Jeśli będą musieli płacić więcej, zrezygnują. Tymczasem wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, by pierwszy raport finansowy zweryfikował takie gadanie. Okazało się bowiem, że Netflix zaliczył gwałtowny wzrost liczby subskrypcji, czego, nawiasem mówiąc, sam się nie spodziewał.
Czy w tych okolicznościach zdziwi kogoś fakt, że konkurencja chce iść jego śladem? Mnie zupełnie to nie dziwi. Dowiedzieliśmy się właśnie, że od 12 października – na razie tylko w USA – nowy cennik wprowadzi Disney+. Mowa o podwyżce najtańszego planu aż od 3 dolary – z 10,99 do 13,99 dolara miesięcznie. Bez zmian pozostanie cena opcji z reklamami, co ma zachęcić do korzystania z niego tych, którzy chcą oszczędzić. Doszły do tego jeszcze zmiany w subskrypcji Hulu i podwójny pakiet, jednak to akurat nas nie obowiązuje. Bardziej istotne są podwyżki w Europie, które też z pewnością się pojawią, choć na ten temat szczegółów jeszcze nie poznaliśmy. Można się jednak spodziewać, że skoro obecnie dostęp kosztuje 28,99 zł, po podwyżce może on sięgnąć nawet 35 złotych miesięcznie, o ile nie więcej.
Spodziewam się, że nowy cennik może zacząć u nas obowiązywać już od 1 listopada. Wtedy bowiem Disney+ rozszerzy dostępność planu reklamowego poza USA, więc wydaje się, że może połączyć te dwie zmiany, na zasadzie „tak, będzie drożej, ale zawsze możecie oszczędzić, oglądając reklamy”. Koszt takiej subskrypcji w regionie EMEA ma wynosić 5,99 euro miesięcznie, choć wiadomo, że będzie to również dostosowane do poszczególnych rynków. W Polsce w przeliczeniu płacimy przecież mniej niż np. w Niemczech, dlatego i tutaj cena będzie też niższa. Mogę jedynie spekulować, ale możliwe, że będzie to koszt w granicach 19,99 – 24,99 zł. To tylko moje domysły, więc nie polegajcie na nich za bardzo.
Podwyżka na Disney+ to za mało, trzeba też coś zrobić ze współdzieleniem kont
Biorąc pod uwagę sukces Netfliksa po ograniczeniu dzielenia się hasłem, nie trzeba było długo czekać na podobne plany ze strony konkurencji. Obecnie Disney+, tak samo jak Netflix kiedyś, niezbyt zwraca uwagę na to, kto z naszego konta korzysta. Dzięki temu miesięczne opłaty — podzielone na kilka osób — to naprawdę groszowa sprawa. Tymczasem te praktyki zostaną wkrótce ukrócone. Dyrektor generalny Disneya, Bob Iger, ostrzegł już, że Disney „aktywnie bada sposoby” rozwiązania kwestii udostępniania kont.
Jeszcze w tym roku zaczniemy aktualizować nasze umowy abonenckie o dodatkowe warunki dotyczące naszych zasad udostępniania, a w 2024 r. wprowadzimy taktyki mające na celu zwiększenie monetyzacji – powiedział Iger.
W przypadku Netfliksa chodziło o ponad 100 milionów osób, które korzystają z serwisu wbrew regulaminowi. Disney odmówił podania jakichkolwiek liczb, ale określił ją jako „znaczącą” i powiedział, że firma „uznała to za prawdziwy priorytet”. Nie ma się więc co łudzić – jeśli korzystacie ze znajomymi z Disney+, za jakiś czas nie będziecie mogli już tego robić.
Czy powoli znów wkraczamy w erę piractwa?
Patrząc na rosnące ceny usług subskrypcyjnych, trudno nie zacząć zastanawiać się nad tym, czy nie doprowadzi to wkrótce do powrotu złotej ery piractwa. Spotify podniosło ceny, YouTube Premium też kosztuje więcej, podobnie jak Apple Music. Teraz Disney również idzie w tym kierunku i mogę się założyć, że na tym się nie skończy. Jasne, na razie zmiany obejmują głównie Stany Zjednoczone, ale nie łudźmy się, na tym się nie skończy. Nowe cenniki dotrą też do nas. Świat zmaga się z kryzysem, inflacja nadal jest wysoka, a ludzie powoli zaczynają zmieniać swoje przyzwyczajenia.
Przywykliśmy do wygody, jaką dają subskrypcje. Firmy doskonale o tym wiedzą, bo ten model rozprzestrzenia się nadal, obejmując kolejne usługi. Jednak wraz z rosnącymi kosztami, trzeba będzie zastanowić się, z czego można zrezygnować. Opłacanie kilku abonamentów stanie się wręcz luksusem, na który nie wszyscy będą mogli sobie pozwolić. W takim wypadku, kwestie moralne związane z legalnym dostępem do programów, muzyki, filmów czy seriali, zaczną być spychane na margines i zastępowane przez potrzebę oszczędności. To z kolei może skończyć się piractwem. Trudno bowiem zrezygnować z kontynuowania ulubionego serialu, zwłaszcza gdy w sieci bardzo łatwo można znaleźć go z nielegalnych źródeł.
Mogę się jednak mylić, tak samo, jak myliłam się w przypadku Netfliksa. Ograniczenie współdzielenia kont nie spowodowało gwałtownego spadku subskrybentów – wręcz przeciwnie. Z tym może być tak samo. Możliwe, że już tak uzależniliśmy się od subskrypcji, iż rezygnacja z nich będzie dla większości wręcz niewykonalna. Ludzie będą woleli zagryźć zęby, oszczędzić na czym innym, byleby nie pozbawiać się dostępu do treści, które do tej pory były na wyciągniecie ręki. Trudno jednak spekulować na temat przyszłości. Zmiany są nieuniknione i dopiero czas pokaże, jak to wpłynie na globalnych odbiorców.