NASA rozbiła kosmiczną skałę i możemy mieć przez to kłopoty. Jej odłamki zachowują się w nieprzewidziany sposób

Może się okazać, że misja DART, w ramach której inżynierowie NASA przeprowadzili kontrolowaną demolkę obiektu znanego jako Dimorphos, była niczym niedźwiedzia przysługa dla ludzkości. Nowe doniesienia poświęcone zachowaniu powstałych odłamków nie napawają optymizmem.
NASA rozbiła kosmiczną skałę i możemy mieć przez to kłopoty. Jej odłamki zachowują się w nieprzewidziany sposób

Ale przenieśmy się do początków całej historii. We wrześniu 2022 roku odbyła się główna część misji DART. Jej celem było uderzenie sondy w powierzchnię Dimorphosa, czyli naturalnego satelity krążącego wokół planetoidy Didymos. I choć obiekty te nie stwarzały realnego zagrożenia dla Ziemi, to były częścią treningu mającego na celu wykazanie gotowości do usuwania prawdziwie niebezpiecznych ciał.

Czytaj też: Czarna dziura inna niż wszystkie. Zaobserwowano zachowanie rodem z horroru

Wnioski wyciągnięte na podstawie kolizji oraz jej następstw zasugerowały, że całe przedsięwzięcie przyniosło oczekiwany skutek. Tor lotu Dimorphosa zmienił się, co nastrajało optymistycznie przed hipotetycznymi misjami, których stawką byłoby przetrwanie ludzkiej cywilizacji. Astronomowie kontynuowali śledzenie tego układu, a do października 2026 roku w jego okolice ma trafić sonda wysłana w ramach misji Hera.

Zanim do tego dojdzie naukowcy próbują przewidzieć potencjalne konsekwencje misji DART. Przeprowadzili w tym celu analizy, a wyciągnięte wnioski zaprezentowali w publikacji mającej formę preprintu. Jak sugerują, wytworzenie odłamków powstałych w czasie uderzenia może przynieść długofalowe skutki. Chodzi o potencjalne fragmenty, które na przestrzeni lat dotrą w okolice Ziemi bądź Marsa.

Odłamki powstałe na skutek uderzenia sondy DART w powierzchnię Dimorphosa mogą w kolejnych latach dotrzeć do Ziemi

Tak przynajmniej sugerują przeprowadzone symulacje, wskazujące na realizację przytoczonego scenariusza w ciągu dziesięciu lat. Za nowymi ustaleniami stoją przedstawiciele Politecnico di Milano. Włoscy badacze nie kreślą katastroficznego scenariusza, w którym zagrożone jest przetrwanie ludzkości, ale zaznaczają, że istnieje możliwość pojawienia się fragmentów Dimorphosa, które uderzą w Ziemię w formie meteorów.

Podstawę przeprowadzonych analiz stanowiły dane dostarczone przez instrument LICIACube, który był na pierwszej linii frontu, obserwując uderzenie sondy DART o powierzchnię naturalnego satelity planetoidy Didymos. Informacje te zostały wprowadzone do superkomputerów, które zorganizowały modelowanie. Za jego sprawą astronomowie byli w stanie prześledzić 3 miliony odłamków powstałych na skutek kolizji. Fragmenty te miały od 30 mikrometrów do 10 centymetrów średnicy. 

Czytaj też: Pierwsze wysokiej rozdzielczości zdjęcie Gwiazdy Polarnej. Astronomowie dostrzegli gigantyczne plamy

Przynajmniej część z nich powinna dotrzeć w okolice Ziemi i Marsa w ciągu kolejnych kilku lub więcej lat. Na przykład cząstki wystrzelone z początkową prędkością 1,5 kilometra na godzinę pokonają tę trasę w ciągu siedmiu lat, podczas gdy te poruszające się w tempie 500 metrów na sekundę będą potrzebowały na to trzynastu lat. Jeśli przewidywania się potwierdzą, to misja DART da początek rojowi meteorów znanych jako dimorphidy. I nawet jeśli zagrożenie nie będzie realne, to taki wynik będzie stanowił ostrzeżenie przed kolejnymi działaniami mającymi na celu zmianę trajektorii kosmicznych skał.